Listy z Tanzanii - fragmenty
|
Ks. Zenon Zgudziak SDS Listy z Tanzanii |
|
Rzym, 2 lutego 2011
Przewielebny i Drogi Ojcze Misjonarzu!
Czytanie listów afrykańskich przypomniało mi nasze kontakty od czterdziestu lat, a zwłaszcza nasz wspólny pobyt na misjach w Tanzanii. Ja także pragnę dołączyć mój list, ale nie będzie onlistem z Afryki, tylko listem z Rzymu, gdzie od siedemnastu lat pełnię służbę dla naszego zgromadzenia zakonnego, dla Towarzystwa Boskiego Zbawiciela.
Pozwól, Ojcze Zenonie, że mój list zacznę od wspomnień z miejsca, które — chociaż nie ma pięknej nazwy, bo nazywa się Bagno — jest miejscem przepięknym, związanym z naszym Wyższym Seminarium Duchownym, skąd na cały świat wyszły pokolenia salwatorianów. To tam właśnie spotkałem Ojca po raz pierwszy w moim życiu. Ojciec był wówczas rektorem, a ja rozpoczynałem studia na pierwszym roku filozofii. Jednak po tym pierwszym roku studiów Ojciec mnie pożegnał, gdyż zostałem wezwany — jako jeden z wielu represjonowanych w tym czasie przez władze komunistyczne kleryków — na dwa lata do służby wojskowej i z ciężkim sercem musiałem opuścić dom formacyjny, przerwać studia. Wtedy też żegnaliśmy Ojca. Doskonale pamiętam to pożegnanie. Wyjeżdżał Ojciec na misje do Tanzanii. Był Ojciec jednym z pierwszych polskich salwatorianów, którzy pośpieszyli do Tanzanii, aby pomóc w rozwoju diecezji Nachingwea, która została powierzona naszej salwatoriańskiej trosce.
Liczba polskich salwatorianów wzrosła potem do dwudziestu siedmiu, ale obecnie bardzo się zmniejszyła. Jednakże wzrosła liczba miejscowych salwatorianów. Jest to normalny proces przekształcania się Kościoła misyjnego w miejscowy Kościół tubylczy. Tak było od czasów pierwszych misjonarzy, Apostołów, i tak jest do dnia dzisiejszego.
Decyzja Ojca o wyjeździe do Tanzanii była dla nas wszystkich wielkim zaskoczeniem. Wiedzieliśmy jednak, że była ona przemyślana, przemodlona, wybór byłego Prowincjała i Rektora seminarium. Nie ukrywam, że ta decyzja była dla nas, alumnów, również zachętą, wskazaniem na opcję misyjną, na uniwersalizm naszego zgromadzenia zakonnego. Przyznam się, że była też jednym z powodów tego, że wiele lat później również ja dołączyłem do pracy misyjnej na Czarnym Lądzie.
Tak się złożyło, że podczas mojej posługi misyjnej w Tanzanii, kiedy pełniłem urząd przełożonego misji, Ojciec zdecydował się zakończyć pracę misyjną, i to ja wówczas miałem ten zaszczyt pożegnać Ojca i serdecznie Ojcu podziękować za dwadzieścia lat trudów misyjnego posługiwania.
Wydanie drukiem listów afrykańskich jest dla mnie ponowną okazją, aby jeszcze raz podziękować Ojcu za długie lata pełnej poświęcenia pracy misyjnej. Wiele się wydarzyło w tym czasie. Ojciec, pracując w Nandembo, był odpowiedzialny za nowicjat pobożnego zrzeszenia braci zakonnych o duchowości salwatoriańskiej. Był to ważny okres, który prowadził do decyzji, aby tych braci zakonnych przyjąć do naszego zgromadzenia zakonnego, oferując im pełne członkostwo. Dziś, po latach, mamy przeszło dziewięćdziesięciu tanzańskich salwatorianów, a ich liczba nadal rośnie. W tym roku nasza Misyjna Prowincja w Tanzanii ma dwudziestu dwóch kandydatów i prawie trzydziestu alumnów, którzy studiują w salwatoriańskim Uniwersyteckim Kolegium Jordana w Morogoro. Gdyby Ojciec nie przyjął odpowiedzialności za nowicjat podczas pobytu w Nandembo, na pewno nie mielibyśmy dzisiaj tylu rodzimych salwatorianów, i z pewnością nie mielibyśmy salwatoriańskiej uczelni w Morogoro, która została przez nas założona ze względu na rosnącą ilość zakonnych kandydatów do kapłaństwa. Nie będę ukrywał, że posługa Ojca jako konsultora misyjnego, poprzez uczestnictwo w zarządzie i podejmowanie ważnych decyzji, przyczyniła się znacznie do rozwoju naszej misji.
