Rozmowa z kard. Kazimierzem Nyczem o problemach Kościoła i Polski
Autor zdjęcia: Tomasz Gołąb
O problemach Kościoła i Polski z kard. Kazimierzem Nyczem rozmawia Andrzej Grajewski.
Andrzej Grajewski: W uroczystość Wszystkich Świętych apelował Ksiądz Kardynał o zgodę w społeczeństwie, mówiąc, że nie można żyć w podziałach i nienawiści. Jak budować tę drogę, skoro podziały są tak silne?
kard. Kazimierz Nycz— W tym kazaniu mówiłem o potrzebie dążenia do świętości oraz, chcąc osadzić ten temat w naszych realiach, nawiązałem do bieżących spraw społecznych i politycznych. Powiedziałem, że doszliśmy już do ściany, gdy już nawet politycy zaczynają stawiać pytania, co robić, aby ten poziom agresji i nienawiści w życiu publicznym był mniejszy. Stwierdziłem wtedy, że są to słuszne poszukiwania, ale za tym stoi także pytanie o świętość. To, co powiem, może zabrzmi idealistycznie, ale aby zmienić naszą sytuację, potrzebujemy ludzi dążących do świętości i świętych.
Ks. Kardynał widzi polityków dążących do świętości?
— Oczywiście. Widzę wielu ludzi, którzy w sprawach społecznych potrafią demonstrować swoją wiarę. Oczywiście dostrzegam także po obu stronach polityków, którzy świadomie nakręcają skalę społecznych emocji. Widzę także, jak bardzo negatywną rolę odgrywają w tym media, które nagradzają tych najbardziej krzykliwych, zapraszając ich do swych programów, nagłaśniając ich złe emocje.
Może tak się dzieje, gdyż jest społeczne zapotrzebowanie na show?
— Ma pan rację, i to także jest smutne. Ale to również wynik postępującej komercjalizacji mediów, czerpiących zyski z nagłaśniania emocji w polityce. Tymczasem często uchodzą naszej uwadze sprawy naprawdę ważne.
Jakie?
— Od ich wskazania są politycy, jednak jako obserwator życia publicznego i obywatel mogę wskazać szereg spraw, od których rozwiązania zależeć będzie nasza przyszłość. To kwestia reformy służby zdrowia, systemu emerytalnego, regulacji podatkowych. To także cały kompleks spraw, które pozwolą nam wyjść z zapaści demograficznej. Obserwuję także uwiąd myśli politycznej na obszarze polityki zagranicznej. Wydaje mi się, że nie potrafimy definiować naszych celów i zagrożeń w dłuższej perspektywie, na przykład 20 lat. Brakuje nam mężów stanu, którzy potrafiliby spojrzeć na wyzwania stojące przed Polską nie tylko dziś, ale za kilkanaście lat. Jeśli zasklepimy się w kręgu tematów drugorzędnych, skoncentrujemy się na walce, burzeniu, a nie na budowaniu, trudno nam będzie sprostać wyzwaniom przyszłości. Wyjaśnienie przyczyn katastrofy smoleńskiej, sprawa upamiętnienia ofiar tej katastrofy, to tematy ważne, ale niejedyne w debacie publicznej.
Co dalej z krzyżem spod Pałacu Prezydenckiego?
— Powinien się znaleźć w kościele św. Anny, jak było to ustalone 10 maja, w czasie mojego spotkania z harcerzami. To oni ten krzyż przed pałacem ustawili i sami zaproponowali, aby po miesiącu żałoby został przeniesiony do jednej z pobliskich świątyń. Oni także wybrali kościół św. Anny, a ja ten wybór tylko zaakceptowałem. Gdy decyzje w sprawie krzyża były podjęte, włączyli się w to inni ludzie. Jedni z dobrą wolą, inni z naiwności, ale byli także i tacy, którzy czynili to z kalkulacji politycznej. Chcieli, aby krzyż, przynajmniej na czas kampanii wyborczej, pozostał na miejscu. Po wyborach spór o krzyż miał już wyłącznie kontekst polityczny i był rozgrywany przez polityków obu opcji. Mam nadzieję, że ostatecznie trafi do miejsca, które wybrali harcerze, czyli do kościoła św. Anny.
