Po 33 Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych (2008)
„Drzazgi” Macieja Pieprzycy to jeden z nielicznych polskich filmów, które mogą zainteresować widza. Foto: film polski
Do konkursu głównego 33. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych komisja selekcyjna wybrała 16 filmów. W tym, co zakrawa na skandal, beznadziejne „Ranczo Wilkowyje” Wojciecha Adamczyka.
Film Adamczyka odebrał miejsce w konkursie innemu filmowi. A kilka z nich, jak chociażby „Teraz i zawsze” Artura Pilarczyka, z pewnością bardziej zasługiwało na start w walce o festiwalowe laury. Bohaterem filmu Pilarczyka jest młody chłopak, Marcin, który wstępuje do seminarium. Jego zaskakująca decyzja o oddaniu się w służbę Bogu przyszła dość nagle. Zostawił za sobą wszystko, czym dotychczas żył, a teraz tu, w seminarium, musi przekonać się o swoim powołaniu. To film, który zarówno tematycznie, jak i pod względem stosunku do opisywanej rzeczywistości, idzie pod prąd trendom dominującym w polskim kinie.
Festiwalowe jury rozdzieliło w tym roku prawie tyle nagród, ile filmów znalazło się w konkursie. Połowa z nich otrzymała jakąś nagrodę. Jury zaskoczyło część festiwalowych bywalców, przyznając Złote Lwy „Małej Moskwie” Waldemara Krzystka, a nie faworyzowanym „33 scenom z życia” Małgorzaty Szumowskiej. Film Krzystka jest jednym z nielicznych spośród pokazanych na festiwalu, które mają szansę nawiązania kontaktu z publicznością. A takich powstaje u nas niewiele, choć przecież filmy kręci się dla widza, a nie dlatego, by zaistniały wyłącznie na jednym czy drugim festiwalu.
Perfekcyjny melodramat
Krzystek udowodnił, że potrafi opowiadać. To w polskim kinie rzadka sztuka. Wielu polskich twórców, podejmując nawet ciekawe tematy, nie potrafi po prostu widza zainteresować tym, co dzieje się na ekranie. „Mała Moskwa” to film z podrzędnego, zdaniem wielu, gatunku, jakim jest melodramat. Ale jak nakręcony! Wszystko w tym filmie wydaje się dopracowane do perfekcji. Scenariusz, znakomite wyczucie klimatu gatunku, reżyseria i wysokiej próby aktorstwo. I, co ważne, nie widać w nim tego, co często drażni w polskich produkcjach. Ubóstwa środków finansowych, jakimi najczęściej dysponuje reżyser. Krzystek nakręcił epicką opowieść o wielkiej, tragicznej namiętności, jaka połączyła dwoje ludzi z zupełnie innych światów. Reżyser osadził akcję w konkretnej, egzotycznej być może dla młodego widza rzeczywistości Polski końca lat 60., a scenariusz zainspirowała prawdziwa historia. Akcja filmu rozgrywa się w Legnicy, czyli tytułowej Małej Moskwie, gdzie znajdował się największy garnizon wojsk radzieckich w Europie Wschodniej. Po trzydziestu latach do Legnicy przybywa były radziecki pilot wojskowy. Chce odwiedzić wraz z córką grób swojej żony, Wiery, która zmarła w tajemniczych okolicznościach. Ten powrót do przeszłości i odkrywanie prawdy sprawia, że przepojona nienawiścią do wszystkich córka zmienia swój stosunek do świata. To znakomity, mądry i atrakcyjny film ze znakomitą kreacją Svetlany Khodchenkovej w podwójnej roli, matki i córki.