Podczas wspólnego pobytu w Tanzanii pracowaliśmy w różnych apostolatach i miejscach, niekiedy bardzo odległych od siebie. Dlatego nigdy nie byliśmy razem na polowaniu na lwy ludojady, ale zawsze łączyła nas wspólna troska o rozwój Kościoła misyjnego i naszej salwatoriańskiej misji. Ojcze Zenonie, rozwinął Ojciec misję w Nanjota po pobycie w Nandembo, a potem był świadkiem początków nowej parafii i Świętego Maksymiliana Kolbego w stolicy Tanzanii Dar es Salaam. W dniu 25 września ubiegłego roku (2011) parafia ta obchodziła srebrny Jubileusz 25-lecia swego istnienia. Dała ona początek dwóm innym parafiom w stolicy Tanzanii i wspaniale się dalej rozwija. Jego Eminencja Kardynał Polikarp Pengo, Ordynariusz Archidiecezji Dar es Salaam i Przewodniczący Konferencji Episkopatów Afryki i Madagaskaru, przebywa często w naszym domu zakonnym w Rzymie. Tak się złożyło, że właśnie gości teraz u nas. Dowiedział się o zamiarze opublikowania listów z Afryki i dlatego on sam również przygotował niewielki tekst, w którym napisał coś więcej na temat Ojca Misjonarza, a zwłaszcza o jego założycielskiej pracy w Nanjota i Dar es Salaam, oraz o posłudze konsultora diecezjalnego, gdyż był on wtedy ordynariuszem w tych diecezjach i posługę Ojca wdzięcznie wspomina.
Zanim nasze misyjne drogi się rozeszły, spotkaliśmy się w szpitalu w Monachium. Ojciec Misjonarz miał operację i ja w tym samym czasie leczyłem się na kręgosłup nadwyrężony z powodu złego stanu afrykańskich dróg, a raczej misyjnych bezdroży. Obaj dzięki Bogu powróciliśmy do zdrowia. Po pamiętnym zamachu terrorystycznym w USA w dniu 11 września dane mi było obchodzić 10-lecie polskiej fundacji w Kanadzie wraz z jej współzałożycielem Ojcem Zenonem. Spotykamy się też czasem na Ziemi Ojczystej. Ostatnie takie spotkanie odbyło się w czasie pogrzebu księdza profesora Tadeusza Stycznia SDS, przyjaciela Czcigodnego Sługi Bożego, błogosławionego Jana Pawła II.
Tak się składa, że znam osobiście autorki niektórych listów afrykańskich, a z panią Zofią, siostrą Ojca, mam do dzisiaj kontakt korespondencyjny z okazji świąt.
Nasze wspólne życie misyjne przeminęło, ale trwa ono nadal w historii naszej salwatoriańskiej misji i tanzańskich diecezji. W obecnym czasie, indywidualizmu i kryzysu rodziny, dziękujemy Panu Bogu za dar więzi rodzinnej i dar prawdziwych przyjaźni oraz cenny dar zgody i współpracy, które pomogły przetrwać różne „tropikalne burze” naszego życia misyjnego. Zawsze po tych „burzach” słońce rozjaśniało mroki i ukazywał się oszałamiający błękit afrykańskiego nieba. Tego życzę Czytelnikom listów na ich drodze życia. Niech słońce i błękitne niebo rozjaśnia wszelkie chmury, których nie brak w naszym codziennym życiu.
opr. ab/ab