W kontekście debaty nad ustawą o in vitro pojawia się także pytanie o sumienia polityków katolickich. Czy Ksiądz Kardynał wyobraża sobie sytuację, że nie dopuszcza do przyjęcia Komunii św. przez polityka, którego postępowanie jest wyraźnie sprzeczne z nauczaniem Kościoła?
— Przede wszystkim chciałbym powiedzieć, że cała dziedzina nowych problemów bioetycznych, w tym procedur in vitro, wymaga uporządkowania prawnego, gdyż chodzi o sprawę wielkiej doniosłości — granice ingerencji w człowieka, jakie dzisiaj stwarza medycyna, genetyka, biologia. Jeśli te granice zostaną przekroczone, gatunek ludzki będzie zagrożony. Dlatego Kościół wskazuje na etyczne granice ingerencji w życie człowieka. Pokazuje też wszystkie negatywne strony zapłodnienia in vitro, podkreślając, że jest to metoda sprzeczna z przewidzianym przez Stwórcę sposobem przychodzenia człowieka na świat, poprzez łono matki, a także prowadzi do selekcji zarodków, zabijania zarodków zbędnych. To zaś zbliża tę metodę do eugeniki. Dodam, że niezależnie od tego, jakie prawo w tej kwestii będzie uchwalone, katolik w sumieniu będzie zobowiązany, by z takiej możliwości, stworzonej przez prawo, nie korzystać. Natomiast zadaniem polityka jest doprowadzenie do aktu prawnego, który będzie optymalny od strony moralnej. Jeśli jednak osiągnięcie tego nie będzie możliwe, mimo że uczyniono wszystko w tym kierunku, katolik, którego poglądy na temat absolutnej ochrony życia są powszechnie znane, może głosować za ustawą wadliwą, ale poprawiającą istniejący dotąd stan rzeczy. Dopiero w takim kontekście można rozpatrywać kwestię, o którą pan pytał. Zatem nie wykluczałbym takiej możliwości, że ktoś sam wyłączy się z komunii z Kościołem, czego wyrazem jest przyjmowanie Komunii św. podczas Mszy. Zawsze jednak należy uwzględniać takie okoliczności, jak szacunek dla osądu sumienia tego polityka, możliwości jego nawrócenia się poprzez sakrament pokuty.
Czy polskie doświadczenie na forum kolegium kardynalskiego może być użyteczne?
— Może, pod warunkiem, że dyskusja o problemach Kościoła w Polsce będzie rzeczywiście dotyczyła najważniejszych kwestii, którymi żyje Kościół powszechny. Nie są to w żadnym wypadku problemy polityczne, ale duszpasterskie, wynikające z istoty misji Kościoła. W tym kontekście należy się zastanawiać nie tylko nad tym, co my możemy dać Kościołowi powszechnemu, ale i co możemy od niego wziąć i czego możemy się nauczyć. Dlatego cieszę się, że u boku papieża wraz z kardynałami z całego świata będę mógł słuchać o tym, czym żyje Kościół powszechny. Mam nadzieję, że to wysłuchanie nie tylko mnie będzie wzbogacało, ale także Kościół w Polsce, zwłaszcza Kościół warszawski.
Czy nominacja kardynalska zmienia pozycję metropolity warszawskiego w naszym Kościele i państwie?
— Byłbym ostrożny w tym wywyższaniu człowieka przez nominacje, nawet te największe. Sądzę, że jest ona przede wszystkim wyróżnieniem dla archidiecezji warszawskiej, samej Warszawy, podkreśla jej rangę i znaczenie nie tylko w wymiarze polskim. Jeśli zaś chodzi o ekscytujący, głównie media, problem tzw. przywództwa w polskim Kościele, to powiem, że wszystkie sprawy są jasno określone w statucie Konferencji Episkopatu Polski. Jest jej przewodniczący, zastępca, sekretarz generalny, są statutowe kolegialne gremia, w których także pracuję. Trzeba pilnować tego porządku, gdyż ma on swój głęboki sens. Jeśli chodzi zaś o relacje z państwem, to mam świadomość, że słowa kardynała z Warszawy czasem będą uważniej przez dziennikarzy słuchane. Ale każdy człowiek powinien być odpowiedzialny za swoje słowa, a kardynał pewnie trochę bardziej.
A co jest głównym problemem współczesnego Kościoła?