Trzy w jednym
Na zainteresowanie widza liczyć mogą jeszcze dwa filmy przedstawione w konkursie: „Drzazgi” Macieja Pieprzycy i „Cztery noce z Anną” Jerzego Skolimowskiego. Maciej Pieprzyca, autor pamiętnego telewizyjnego filmu „Inferno”, odbierając nagrodę za debiut reżyserski zauważył, że nagrodę w tej kategorii otrzymuje, startując w Gdyni już po raz trzeci. Dobrze, że tym razem jury doceniło jego talent, bo jest on rzeczywiście jednym z nielicznych polskich reżyserów, którzy „czują kino”.
Jego mozaikowa, składająca się właściwie z trzech przeplatających się nowel, finezyjnie opowiedziana historia rozgrywa się na Śląsku. I to nie jakimś wymyślonym za biurkiem, ale tym głęboko osadzonym w rzeczywistości. Widać, że autor doskonale zna region, o którym opowiada. Zresztą nic w tym dziwnego, bo stamtąd pochodzi. „Drzazgi” mają troje głównych bohaterów, którzy w pewnym momencie stanęli wobec dokonania życiowych wyborów. Bartek właśnie kończy studia, Marta planuje ślub, Robert żyje sobotnim meczem ukochanego klubu. Ale wkrótce zdarzy się coś, co zmieni ich życie. Film Pieprzycy nie powiela modnego obecnie w polskim kinie stereotypu filmowego Śląska, jako ziemi „przeklętej”. Jego film bawi i wzrusza, a scenariusz zachwyca precyzją konstrukcji. Reżyser myli widza, potrafi zaskoczyć nieoczekiwanymi zwrotami akcji, rozśmieszyć absurdalnym dowcipem. Jednak lekkość formy nie zamazuje niebanalnych refleksji na temat nieprzewidywalności ludzkiego losu.
Jacek Piotr Bławut Sympatię festiwalowej publiczności zyskał sobie film Jacka Bławuta „Jeszcze nie wieczór” |
Inny Skolimowski
Skolimowski zrealizował swój film po 17 latach milczenia. „Cztery noce z Anną” to zaskakująca w jego twórczości opowieść o miłości niemożliwej. Leon, bohater filmu, pracownik szpitalnej kotłowni, zakochuje się w jednej z pielęgniarek. Śledzi ją, obserwuje, a ponieważ zdaje sobie sprawę, że ta nigdy nie zwróci na niego uwagi, by być bliżej niej przez cztery noce zakrada się do jej pokoju. Ale ta sytuacja wbrew pozorom nie ma podtekstów erotycznych. To opowieść o ludziach samotnych, outsiderach żyjących na krawędzi społeczeństwa. Pochodzą z różnych kręgów. Jedyne, co ich łączy, to samotność. Czy miłość może przełamać ich izolację? Film Skolimowskiego to doskonale zrealizowany i dopracowany w każdym szczególe thriller psychologiczny, który rozgrywać się może gdziekolwiek.
Bóg niepotrzebny
Film Małgorzaty Szumowskiej „33 sceny z życia”, nagrodzony za reżyserię, nie pozostawia wątpliwości. W świecie bohaterki i jej rodziny nie było i nie ma miejsca dla Boga. Chociaż autorka filmu odżegnuje się od dosłownego przenoszenia osobistych doświadczeń na ekran, nie ulega wątpliwości, że jest to bardzo osobista i szczera, balansująca na pograniczu ekshibicjonizmu wypowiedź, jakich niewiele w polskim kinie. Z pewnością udało się jej przełamać istniejące w polskim kinie tabu. To opowieść o umieraniu pokazanym z dokumentalną wiernością, o przyspieszonym dojrzewaniu odnoszącej sukcesy młodej artystki, która w ciągu krótkiego czasu traci matkę, ojca, a w końcu rozwodzi się z mężem. Utrzymany w czarnej tonacji film, rozjaśniony od czasu do czasu budzącymi wesołość festiwalowej widowni niesmacznymi scenami z udziałem udzielającego sakramentów byłego księdza, otrzymał również nagrodę dziennikarzy. Wątpliwe, by zachwyciła się nim polska publiczność.
opr. mg/mg