Świadectwo Zdzisławy Kos - osoby niepełnosprawnej, przeżywającej swą chorobę jako powołanie
Delegacja Ogniska Misyjnego Dzieci Niepełnosprawnych im. Matki Bożej z La Salette wzięła udział w obchodach IX Światowego Dnia Chorego w Warszawie w parafii Matki Bożej Lourdzkiej na Pradze. Ze zgromadzonymi misjonarzami i misjonarkami podzielili się świadectwem swego cierpienia Zdzisława Kos i jej syn Łukasz.
Zdzisia ma 42 lata, mieszka w Łaziskach Średnich, ma męża i dwóch synów. Całe jej życie, jak sama mówi, „związane jest z cierpieniem i niepełnosprawnością”. A oto, czym chce się podzielić z Czytelnikami „Gościa Niedzielnego”.
W wieku 19 lat zachorowałam na reumatoidalne zapalenie stawów. Chorobę przyjęłam z wielką wiarą. Przebywając w szpitalu, poznałam mojego męża. Mąż razem z synami opiekuje się mną podczas nawrotów choroby. Zawsze, kiedy wyjeżdżam do szpitala, jestem spokojna o dom, bo mąż wtedy przejmuje wszystkie obowiązki.
Leczę się w Śląskim Szpitalu Reumatologicznym w Ustroniu. Każdy pobyt w szpitalu traktuję jako rekolekcje. W okresach natężenia bólu ogarniała mnie apatia, zamykałam się w domu, unikałam jakiegokolwiek wysiłku, przytłaczał mnie fakt, że jestem bezużyteczna. Sama sobie zadawałam pytanie, jaką postawę przyjąć wobec choroby. Gorąco modliłam się do Najświętszej Dziewicy z Lourdes, by ulitowała się nade mną i dała nadzieję i pokój. Trzy lata temu Bóg dał mi możliwość uczestniczenia w pielgrzymce do Niepokalanej do Francji, organizowanej dla osób niepełnosprawnych przez doktor Halinę Zapotoczny. To spotkanie z ogromem cierpienia, picie cudownej wody, dotknięcie Massabielskiej Skały, polska Msza św. w Grocie, Droga Krzyżowa, kąpiel w wodzie ze świętego źródła oraz błogosławieństwo Najświętszym Sakramentem napełniło mnie taką mocą, że nie potrafię tego wyrazić słowami. Zrozumiałam, że nieść krzyż z Chrystusem, i to nawet przez całe życie, może być prawdziwym powołaniem.
Cieszę się, że należę do Wspólnoty. Służę w Ognisku Misyjnym jako chora. Nie przeszkadzają mi pokrzywione palce ani guzki na rękach, kolanach i stopach, które bardzo bolą. Nie wstydzę się butów ortopedycznych, bo we Wspólnocie czuję się jak w rodzinie. Podczas pielgrzymki do Lourdes zrozumiałam, że tym, co nas łączy, jest zgoda z wolą Bożą i wzajemna modlitwa. Spotkanie z misjonarkami wyjeżdżającymi do Kamerunu, siostrą Tadeuszą Frąckiewicz i siostrami Opatrzności Bożej, ukierunkowało mój dar cierpienia. Moją niepełnosprawność ofiaruję codziennie w intencji uświęcenia misjonarzy i o powołania misyjne.
W I czwartki miesiąca i soboty rano uczestniczę w Liturgii Mszy św. i Różańcu w intencji Ojca Świętego. Mój 12-letni syn Łukasz jest zdrowym dzieckiem. Pełni posługę animatora w Ognisku Misyjnym, pomaga chorym dzieciom, opiekuje się nimi i jest ich wiernym przyjacielem. Mój mąż Jan służy osobom, które poruszają się tylko na inwalidzkich wózkach, ofiarując im swoje ręce. Starszy syn, Sebastian, wspiera Wspólnotę, udostępniając sprzęt komputerowy. Mój brat Andrzej, który mieszka z rodzicami w Tychach, jest także dzieckiem specjalnej troski, posiada legitymację „małego misjonarza” i pomaga nam swą modlitwą.
Życzę wszystkim zdrowym i chorym, aby choć raz w życiu mogli pojechać do Lourdes.
Od 28 września do 8 października br. organizowana jest, pod opieką medyczną, pielgrzymka do Lourdes dla chorych i niepełnosprawnych. Zainteresowani proszeni są o kontakt listowny pod adresem: Halina Zapotoczny, 41-905 Bytom 5, skr. poczt. 19, Ognisko Misyjne Dzieci Niepełnosprawnych im. Matki Bożej z La Salette.
opr. mg/mg