Urodziła dziewięcioro dzieci i jest coraz piękniejsza

Recenzja: Nasze dziecko przyszło na świat, Wyd. Księży Marianów, Warszawa 1995

"Planowaliśmy czworo dzieci, chociaż myślałem o tej czwórce z pewnym niedowierzaniem. Mamy ośmioro dzieci - pięciu chłopców i trzy dziewczynki, czwarta nam zmarła.

Choruję na nieuleczalną chorobę, co znacznie utrudnia normalną aktywność życiową, ale na szczęście nie eliminuje aktywności zawodowej. Obawiam się, by któreś z dzieci nie odziedziczyło po mnie jakiejś skazy na zdrowiu. Lekarz zezwolił mi na założenie rodziny i posiadanie dzieci. I dziękować Bogu, są to dzieci urodziwe, z nauką radzą sobie bardzo dobrze, zapełniają cały dom radością i nie wyobrażam sobie, aby mogło być inaczej.

Przychodziły na świat w trudnych warunkach materialnych i mieszkaniowych, chociaż wielkiej biedy nie przeżywaliśmy. Otrzymywaliśmy stale pomoc ze strony bliskich. Kiedyś kolega powiedział mi otwarcie, że nie miałby odwagi mieć ośmioro dzieci.

Dzieci nie można tak do końca zaplanować, przecież przypadkowej ciąży nie przerwiemy, Bóg zapewne wiedział już dawno o tym, że mają się narodzić. Były chwile, że uświadamiając sobie czekające nas trudy wychowania do pewnego stopnia się załamywaliśmy, ale były to nieodzowne przeżycia towarzyszące dojrzewaniu i dorastaniu - do roli ojca i matki.

Parę lat wstecz, czekając na czwarte dziecko, byliśmy mocno zagubieni. Urodziła się Ania. Byłem jak zwykle odwiedzić żonę w szpitalu, widziałem też na krótko Anię. Byłem pewny, że sobie ją pooglądam dokładnie w domu. Tymczasem po trzech dniach córeczka nasza zmarła z powodu wady serca. Leżała w prosektorium, czekając na sekcję,gdzie potraktowano ją, najoględniej mówiąc, byle jak. Później niosłem ją na rękach w małej trumience, wokół mnie dzieci, żona, babcie. Z bólem serca naszą Anię musieliśmy - zamiast do pieluszek, łóżeczka, które było przygotowane położyć w grobie. Bóg zabrał nam to dziecię chyba albo nawet na pewno, by uświadomić nam, jak jest to cenny dar.

Żona przeszła później też trudne doświadczenie, jakim był poród pośladkowy - ale razem z córeczką wyszły z tego cało, a córka jest dziś rezolutną dziewczynką - po cóż więc na zapas bać się czy wymyślać problemy związane z rodzicielstwem. Zawsze z całych sił staram się pocieszać i uspokajać małżonkę przed każdym porodem. w czasie, gdy znosi trudy ciąży, gdy obawia się o przebieg porodu. Dzieci ciągle nam schlebiają. Jesteśmy dla nich zawsze "Mamusią i Tatusiem". Wierzą nam, ufają i kochają nas.

Żona urodziła dziewięcioro dzieci i jest coraz piękniejsza, wszyscy to mówią, że jest coraz młodsza i piękniejsza. A ja, towarzysz jej życia, staram się być coraz bardziej aktywny, z pewnością bardziej zaradny niż dawniej, kiedy małe sprawy wydawały się trudne. Dziś trudne zadania wydają się być łatwiejsze. Ciężar obowiązków i odpowiedzialności jest duży, ale dzięki opiece Bożej, bohaterskiej wręcz postawie mojej żony - trwamy, żyjemy, rozwijamy się duchowo. Jesteśmy szczęśliwi na miarę naszych marzeń, a mamy wiele planów do zrealizowania. Jest w domu 10 osób, jest całe bogactwo wrażeń, wzajemnych kontaktów. Każdy ma, również i dzieci, zwłaszcza te najstarsze, swoje obowiązki.

Dzieci dużo nam pomagają. Bez tej współpracy trudno sobie wyobrazić funkcjonowanie domu. Życie toczy się nam szybko. Przeżywałem już chwile bliskie śmierci, chwile, kiedy wszystko, co ziemskie, przestaje być ważne. Myśli wtedy są na tyle zmącone, że nie można się ratować rozumem, staje się bezużyteczny. Jedynie gdzieś w głębi jest Bóg, który wyciąga po nas rękę i ratuje. Obserwując nasze życie, widzimy, jak Bóg w nie interweniuje, jak daje nam sygnały, które można odebrać i zrozumieć.

Do domu chętnie powracam. Dom daje poczucie bezpieczeństwa, w domu doświadczam miłości. Czasem pojawia się jakiś lęk przed obowiązkami. Czasem może człowiek chciał, by gdzieś uciec, ale zawsze potem wraca do domu, do rodziny. Świat wyśmiewa życie rodzinne, rodzicielstwo, a liczne, wielodzietne rodziny nierzadko wzbudzają w otoczeniu opinie negatywne.

Mając liczne potomstwo jesteśmy mało "nowocześni" i zagrażamy światu przeludnieniem. Propaganda sugeruje nam. że jesteśmy przeciw polityce państwa, przeciw wielkim planom organizacji międzynarodowych, które chcą nam pomóc, oferując środki antykoncepcyjne, aborcję, ale na pewno nie pomoc w utrzymaniu i wychowaniu dziecka. Okazuje się, że spotyka nas brak akceptacji przez społeczeństwo.

Nie ma się czego obawiać - nie objemy świata, wystarczy kilka klęsk żywiołowych, żeby więcej, o wiele więcej żywności uległo zniszczeniu niż zdolne są zjeść dzieci - których świat nie przyjął. Jest gdzieś w podświadomości ludzkiej, przyzwyczajonej do mniejszego czy większego luksusu obawa,. że trzeba się będzie podzielić chlebem, mieszkaniem. miejscem wypoczynku itd. We wspólnocie rodzinnej trzeba się dzielić dosłownie wszystkim, nie wyłączając czasu, nawet marzeń...

Czy cywilizacja postępu, egoizmu, walki. konkurencji, konsumpcji może to zaakceptować?

Adam

Ta książka to wspomnienia kobiet i mężczyzn, którzy akceptowali macierzyństwo, mimo trudnych sytuacji życiowych. Wspomnienia są wzruszającym "tak" za życiem. Znalazły się w nich z prostotą opowiedziane różnorodne doświadczenia osób, które przyjęły macierzyństwo jako dar, a któremu człowiek nie ma prawa mówić - nie - ponieważ decyzja ta nie leży w jego mocy.

Ludzie, którzy zdecydowali się opowiedzieć o swoim życiu, mają jeszcze coś, co każdemu człowiekowi pomaga znosić wszelkie trudności - silną wiarę. Warto przeczytać tę książkę, umocni każdego w przekonaniu, że człowiek w swoich problemach nigdy nie jest sam, byle jego działaniom przyświecała miłość.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama