Nasi bracia Romowie

O Romach i duszpasterstwie Romów - rozmowa z ks. Stanisławem Opockim, krajowym duszpasterzem Romów

Parę lat temu usłyszałem od Księdza: Jeszcze nigdy nie spotkałem niewierzącego Roma...

O tak, Romowie są z natury bardzo religijni. Niezwykle ważne są dla nich zewnętrzne atrybuty wiary: błogosławieństwo kapłana, poświęcenie domu, pokropienie wodą święconą dosłownie każdego kąta. Romskie domy, tak jak dawniej tabory, wypełnione są religijnymi obrazkami.

Niekiedy ta ich dosłowność stwarza jednak pewne problemy. Romowie nie chcą np. składać przysiąg, bo obawiają się kary Bożej w przypadku krzywoprzysięstwa. Dlatego tak mało z nich decyduje się nadal na ślub kościelny.

Romska dusza jest bardziej metafizyczna?

Ich religijność wynika w dużej mierze z tradycji. To piękne obyczaje, takie z ducha chrześcijańskie: ogromny szacunek dla osób starszych — żaden Rom nie odda nigdy ojca ani matki do domu starców — respekt dla opinii starszyzny, no i przede wszystkim wielka rodzinność. Współczucie i wsparcie w krzywdzie i niedoli. Słyszałem nawet o romskiej rodzinie, która rozbiła namioty na terenie szpitala po to, by towarzyszyć tam swojemu choremu krewnemu.

Namioty?!

Tak. Takie gesty solidarności to dla nich normalne odruchy. Podobnie jak niezwykła gościnność. Wiem, co mówię, bo nocuję niekiedy w domach Romów.

No właśnie, jak wygląda Księdza posługa? Bo chyba duszpasterz Romów nie siedzi ciągle w jednym miejscu?

To prawda, ponad połowę roku spędzam w podróżach. Najczęściej są to kilkutygodniowe objazdy po Polsce. Będąc duszpasterzem Romów, trzeba prowadzić cygańskie życie.

Czym charakteryzują się nasi polscy Romowie?

Zasadniczo są to dwie grupy różniące się nieco językiem, kulturą i tradycją. Bardziej zachowawczy, tradycyjni Romowie to Polska Roma — mieszkają przeważnie w środkowej Polsce, ale jeszcze do lat 60., a niektórzy nawet do 70., wędrowali z wozami cygańskimi.

Polska Roma jest lepiej sytuowana, często trudni się handlem, lepiej sobie radzi w życiu.

To taka romska elita?

Trochę tak. Natomiast na drugim biegunie sytuuje się grupa Bergitka Roma — Cyganie „górscy” zamieszkujący południe Polski.

I tam Ksiądz działa na co dzień?

Tak, mieszkam w Limanowej, pośród Bergitka Roma. Ta grupa naznaczona jest jakby podwójną stygmatyzacją — stoją niżej zarówno od swoich pobratymców z Polska Roma, jak i od nas — „gadziów”, czy po prostu „białych”.

Nie ma takiej możliwości, żeby chłopak z Polska Roma ożenił się z dziewczyną z Bergitka Roma. Oni do tego nie dopuszczą — mają swój klan, odrębną kulturę, własny świat. Cyganie z Bergitka Roma są biedniejsi, słabiej sobie radzą w życiu. Cechuje ich mniejsze przywiązanie do tradycji i kultury cygańskiej. Niektóre z tamtejszych dziewcząt chodzą już nawet w spodniach, co jest nie do pomyślenia w Polska Roma — tam kobieta musi mieć na sobie suknię — i to długą. Nie wolno jej nawet ściąć włosów.

Ale ta romska tradycja musi się chyba gdzieś zderzać z wymogami wiary?

Religijność Romów wymaga czasem szlifu i uświadomienia. Ale po to jest właśnie duszpasterstwo Romów. Jestem ja, są duszpasterze diecezjalni, którzy odwiedzają romskie mieszkania, umacniają, gromadzą na pielgrzymkach, przygotowują do przyjęcia sakramentów.

Często wygląda to tak, że przyjeżdżam do jakiegoś romskiego domu i na miejscu spotykam kilkunastoletniego chłopaka, który nie był jeszcze u Pierwszej Komunii Świętej. A potem w trakcie rozmowy okazuje się, że to samo dotyczy też jego rodziców. No więc pomagam im wszystkim przygotować się do sakramentu. A na końcu rodzice biorą jeszcze ślub kościelny.

I nie irytuje Księdza takie postawienie religii na głowie?

Nie, ja nie jestem od przydeptywania tlącego się knotka. Oczywiście, mógłbym zabawić się w formalistę i ostrym tonem zażądać metryk, papierów i zaświadczeń, a potem odesłać do ich uzupełnienia — tylko że taka postawa przekreśliłaby jakąkolwiek płaszczyznę porozumienia.

