Zakon czy rodzina? [N]

Jak rozpoznać swoje powołanie życiowe? Co może świadczyć o tym, że Bóg faktycznie wzywa do kapłaństwa czy życia w zakonie?

Niedawno otrzymałem list od Ewy. Bardzo osobisty, ale pomyślałem, że zacytuję fragment, który pewnie mógłbym włożyć w usta niejednej i niejednego z was, czytelników naszej „Niedzieli Młodych”.

Czas szybko mija. Obecnie jestem na III roku studiów ekonomicznych. Mam w miarę normalną rodzinkę, grono fajnych przyjaciół. Jestem uważana za osobę poukładaną życiowo, radosną, otwartą na ludzi. Na zewnątrz wszystko jest „cacy”, ale w środku burza dręczących myśli: Co dalej? Nie jestem pewna, jakie jest moje powołanie? Czego Bóg ode mnie chce? Co mam w życiu robić? Największy mój dylemat to wybór pomiędzy małżeństwem a powołaniem zakonnym. Miałam chłopaka Jarka, chodziliśmy ze sobą, ale to się rozpadło. Na studiach poznałam Wojtka, lubię z nim spędzać czas, jest między nami „chemia”, choć oficjalnie nie jesteśmy „parą”. Wkurzam się na siebie, bo mijają miesiące, lata — i nic. Nadal nie wiem — mam być żoną czy zakonnicą?
Proszę Księdza, jak rozpoznać Bożą wolę? Co to w ogóle znaczy „mieć powołanie”? Czytam regularnie Pismo Święte, czasem otwieram je na chybił trafił, żeby się przekonać, czego Bóg ode mnie chce, a tu echo. Żadnego znaku, żadnego konkretu. Proszę mi pomóc.
Ewa

Najpierw chcę zwrócić uwagę na samo słowo „POWOŁANIE”. Jest ono związane z jakimś „wołaniem”. Ktoś „woła”. Tym „wołającym” może być Bóg, nasza własna wola, a nawet zły duch. Fundamentalnym powołaniem skierowanym przez Boga do każdego z nas jest powołanie do świętości: „świętymi bądźcie” (Kpł 11, 44). Zatem w tym życiu, obojętnie czy będąc żoną, czy zakonnicą, mężem czy księdzem mamy się najpierw UŚWIĘCAĆ, czyli upodabniać naszą wolę do Bożej woli, która jest źródłem dobra i szczęścia dla człowieka. To jest pierwsze kryterium „powołania”. Jeśli bowiem „woła” mnie (kusi) zły duch, to jego propozycja na życie związana jest z drogą grzechu, potępienia, a nie uświęcenia.

Stąd najpierw trzeba „badać duchy, czy pochodzą od Boga” (1 J 4, 1).

Jak to robić? Spójrzmy na Marię Magdalenę. Miała kłopot z rozpoznaniem Jezusa, ale wystarczyło, że On zawołał ją po imieniu: „Mario” i natychmiast Go poznała. Jaki wniosek? Aby nie ulegać „wołaniu” (najczęściej są to inteligentne podszepty) złego ducha, trzeba być blisko Jezusa, pozwalać Mu przywołać się po imieniu, jak niegdyś Samuel (1 Sm 3). Nie wszyscy jednak mają taki komfort, jak syn Anny i Elkany, budzony z drzemki codziennych spraw bezpośrednio przez Boga: „Samuelu, Samuelu!”. Najczęściej „mijają miesiące, lata — i nic”. Echo, nawet otwieranie Pisma Świętego nie pomaga. Jak zatem rozeznać, co jest moją wolą, a co wolą Bożą? W najbliższych numerach podzielę się z wami moimi kapłańskimi przemyśleniami na temat woli Bożej, powołania, wyboru drogi życia itd. Pierwsza część — już dziś!

Potrójne sito

„Rozeznać”, to jakby przesiać przez sito. Osobiście proponuję, by przesiewać przez potrójne sito:

1) poddanie się Słowu Bożemu

2) poddanie się dobrej radzie

3) poddanie się życiowym znakom

 

1) poddanie się Słowu Bożemu

Pierwsze sito rozeznania związane jest ściśle z modlitwą osobistą. Trzeba mieć antenę nastawioną na odbiór Słowa Bożego: „Mów, Panie, bo sługa Twój słucha” (1 Sam 3, 10). Woli Bożej trzeba szukać. Pan Bóg domaga się od nas zaangażowania wszystkich ludzkich sił, aby odnaleźć Jego wolę. Serce ma być otwarte na zaskakujący nieraz głos Boga, który

totalnie wywraca nasze życie do góry nogami. Mam kolegę zakonnika, który skończył studia

medyczne, miał dziewczynę, nie tylko była „chemia” między nimi, więcej — termin ślubu, planowali, ile będą mieć dzieci, jak umeblują swój dom, i nagle wmieszał się w to wszystko Bóg i wezwał go do werbistów. Dzisiaj leczy ludzi i głosi Ewangelię na Madagaskarze. Jak sobie Bóg kogoś upatrzy, to nie ma mocnych. Inny przykład. Całkiem niedawno w naszym częstochowskim seminarium opowiadał o swoim życiu ginekolog, dr Tadeusz Wasilewski. Przez lata pracował w klinice, gdzie przeprowadzano „in vitro”. Sam był wyspecjalizowanym

technikiem, który pod mikroskopem dobierał materiał genetyczny i „tworzył” ludzi. Pewnej nocy usłyszał powtarzające się, natarczywe 3 słowa: Jezu, ufam Tobie! Bóg przemówił do niego tak mocno, że zostawił „in vitro” i stworzył pierwszą w Polsce klinikę naprotechnologii. Z technika rozwiązującego problemy niepłodności małżeńskiej przez