— Jak słusznie ocenił to Jan Paweł II, a powtarza to teraz za nim Benedykt XVI, który powołał nową strukturę w Kościele, Radę ds. nowej ewangelizacji, u progu nowego stulecia Kościół potrzebuje nowej ewangelizacji.
Czym jest nowa ewangelizacja?
— Ewangelizacja jest zawsze dążeniem do tego, aby Dobra Nowina stawała się sposobem życia ludzi, a nie tylko przyjęciem jej na sposób ideologiczny. Głosimy więc ciągle tę samą Ewangelię, ale chcemy z jej przesłaniem trafić do ludzi współczesnych w ciągle nowy sposób.
Ale tak było zawsze.
— Tak było, ale jednak jest jakaś przyczyna, że Europa w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat całkowicie się zlaicyzowała. Więc nie tylko potrzebuje nowej ewangelizacji, ale także nauczania misyjnego. To jest główny problem Kościoła w krajach tzw. cywilizacji atlantyckiej. Trzeba sobie postawić pytanie, także w Polsce, jak to jest. Czyżby łaska Pana Jezusa zadziałała zbyt słabo, czy może siewcy byli kiepscy, czy nagle popsuł się stan gleby, skoro nastąpił tak znaczący proces laicyzacji w Europie, ale i w Polsce.
Polska staje się krajem misyjnym?
— Im prędzej sobie pozytywnie odpowiemy na to pytanie, tym łatwiej nam będzie zdiagnozować współczesne problemy. Oczywiście pamiętam, że ponad 90 proc. Polaków deklaruje się jako ludzie wierzący. Problem jednak w tym, że nasza religijność zbyt często jest oderwana od codziennego życia. Mówiąc inaczej, nie przekłada się na życie po Bożemu, czyli nie owocuje świadectwem w każdej dziedzinie życia.
Czy dostrzega już Ksiądz Kardynał skutki beatyfikacji ks. Popiełuszki?
— Ostatnie wydarzenia w kraju udowadniają, jak bardzo nam ks. Jerzy jest nadal potrzebny. Jak wiele mamy się jeszcze od niego do nauczenia, m.in. w sposobie reagowania za zło. Trzeba uwierzyć, że zwyciężanie zła dobrem nie jest porażką. Jeśli człowiek nie przyjmie tego z wiarą, będzie chciał oddać, zamiast nadstawiać drugi policzek, gdyż będzie to traktował jako swoją porażkę, nie wyjdziemy z kręgu agresji i odwetu. Beatyfikacja ożywiła także kult ks. Jerzego zarówno w kraju, jak i za granicą. Już ponad 400 parafii poprosiło o relikwie błogosławionego, w tym kilkadziesiąt zagranicznych. Liczba osób odwiedzających grób męczennika na Żoliborzu zwiększyła się dwukrotnie. Wierzę, że Polacy będą także próbowali go naśladować w życiu codziennym, jego wielkie umiłowanie Eucharystii, prostą, lecz głęboką pobożność, odwagę, a przede wszystkim jego wielką troskę o godność każdego człowieka.
Purpura kardynalska symbolizuje gotowość do oddania życia za Kościół. Czy Ksiądz Kardynał pomyślał, że także na nim może kiedyś spocząć taki obowiązek?
— Tak, przyszło mi to na myśl, gdy dowiedziałem się o nominacji. Pamiętałem słowa z kardynalskiego ingresu kard. Karola Wojtyły, który mówił o gotowości przyjęcia cierpienia za Kościół. Było to wkrótce po tym, jak doświadczył pełnej obelg kampanii za list biskupów polskich do niemieckich. Mówił także o gotowości świadectwa ostatecznego. Strzały na Placu św. Piotra w maju 1981 r. spowodowały, że tamte słowa z ingresu kard. Wojtyły nabrały innego znaczenia. Każdy kardynał musi się liczyć z tym, że w związku z funkcją, jaką pełni w Kościele, może czekać go godzina wyjątkowej próby. Jednocześnie jestem świadomy, że znacznie łatwiej wypowiadać słowa o gotowości do wytrwania w godzinie próby, aniżeli zdać taki egzamin. Wzorem dla mnie zawsze będzie ks. Popiełuszko, który wytrwał w swojej godzinie próby, choć nie był kardynałem. •
opr. mg/mg