Pytania młodzieży o wiarę i sakramenty...
Moja starsza siostra zawsze obnosiła się ze swoją religijnością. Opowiadała, jaka to wiara ważna, przekonywała, że religia to najważniejszy przedmiot itp. A w tym roku? Przygotowuje się do matury i .... nie uczestniczyła w szkolnych rekolekcjach. Nie poszła na nauki, bo „nie zdąży się przygotować do matury”. Co myśleć o takiej wierze? Czy ona w ogóle ma wiarę?
Beata
Wiemy, że wobec rodzeństwa bywamy szczególnie krytyczni, ale w tym wypadku wydaje mi się, że postawę owej starszej siostry możemy mocno skrytykować. Wiara to przecież nie tylko mgliste przekonanie, że Pan Bóg stworzył świat. Wiara to przede wszystkim przekonanie, że Pan Bóg nas kocha, że opiekuje się nami, że chce prowadzić. Wiara to ostatecznie konkretna hierarchia wartości.
Często przekonuję, że spędzanie w kościele zbyt długiego czasu może sprzeciwiać się miłości wobec najbliższych. Nie może być tak, że ktoś uczestniczy w dwóch Mszach Świętych dziennie, a rodzeństwo za niego sprząta, pierze i gotuje. Jeśli ktoś bardzo długo codziennie się modli a przez to zaniedbuje swoje podstawowe obowiązki typu odrabiania prac domowych – to jest na pewno poza wolą Pana Boga.
Jeśli jednak panika spowodowana maturą czy jakimkolwiek innym egzaminem sprawia, że ktoś rezygnuje z elementarnych powinności religijnych, to na pewno trzeba to, co ta osoba nazywa wiarą rzeczowo zweryfikować. Uleganie podobnej panice sprzeciwia się Opatrzności Bożej. Może to być nawet grzech śmiertelny. Na pewno rezygnacja z rekolekcji w maturze nie pomoże.
Na szczęście z każdego grzechu można się wyrwać. Aby tylko zobaczyć swój błąd i zacząć współpracować z Łaską Bożą.
Jeden z moich przyjaciół zwierzył mi się niedawno, że podczas Spowiedzi Świętej od pewnego czasu nie wyznaje wszystkich grzechów. Obaj jesteśmy ministrantami, na pewno jesteśmy bardzo zaangażowani w wierze, co ja mam z tym zrobić? Przecież go z tym tak nie zostawię!
Maciek, 16 lat
Przypomina mi się bardzo podobna sytuacja z pewnych rekolekcji, które prowadziłem. Pewnego wieczora do mojego pokoju zapukał jeden z uczestników i poprosił o spowiedź. Jeszcze nim ta spowiedź się zaczęła, to powiedział mniej więcej takie słowa: „Musiałem przyjść do księdza, bo... wygadałem się. Wczoraj wieczorem przed sam gadaliśmy z kolegami w pokoju i powiedziałem, że nie umiem wszystkiego wyznać w spowiedzi. Oni od razu mnie zaszantażowali i postawili warunek, ze jeśli w ciągu doby sam się nie zgłoszę do księdza, by wreszcie odbyć ważną Spowiedź, to oni na mnie nakablują. Wiem, ze mówili to z przyjaźni, nawet nie mam do nich pretensji”
Można spróbować takiego życzliwego szantażu. Można namówić go na udział w jakichś wyjazdowych rekolekcjach i tam zachęcić do szczerej spowiedzi. Może trzeba rozejrzeć się za jakimś księdzem, którego tamten się mniej boi, wiemy, że czasem wobec któregoś kapłana ogarnia nas zupełnie niezrozumiały wstyd – na pewno nie jest to postawa dojrzałej wiary, ale też trzeba to próbować zrozumieć.
Na pewno jednak musisz się za niego modlić. Pan Bóg na pewno „da sobie radę” nawet z wielkim skrępowaniem. A wolność po takiej spowiedzi rośnie o kilka poziomów!
(xrs)
opr. aś/aś