Wolę raczej powiedzieć im: dobrze, że chcecie pojednać się z Bogiem, wziąć ślub kościelny, bo będziecie mieć łaskę Bożą i Boże błogosławieństwo. Trzeba im ułatwić drogę do sakramentu, poszukać razem metryki, podejść z życzliwością.

Jan Paweł II na zjeździe duszpasterstwa Romów kilkanaście lat temu powiedział zresztą takie znamienne słowa: świat, który w większej części naznaczony jest dominacją korzyści i poniżeniem braci najsłabszych, powinien zmienić swoją postawę wobec naszych braci koczowników i przyjąć ich nie tylko ze zwykłą tolerancją, ale w duchu braterstwa.

Spotkałem się kiedyś z takim określeniem: Ksiądz Opocki — misjonarz wśród Romów...

Coś w tym jest. My jesteśmy przyzwyczajeni do takiego duszpasterstwa klasycznego — proboszcz, kancelaria, ogłoszenia z ambony — ale gdybym tak myślał, to nic bym nie zdziałał.

Misjonarz musi najpierw nakarmić swoich podopiecznych. Ja też muszę na starcie dać Romom to, czego brakuje im ze strony społeczeństwa — podać życzliwą dłoń, zwalczyć stereotypy, stanąć po ich stronie.

Powiem bardzo wyraźnie: taka postawa nie zaszkodzi Kościołowi, nawet gdyby naraził się przez to innym wiernym. Przeciwnie — Kościół mógłby być kiedyś oskarżony o to, że nie wyciągnął do Romów ręki. A to jest przecież istota personalnego duszpasterstwa.

Wędrówka + Rom = pielgrzymka. To prawdziwe równanie?

Jak najbardziej. Struktura działania naszego duszpasterstwa opiera się właśnie na trzech pielgrzymach: na Jasną Górę — do Matki Boskiej Częstochowskiej, do Rywałdu Królewskiego, gdzie znajduje się obraz Matki Bożej zwanej Cygańską, oraz do sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Limanowej. Ta ostatnia jest największa, odbywa się zawsze w trzecią niedzielę września. Uczestniczy w niej ponad tysiąc osób, przemierzających 5-kilometrową trasę w barwnym korowodzie, w tradycyjnych strojach i na zabytkowych wozach.

Ale Limanowa to miejsce specyficzne — z jednej strony pielgrzymki, a z drugiej konflikty z miejscową ludnością.

Była trudna sytuacja w naszej parafii, kiedy nie chciano zbudować dla Romów świetlicy w osadzie Koszary, bo obawiano się, że zbytnio się „umocnią” i zaczną „dominować”. Takie niedorzeczne fobie. Doszło do konfliktu.

Na szczęście od początku możemy liczyć na wielką przychylność ze strony biskupa tarnowskiego Wiktora Skworca, który bardzo interesuje się romskim duszpasterstwem. Biskup przyjechał do Koszar z wizytą kolędową do Romów, dzięki jego pomocy dostaliśmy też dotację na budowę świetlicy. Sytuacja trochę się uspokoiła.

Trochę?

Tamtejsi Romowie są najbardziej wykluczeni społecznie, naznaczeni największą stygmatyzacją. Proszę zresztą posłuchać, co jeden z przedstawicieli władz powiatu powiedział jakiś czas temu dla „Newsweeka”: „Nie chcę was straszyć, ale w Limanowej jest dzisiaj siedem procent dzieci cygańskich. Za jakiś czas będzie ich dwa razy tyle”.

„Nie chce was straszyć” — samo to słowo, rozumie pan?

...!

I jeszcze inny przedstawiciel lokalnego samorządu: „Romowie mnożą się w Koszarach, zwłaszcza po pielgrzymkach do Limanowej”. I to tłustym drukiem...

Czy w skali ogólnopolskiej negatywny stereotyp romski jest równie silny?

Myślę, że ten zły stereotyp nadal istnieje. Ktoś powie oczywiście, że nie jest rasistą i nie ma nic do Romów, ale gdyby miał ożenić córkę z Cyganem, no to już absolutnie nie.

Taka awersja ukryta.

Za to bardzo silna...

Romowie znajdują się nadal na marginesie, mają problemy ze znalezieniem pracy. Podam przykład: ogłoszenie w gazecie — duża firma drzewna przyjmie do pracy dwie kobiety. Zgłosiły się dwie Romki. Nie, pracy już nie ma. Zadzwoniła anonimowo dziennikarka: Tak, chętnie przyjmiemy. A na drugi dzień znów ogłoszenie: przyjmę dwie kobiety do pracy.

I tak jest w wielu miejscach. Pokutuje nadal błędne przekonanie, że Cygan to złodziej. Ja powiem inaczej: Cyganie nie kradną, kradną złodzieje. A tacy zdarzają się w każdej społeczności.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama