Nigdy wcześniej nie widziałem tak wyraźnie, że Bóg działa, jak na tegorocznym Przystanku Jezus na polach Woodstocku... Słowa "Jezus żyje" - to nie pusty slogan!
Nigdy wcześniej nie widziałem tak wyraźnie, że Bóg działa, jak na tegorocznym Przystanku Jezus na polach Woodstocku. Słowa „Jezus żyje!” od tej pory przestały być dla mnie pustym sloganem.
Razem z dwiema koleżankami Idziemy jedną z głównych dróg na Woodstocku. Mijamy tysiące osób, nieraz z trudem przechodzimy między nimi. Mamy głosić Ewangelię, ale jak tu zacząć i z kim konkretnie rozmawiać? Szybko wpadamy na ciekawy pomysł. Na znalezionym kartonie piszemy dużymi literami: „Lubisz Jezusa? Przybij pionę!”, i zaczynamy spacerować z tym transparentem. Zwracamy uwagę wielu osób i, ku naszemu zdziwieniu, całkiem sporo młodych ludzi przybija nam piątkę. Od razu mamy z kim rozpocząć rozmowę. W końcu spotykamy chłopaka, który deklaruje się jako racjonalista. „Jestem jak św. Tomasz — mówi — dopóki nie dotknę ran Jezusa, nie uwierzę w Niego”. Zgadza się jednak, abyśmy się za niego pomodlili, by mógł poznać Boga. Przyprowadzamy więc naszego racjonalistę do sektora Przystanku Jezus, prosimy jakiegoś księdza o pomoc i zaczynamy się modlić. Po chwili ksiądz — jak się okazało, obdarzony darem proroctwa — mówi do młodzieńca: „Pół roku temu umarł ktoś tobie bliski. Ta śmierć oddaliła cię od Boga”. Chłopak, lekko wzruszony, przyznaje rację. „Oczekiwałeś, że Bóg przeprosi cię za to zdarzenie, ale tego nie zrobił — kontynuuje kapłan. — Dlatego ja teraz w imieniu mojego Pana przepraszam cię za tę śmierć”. Młodzieniec nie nawrócił się od razu w naszej obecności. Po wymianie kilku zdań, poszedł w swoją stronę. Ufam jednak, że całe to zdarzenie zaowocuje kiedyś wiarą w jego sercu.
Mógłbym opisać jeszcze kilka podobnych sytuacji, w których brałem udział na tegorocznym Przystanku Jezus. Już samo obserwowanie tego, co działo się pod przystankowym krzyżem na Woodstocku, było niepowtarzalnym doświadczeniem. Ludzie spowiadali się po wielu latach, płakali, doświadczając Bożej miłości, odzyskiwali nadzieję, radość i sens życia. Na własne oczy widziałem, jak Bóg działa w ludzkich sercach. Ewangelizatorzy mieli w tym swój udział; Jezus posługiwał się nami. Na Przystanek Jezus przyjechałem ewangelizować dlatego, że dostrzegałem w otaczającym mnie świecie sekularyzm, ateizm, brak sensu. Jednak podczas odbywającego się tuż przed Przystankiem Pierwszego Ogólnopolskiego Kongresu Nowej Ewangelizacji moje patrzenie na głoszenie Ewangelii nieco się zmieniło. Szczególnie dały mi do myślenie słowa bp. Grzegorza Rysia: „Potrzeba ewangelizacji nie bierze się stąd, że jest niewiara w świecie, ale stąd, że jest wiara w nas”. Ewangelizatorzy więc nie po to szli na pole Woodstocku, by walczyć z ateizmem, ale by dzielić się doświadczeniem swojej wiary. Takie nastawienie do ewangelizacji daje wewnętrzną wolność. Moim zadaniem jako apostoła Jezusa nie jest bowiem nawracanie innych, ale po prostu podzielenie się tym, co mam w życiu najcenniejszego. To Bóg może zmieniać serca ludzi, nie ja.
Kiedy przygotowywaliśmy się do ewangelizacji na Woodstocku, miałem w sobie różne obawy. Czy moje słowa będą wystarczająco przekonujące? Czy moja relacja z Jezusem nie jest zbyt słaba, abym mógł się nią dzielić z innymi? Czy nie zabraknie mi odwagi albo mądrości? Na Kongresie Nowej Ewangelizacji padło na szczęście wiele zdań, które podniosły mnie na duchu i zmieniły mój sposób myślenia o moich słabościach. W homilii podczas Mszy św. rozpoczynającej Kongres abp Rino Fisichella (przewodniczący Papieskiej Rady ds. Krzewienia Nowej Ewangelizacji), odnosząc się do Ewangelii o cudownym rozmnożeniu chleba, powiedział: „Kiedy jesteśmy wezwani, by zanieść Ewangelię naszym braciom i siostrom, niesiemy wtedy naszą biedę — to, co mamy: 5 chlebów i 2 ryby. Bierzemy tę naszą biedę i wkładamy w ręce Jezusa. Jezus przemienia tę ubogą rzeczywistość i daje do jedzenia tłumowi”. Na Woodstocku doświadczyłem tego, że Bóg posługiwał się mną z całą moją „biedą”. Jako łaskę Bożą odbieram na przykład to, że wielu woodstockowiczów, z którymi rozmawiałem, godziło się, by się za nich pomodlić tu i teraz. Tym bardziej, że część z nich określała siebie ateistami albo agnostykami.
Czy złe samopoczucie, zmęczenie, przykrości doświadczane od innych ludzi są przeszkodą w ewangelizacji?
W żadnym wypadku. Jest wręcz odwrotnie. Bardzo dotknęły mnie słowa o. Antonello i o. Enrique, którzy prowadzili dla nas nauki rekolekcyjne: „Co się stało w grobie Jezusa? Jezus zmartwychwstał! Co ma się zdarzyć w naszych sercach? Czego mamy szukać my, którzy jesteśmy powołani do ewangelizacji? Mamy szukać tego, aby mieć w naszym sercu grób. Na zewnątrz powinniśmy, a wręcz musimy wyrażać całą naszą radość i mamy to robić. Musisz mieć w sobie grób Jezusa i być samemu w tym grobie. Musisz umrzeć w Jezusie!”. Doświadczenie przeciwności i trudności w ewangelizacji pozwala nam w całości powierzyć się Jezusowi, aby to On mógł działać z całą mocą w nas. Słowa ojców rekolekcjonistów dodały mi pewności, aby ruszyć na pole Woodstocku, pomimo to, co odczuwam w moim sercu. Najlepszym przygotowaniem do ewangelizacji jest zawierzenie się Bogu.
Z Przystanku Jezus wróciłem do domu pełen nowych doświadczeń, chęci do działania i świeżego spojrzenia na ewangelizację. Teraz muszę tylko zastosować to wszystko do mojego życia i środowiska. To ono jest teraz moim Woodstockiem.