Film "Wtorki z Morriem" - wyróżniony licznymi nagrodami - jest zachwycający, ale jakie niesie przesłanie?
Ktoś mnie kiedyś zapytał w jaki sposób panteizm1 przenika nasze życie codzienne, poprzez radio telewizję, różne publikacje, filmy itd.
Prawdę powiedziawszy sposobów jest wiele, w zależności od pomysłu i fantazji autora, ale przede wszystkim od celu jaki się chce osiągnąć. Pewne treści lub symbolika panteizmu, może być częścią akcji, zgrabnie wplecioną w główny wątek, lub równie dobrze, drobnym epizodem w tle. Ważnym jest, aby zaszczepiać tę ideologią, oswajać z nią, nasycać jej treściami, nadając temu wszystkiemu pozór wyjątkowości, albo oczywistości. Dlatego też bardzo istotnym jest sposób przekazu, atmosfera, nastrój.
„Spotkanie” z panteizmem natomiast, może przydarzyć się każdemu i wszędzie i przeważnie wtedy, kiedy się tego najmniej spodziewamy. Mnie też coś takiego przydarzyło się ostatnio.
Od jakiegoś czasu z moją Lady oglądamy wieczorami filmy wypożyczane z podmiejskiej biblioteki. Ponieważ Lady jest przeuroczą 98 - letnią dystyngowaną panią, poczuwam się do tego, żeby filmy te starannie wybierać, co o dziwo wcale nie jest łatwe w tym przeogromnym zalewie nijakiej różnorodności.
Aż tu nagle wydarzenie - trafił mi się film „perełka”, polecany i rozreklamowany przez samą Ophrę Winfrey wyróżniony czterema nagrodami Emmy, oparty na książce, która przez kilka lat była na liście bestsellerów. Film o pięknej przyjaźni między profesorem a jego studentem, tym bardziej cenny, bo oparty na faktach autentycznych. Jednym słowem, coś, czym zachwycił się świat, film pod tytułem „Wtorki z Morriem”.
No to mam ucztę dla ducha, pomyślałam sobie, siadając przed telewizorem.
Poznajemy emerytowanego profesora socjologii Morriego Schwartza, wspaniałego pedagoga, który uczy, prowadzi, inspiruje. Profesor Morrie przedstawiony jest jako ktoś taki, kogo studenci uwielbiają i pamiętają przez długie lata. Doskonały wzór do naśladowania dla tych co sami uczą a także przedmiot marzeń dla tych, co tęsknią za tym, aby spotkać prawdziwego nauczyciela w swoim życiu.
Dodatkowej wyjątkowości i powagi chwili nadaje fakt, że poznajemy profesora u schyłku jego życia, kiedy jest nieuleczalnie chory i wie, że umiera. Nauczanie jego ma teraz szczególną wartość, ponieważ przekazywane jest ono przez pryzmat śmierci. Mottem profesora jest: „Jeżeli wiesz jak umierać, wiesz jak żyć”.
Mitch Albom, wykształcony, zdolny i błyskotliwy dziennikarz sportowy pochłonięty pracą, która wypełnia całkowicie jego życie. Zawsze w biegu, z telefonem przy uchu, więcej przebywa w hotelach samolocie a niżeli w domu. Skutkiem czego, jest prawie o włos od utracenia kobiety którą kocha. Przegapiłby też telewizyjną wiadomość, o śmiertelnej chorobie profesora, gdyby, jak sam o sobie mówi, nie robił wielu rzeczy na raz.
Zdobywa się jednak na piękny gest, pokonując swój pracoholizm i dużą odległość między Detroit a Bostonem postanawia w pewien wtorek, odwiedzić swojego dawnego profesora, nie spodziewając się, że w ten sposób zapoczątkowuje cotygodniowe...
Doskonale wkomponowuje się w cudowną pełną miłości atmosferę domu, otaczającą profesora: kochająca żona, syn, oraz liczne grono wspaniałych przyjaciół i znajomych skupionych na kimś jednym jedynym najważniejszym dla nich wszystkich – profesorze.
A profesor?, mimo, że z każdym dniem, coraz bardziej zdany na nich2, promieniuje pogodą ducha i bystrością umysłu. Nie przestaje nauczać. Mitch dostrzega w naukach profesora wielką wartość, chce je zachować, utrwalić jego głos. Zaczyna je rejestrować. W oparciu o nie, powstanie później książka i ten właśnie film. Ponadto „wiedza życia” profesora rozłożona „na czynniki pierwsze”, wykładana jest obecnie w szkołach średnich i wyższych, na wszystkich poziomach.
Mile zaskoczona tą ogólnie panującą atmosferą miłości, służenia w niesieniu pomocy, wierności staremu nauczycielowi, ważności przebaczania, medytacją o śmierci. Przecież to nic innego jak wartości chrześcijańskie. Z niecierpliwością czekałam, co mi się wydawało oczywiste, na jakieś wyraźniejsze „chrześcijańskie akcenty”.
Zastanawiałam się też, jak to możliwe, że w obecnym postawionym na głowie świecie, świecie przemocy, aborcji i eutanazji został dostrzeżony i wyróżniony ten właśnie film. Rozwiązanie przyszło samo i to bardzo szybko.
Profesora odwiedza narzeczona Mitcha, Janine, zaintrygowana przemianą jaka w nim zaszła, w wyniku spotkań z profesorem. Postanawia go odwiedzić. Okazuje się być drogim i oczekiwanym gościem. Mitch prosi profesora, aby przypomniał opowiadanie o oceanie. Musiało go ono czymś zachwycić, skoro pamięta je, przez te wszystkie lata. Być może, było ono przedmiotem wykładu a może tylko przerywnikiem, pomiędzy.
Teraz zaś, chciał nim uczcić spotkanie dwóch osób, które kocha najbardziej: Janine i profesora.
Janine zasłuchana, Mitch z gorliwości przerywa co chwilę. Miła atmosfera, zrozumienia i szacunku towarzyszy opowiadaniu profesora. Natomiast autorytet jego, nadaje całości rangę nadzwyczajności a przede wszystkim, teraz w obliczu śmierci, autentyczności.
Profesor opowiada o oceanicznej malej fali, która bawi się doskonale, unosząc się i opadając ciesząc się słońcem i wiatrem. W pewnym momencie dostrzega przed sobą inne fale rozbijające się o brzeg. Zaczyna się bać.
Obserwuje ją duża fala.
„O mój Boże zobacz co się zaraz stanie za mną.
Dlaczego się smucisz? pyta duża fala.
Mała fala dodaje: ponieważ zaraz, wszystkie fale roztrzaskamy się i przestaniemy istnieć.
Nie rozumiesz?
Duża fala odpowiada jej: to ty nie rozumiesz, ty nie jesteś falą, ty jesteś częścią oceanu”.
Po chwili, profesor powtarza raz jeszcze: ty jesteś częścią oceanu”.
Duża fala pociesza małą falę, nie ona nie jest żadną malutką falą o zwiewnym kształcie, ona jest częścią ogromnego oceanu. Świadomość małej fali przewartościowuje się. Czyż to nie piękne? Już nie musi się martwić. Jej osobowość, indywidualność też nie jest ważna. Najważniejsze jest zespolenie jej z ogromnym oceanem – stać się jego częścią.
Scenka ocalenia malutkiej fali, doskonale odzwierciedla zespolenie, jedność z całym wszechświatem. - zjednoczenie /rozmycie się/ jednostki z panteistycznym bezosobowym bogiem. Idea panteizmu jest charakterystyczna dla religii Wschodu i mentalności wschodniej, gdzie dominuje aspekt społeczny, jedność kosmiczna a wartość jednostki, jako taka, nie ma takiego znaczenia.
O ile ostanie słowa opowiadania: ty nie jesteś falą, ty jesteś częścią oceanu”odnoszą się do malutkiej fali, to powtórzone, raz jeszcze po krótkiej chwili, mogą odnosić się do Ciebie.
Mogą oznaczać propozycję, przesłanie…a może, stwierdzenie faktu?
....ty, jesteś częścią oceanu”.
A Ty, co Ty na to? Czujesz się częścią oceanu? Chcesz być częścią wspaniałego ogromnego oceanu?
„Jakie to odkrywcze, nowoczesne”?
A może znane. Może już gdzieś tam słyszałeś o „uzdrawiającej energii” wszechświata, kosmosu, ktoś mówił, że jest, tylko trzeba się na nią się otworzyć, pozwolić jej w siebie wejść. Połączyć swoją energię z energią wszechświata. Mówiono o tym, ale ktoś zapomniał dodać, że energię tą nazywają bogiem.
Zachwycenie, zauroczenie, otwarcie się na coś, może stać się przyzwoleniem. Przyzwoleniem woli. Wolna wola to nasza wolność, jedyna rzecz, która dana nam jest, przez Stwórcę, na własność. Ale, Bóg dał nam jeszcze rozum, abyśmy umieli wybrać Go świadomie w wolności i miłości wdzięczni za dar życia i nie tylko. Pismo Święte natomiast wielokrotnie przestrzega nas, abyśmy nie dali się zwieść obrazowi innego boga.
Na wolną wolę działa się poprzez miłość. Dlatego nowoczesne metody jakiejkolwiek psychomanipulacji, nie stosują już form nacisku, czy przymusu /przynajmniej na początku/ a w aurze miłości i wzajemnej przyjaźni, odbywa się granie na uczuciach, bombardowanie miłością i przekaz tego co się chce zaszczepić.
Dlatego też, tak bardzo ważne są nasze fascynacje, marzenia i tęsknoty, bo to od nich zależą nasze wybory.
Koleżanka, zapytała mnie: dlaczego właściwie opowiadanie o fali skojarzyłam z panteizmem a nie z Chrześcijaństwem. „Jeśli jednoczymy się z Bogiem to przecież nie walczymy o naszą indywidualność zbyt natarczywie. Może przez utratę siebie, zyskujemy siebie, jesteśmy cząstką samego Boga?” argumentowała.
Tak, to prawda, nie powinniśmy walczyć o naszą indywidualność wcale, nie tylko zbyt natarczywie, jeśli chodzi o zjednoczenie nasze z Bogiem Stwórcą. Ale we współczesnym bardzo zlaicyzowanym i pseudonowoczesnym świecie ludzie tworzą sobie nowych bogów, albo co gorsza, odkurzają starych i strach pomyśleć, chwila nieuwagi i możemy zachwycić się i zjednoczyć się z czymś, co dla chrześcijanina wcale Bogiem nie jest.
…natura - wszechświat jest bogiem, naturalnym i bezosobowym. Wszystko zamyka się w granicach tejże natury. Z punktu widzenia chrześcijanina natura jest światem zamkniętym w granicach wyznaczonych przez Boga Stwórcę już w akcie stwarzania.
Obraz zjednoczenia małej fali z oceanem w zasadzie wyczerpuje temat panteistycznego zjednoczenia jednostki z wszechświatem w dosłownym tego znaczeniu. Pozostaje jedynie podać techniki umożliwiające łączenie się energii człowieka się z energią wszechświata takie jak: joga, tai chi, sztuki walki, sesje relaksacyjne i inne.
A tak na marginesie -bezosobowy Bóg jest, bardzo wygodny, wprost uniwersalny, można go dopasować do każdej ideologii.
…Bóg jest Osobą, jest Stwórcą. Stworzył człowieka z miłości i powołał go do nieśmiertelności, a to jest coś, co przekracza prawa i granice natury.
I mimo, że przepaść między Stwórcą a stworzeniem jest nieskończona, zjednoczenie duszy z Bogiem, tu za życia, jest możliwe, ale wygląda zupełnie inaczej niż w panteizmie.
Bóg, który jest miłością łączy się z duszą poprzez miłość i prowadzi ją po stopniach miłości do zjednoczenia z Sobą. Dusza idąc na spotkanie z Bogiem, ćwiczy się w cnotach i walcząc ze swoim ego, ogałaca się ze wszystkiego co nie jest Bogiem, aby wypełnić się Bogiem. Bóg uświęca ją, przeobrażając w Siebie. Zjednoczona z Bogiem i przeobrażona w Niego zawsze jest sobą. Nigdy nie zatraca swojej osobowości i odrębności.
Wielu świętym udało się jednoczyć z Bogiem w tym życiu. Jedną z nich jest św. Faustyna Kowalska a oto fragment z jej „Dzienniczka” ukazujący taki właśnie moment:
„Często w czasie mszy św. Widzę Pana w duszy, czuję Jego obecność, która mnie na wskroś przenika. Odczuwam Jego Boskie spojrzenie, rozmawiam z Nim wiele bez słowa mówienia, wiem, czego pragnie Jego Boskie Serce, i zawsze pełnię to co Jemu się lepiej podoba. Kocham do szaleństwa i czuję, że jestem kochana przez Boga”.
„Bez najmniejszego wysiłku czuję głębokie skupienie, które mnie wówczas ogarnęło; nie zmniejsza się, chociaż rozmawiam z ludźmi, ani nie przeszkadza mi do spełnienia obowiązków. Czuję stałą obecność Jego bez żadnego wysilenia duszy, czuję, że jestem złączona z Bogiem…3”.
W zasadzie słowa Faustyny, wyjaśniają wszystko i właściwie tutaj powinnam zakończyć ten artykuł, ale film ten ma dużo więcej atrakcji. Przerósł moje oczekiwania.
Tak, na koniec po prostu coś wspaniałego. To dla tych, który czytając ten artykuł myślą sobie „Co za bzdury? „Jak można w XXI wieku wierzyć, ze wszechświat jest bogiem?
Najdziwniejsze i najżałośniejsze w tym wszystkim jest to, że można, a zwolennicy idei panteizmu swoją niechęć do Kościoła uzasadniają, że…Kościół nie dla nich a dla starych babek…,że ciemnogród…mohery… a oni są nowocześni, wykształceni i wiedzą lepiej, wiedzą w co chcą wierzyć i jak itd., itd….
I właśnie teraz, mamy doskonały przykład na to, w co jest w stanie uwierzyć, „wykształcony” człowiek, któremu się wydaje się, że jest za mądry na to, aby wierzyć w Boga.
Profesor jest dobrym psychologiem, dostrzega i obnaża obawy i lęki Mitcha, ale też w swoim życiu, ma za sobą wiele spraw nie rozwiązanych. Chociażby śmierć matki, kiedy był małym chłopcem i jego dziecięcy dramat z tym związany.
Obaj dżentelmeni profesor i jego student, prawie tak jak, w sesji psychoterapeutycznej odkrywają przed sobą swoje słabości i zranienia.
I tak… dochodzi do pytań tych najważniejszych - egzystencjalnych. Pytań w odpowiedzi na które dawno, dawno temu zrodziła się filozofia a najwspanialsi filozofowie łamali sobie głowy, szukając na nie odpowiedzi. Czy jest Bóg? Kim jest człowiek? Co dzieje się z nim po śmierci? Jak przeżyć dobrze życie? Jak podejmować mądre decyzje? Kiedy jest czas śmierci? itd.
Dla profesora socjologii Morriego Schwartza odpowiedź na wszystkie te pytania jest jedna i to bardzo prosta.
Przyczyną ludzkiej niewiedzy, jak twierdzi profesor, jest co? „nie maja ptaka na swoim ramieniu tak, jak to robią buddyści.
Po prostu wyobrażasz sobie małego ptaka na swoim ramieniu i każdego dnia pytasz go: mały ptaszku, czy dzisiaj jest dzień mojej śmierci? Czy jestem gotowy? Czy moje życie jest takie jakie powinno być? Czy jestem tym, czym powinienem być?
Każdego dnia pytasz, czy to jest ten dzień?
Jeżeli zaakceptujemy fakt, że możemy umrzeć w każdej chwili, inaczej będzie wyglądało nasze życie.
Jeżeli masz ptaka na swoim ramieniu te wszystkie sprawy są bliżej twojego serca”.
Patrzyłam, słuchałam i nie mogłam uwierzyć. To tak, jakby cofnąć się do czasów i religii pierwotnych…Totemizm…a może starożytny Egipt 3000 lat p.n.e…Thot, on miał głowę ptaka…Ale przecież Bóg objawił się prawie 4tys. lat temu i 2tys. lat Chrześcijaństwa a teraz, pan profesor chce całe swoje życie, wszystkie plany i nadzieje oddać w ręce, czyje? Ptaka? Kto mówi przez tego ptaka? Jaki duch?
Mówiłam sobie nie, to nie możliwe, zaraz zaczną się oboje śmiać jak z dobrego dowcipu. Profesor socjologii i ptak na ramieniu, to jakiś horror.
Co na to Mitch? Na pewno da profesorowi delikatnie do zrozumienia, że niestety, ale to nie dla niego.
Ależ nie, Mitch „wykształcony, zdolny i błyskotliwy dziennikarz sportowy”, co robi Mitch?
„Posłuchałem rady Morrie'go. Położyłem ptaka na moim ramieniu”….i największym jego problemem jest, jak w zawierusze codziennego życia, zrobić to dobrze i tego cennego ptaka nie zgubić.
…i książka okazała się bestsellerem, film zdobył kilka nagród...dzieciom i studentom wykłada się tę wspaniałą tę wiedzę…nagrody.. fundacje…wykłady…W! O! W!
Tak, można powiedzieć, że świat się tym zachwycił.
Niech się cały świat zachwyca, ale nie ja.
Ja nie chcę jak mała fala, zatracić się w bezmiarze NICZEGO.
Nie chcę wyimaginowanego ptaka na ramieniu. Nie. On nie będzie rozwiązywać moich problemów?
Światu to może to wystarcza, ale nie mnie.
Bóg stworzył mnie do nieśmiertelności i tym samym przygotował dla mnie dużo, dużo więcej niż może mi dać natura i ja nie chcę się w niej zatracić. To mi nie wystarcza. Dla mnie to za mało. Przyjęcie przeze mnie nauk profesora sprawi, że odwrócę się od tego co jest dla mnie najważniejsze – osobowego Boga, obrażę Go, tym samym utracę całe mnóstwo skarbów jakie On ma dla mnie. Zatracę indywidualność, własną osobowość, odrzucę i zniszczę Boski zamysł, cel i istotę stworzenia mnie. To tylko tak na początek, a co z życiem wiecznym?
Dla mnie, jako chrześcijanki lekcje profesora są lekcjami śmierci.
Ja tego nie chcę, ja chcę tak jak Faustyna!
czuć stale Jego Boską obecność…
odczuwać Jego Boskie spojrzenie…
rozmawiać z Nim wiele bez słowa mówienia…
wiedzieć, czego pragnie Jego Boskie Serce…
zawsze pełnić to, co się Jemu lepiej podoba…
czuć, że jestem z Nim złączona…
kochać do szaleństwa i czuć się przez Niego kochana.
Halina Grajek
Tuesdays With Morrie is regularly taught in high schools and universities around the world and Albom started a private foundation with some of the proceeds, The Tuesdays With Mitch Foundation, to fund various charitable efforts.4
Przypisy:
1
Panteizm - to bardzo, bardzo, stara ideologia, uznająca, że „wszystko jest bogiem” /od pan –wszystko i theos – bóg/, ale bogiem bezosobowym. Bogiem jest cały wszechświat, fauna, flora i człowiek. Wynika z tego specyficzny sposób myślenia:
- przebóstwiający człowieka /człowiek bogiem/ i przyrodę/ Matka
–Ziemia/, dający początek takim ruchom jak zieloni, wegetarianizm…
- odwrotny do chrześcijańskiej moralności, sposobu myślenia i wartości.
Dążeniem panteisty jest zjednoczyć się z bezosobowym bogiem wszechświatem.
2 ALS - stwardnienie zanikowe boczne - odmiana postępującego paraliżu
3 „Dzienniczek” w którym na polecenie spowiednika, siostra Faustyna Kowalska - sekretarka Miłosierdzia Bożego, spisywała wszystkie rozmowy z Panem Jezusem, oraz swoje przemyślenia.
4 Mitch Albom - źródło - Wikipedia
opr. mg/mg