„produkcję” dzieci stał się lekarzem leczącym te pary i cieszącym się każdym poczętym przez nie w naturalny sposób dzieckiem.

Czyli: NIE ZAGŁUSZAĆ BOŻEGO GŁOSU SWOIMI „WIDZIMISIĘ”, NIE NARZUCAĆ BOGU SWOJEJ WOLI.

Postaw sobie zatem pytania:

- Czy nie uczepiłeś się jakiegoś własnego schematu, np. szukam żony, szukam męża?

- Czy tylko to sobie zakodowałeś i nie chcesz otworzyć się na być może inne rozwiązania, które przygotował dla Ciebie Bóg...?

- Czy starasz się rozeznawać, czyli: być zasłuchanym w Boga na modlitwie, mieć serce gotowe na przyjęcie Bożej propozycji? Jeśli się mało w ten sposób modlisz, to tym samym dajesz Bogu mniej możliwości, by do ciebie „przemówił”.

2) poddanie się dobrej radzie

Drugie sito w rozeznaniu woli Bożej wymaga posłuchania dobrych rad innych, zwłaszcza swojego spowiednika czy kierownika duchowego, kogoś, kto nas dobrze zna. Warto szczerze OPOWIEDZIEĆ O SWOICH OBAWACH, wątpliwościach. Wybór życiowego powołania związany jest najczęściej z walką duchową. Sam Jezus też jej doświadczał. Zanim podjął się posłannictwa powierzonego Mu przez Ojca, został wyprowadzony przez Ducha na pustynię, aby był kuszony przez diabła. Kierownik duchowy, mądry kapłan czy przyjaciel (mogą to być dobrzy rodzice czy rodzeństwo) pomoże nam odsiać Boże ziarno od diabelskich plew.

Chociaż ostrzegam tutaj przed biernym posłuszeństwem, czyli poddaniem się woli innych, co bywa bardzo wygodne, bowiem potem można zawsze na innych zwalić skutki złego wyboru: to nie moja wina, to jego (ich) decyzja. Taki wyręczony w podjęciu decyzji człowiek zawsze będzie pracował na cudzym, jak ów pierworodny syn z przypowieści o Synu Marnotrawnym (Łk 15, 11-32). On nie czuł się w domu jak u siebie. I potem może być taki niezadowolony z niczego ksiądz na parafii, bo powołanie do kapłaństwa miała jego mamusia albo tatuś (albo babcia), ale nie on. Popchnęli go do seminarium, został księdzem, ale w kapłaństwie jest mu nieswojo. Analogicznie — komuś innemu ciąży małżeństwo, unieszczęśliwia go, bo kiedyś zabrakło mu odwagi, by się rzucić w ramiona Jezusa powołującego: „Pójdź za mną!”. Nie poszedł...

Teraz żałuje!

Dlatego WARTO SIĘ PORADZIĆ. Jak to Mickiewicz mawiał: „W każdym przypadku rada nie zawadzi, gdy się pokora u mądrości radzi”.

3) poddanie się życiowym znakom

Trzecie sito odczytywania woli Bożej związane jest z konkretnymi wydarzeniami w naszym życiu. Bóg daje pewne „DROGOWSKAZY”, predyspozycje. Takimi wskazówkami za wyborem drogi kapłańskiej czy zakonnej mogą być np. powtarzające się sygnały od wielu ludzi, że byłbyś dobrym księdzem czy dobrą zakonnicą. Interesujesz się Biblią, teologią, liturgią, żyjesz „blisko Kościoła” (pomagasz przy parafii, masz kontakty z księżmi, jesteś w grupach przykościelnych) i czujesz się w tym dobrze. Przeżyłeś jakieś niezwykłe wydarzenia, które być może nawiązują do powołania kapłańskiego czy zakonnego, np. spotkanie niezwykłego księdza czy zakonnicy, poruszająca książka, jasne światło na modlitwie itp. Za wyborem drogi małżeńskiej przemawia natomiast to, że np. chłopakom podobają ci się dziewczyny, a dziewczętom — chłopcy i pociąga ich generalnie wizja życia w rodzinie. Albo nie masz odpowiedniego zdrowia czy możliwości intelektualnych wymaganych do kapłaństwa, masz poważne wątpliwości w wierze itp.

Czy można być pewnym swego powołania na 100%? O tym jeszcze napiszę...

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama