Jak świecki katolik ma odkryć swój potencjał i swoje miejsce w Bożych planach? Poznaj historię Toma, Jill i Michaela
Rozdział V książki:
Katolicy, powróćcie do Domu.
Niezwykły Boży plan na Twoje życie
Wydawnictwo Św. Wojciech 2014
ISBN 978-83-7516-701-6
Podstawowym celem formacji świeckich katolików jest coraz pełniejsze odkrywanie przez nich własnego powołania i coraz większa gotowość do tego, by żyć nim w wypełnianiu własnej misji. (...) Wierni świeccy, w rzeczywistości, „są wezwani przez Boga, aby wykonując właściwe sobie zadania, kierowani duchem ewangelicznym przyczyniali się do uświęcenia świata na kształt zaczynu, od wewnątrz niejako, i w ten sposób przykładem zwłaszcza swego życia, promieniując wiarą, nadzieją i miłością, ukazywali innym Chrystusa”.
Papież Jan Paweł II
Wiele lat temu, podczas kursu na temat sprzedaży motywacyjnej, prelegent narysował wielką górę lodową na tablicy. Blisko szczytu naszkicował falującą linię oznaczającą powierzchnię oceanu. Potem wskazał na wielką masę poniżej poziomu fal i zapytał: „Co to jest?”. Ktoś odpowiedział: „Dół góry lodowej”. Prelegent powiedział: „Tak, ale bardziej precyzyjnie można powiedzieć, że jest to niewidoczny potencjał góry lodowej. Widzimy tylko dziesięć procent góry lodowej, ale dziewięćdziesiąt procent jej powierzchni pozostaje dla nas pewną tajemnicą, czyż nie?”.
Jesteśmy w dużym stopniu podobni do tej góry lodowej. Ty i ja wykorzystujemy jedynie odrobinę tego potencjału, jaki Bóg zaszczepił w nas. Wyobraź sobie, jak nasze życie zmieniłoby się, jak wiele zyskałby świat, gdybyśmy zaczęli używać pozostałych dziewięćdziesięciu procent naszych błogosławieństw, darów, charyzmatów i talentów, które leżą pod powierzchnią naszej osobowości.
Ludzie, którzy są daleko od Kościoła, cierpią na „mentalność góry lodowej”, gdy chodzi o Kościół — widzą jedynie ułamek tego, co Kościół ma do zaoferowania; nie mają pojęcia, o ile więcej piękna i wspaniałości leży pod powierzchnią, czekając tylko na odkrycie.
Niedługo po rekolekcjach, które zmieniły moje życie, Jill, moja znajoma sprzed lat, spotkała się ze mną na śniadaniu. Gdy tak rozmawialiśmy o tym, co ostatnio zdarzyło się w naszym życiu, powiedziałem jej o moim doświadczeniu nawrócenia i podsumowałem najważniejsze wydarzenia z rekolekcji. Jill wspomniała wtedy, że chociaż była wychowana jako luteranka, niektórzy z jej krewnych byli katolikami i od czasu do czasu zastanawiała się, czy również nie przejść na katolicyzm. To wprowadziło nas do głębszej rozmowy o Kościele i wierze.
Kilka miesięcy później Jill rozpoczęła przygotowanie do Obrzędu Chrześcijańskiego Wtajemniczenia Dorosłych w katolickiej parafii. Jeszcze przed przyjęciem do Kościoła została entuzjastyczną nowicjuszką katolickiej ewangelizacji. Pewnego wieczoru zadzwoniła, żeby zapytać, czy nie miałbym chęci porozmawiać z jej przyjacielem Michaelem, który oddalił się od Kościoła. Miało to miejsce zaledwie kilka miesięcy po moim nawróceniu, więc pomysł, żeby rozmawiać o wierze z kimś zupełnie nieznajomym, wprawił mnie trochę w zakłopotanie. Mimo to zgodziłem się z nim porozmawiać. Pomyślałem, że po prostu będę mówił prosto z serca i ufał, że Bóg podsunie mi to, co mam powiedzieć.
Następnego dnia Michael zadzwonił. Perspektywa rozmawiania o tak delikatnej sprawie, jak wiara, z kimś obcym trochę mnie krępowała, ale z Bożą pomocą rozmowa toczyła się naturalnie. Po czterdziestu pięciu minutach tej telefonicznej rozmowy powiedział: „Wracam. Już od lat miałem potrzebę, aby to zrobić, i jestem przekonany, że dobry Bóg zaprasza mnie z powrotem”. Był to ekscytujący moment. Michael podjął decyzję, która zmienia życie, a ja byłem wdzięczny i zawstydzony tym, że Duch Święty pozwolił mi być narzędziem w jego powrocie do Kościoła. Jill zadzwoniła, dziękując za rozmowę z Michaelem. Wspomniała o tym, jak podekscytowany był swoim powrotem do Kościoła, bo odszedł od niego, kiedy jego dzieci były jeszcze bardzo małe. Jednak kiedy Jill zadzwoniła dwa dni później, jej głos brzmiał bardzo ponuro. Zaczęła od stwierdzenia: „Dziękuję jeszcze raz za pomoc Michaelowi, ale mam dla ciebie złe wieści. Michael zmarł dziś rano”. Będąc w kompletnym szoku, zapytałem z niedowierzaniem:
— „Ten sam facet, z którym rozmawiałem przez telefon dwa dni temu?” — „Tak, właśnie zmarł” — powtórzyła Jill. Trudno mi było pojąć, że ten miły gość zmarł tak nagle. Jill mówiła dalej: „Ale dzwonię do ciebie w innej sprawie. Nie tylko po to, żeby przekazać ci tę wiadomość, ale wiesz, teraz musimy pomóc jego rodzinie. Oni również nie chodzili do kościoła od lat, ale chcą, żeby Michael miał katolicki pogrzeb. To wszystko jest trochę skomplikowane. Ksiądz powiedział, że może zorganizować czuwanie w domu pogrzebowym, ale nie może odprawić pochówku z powodu innego zobowiązania tego samego popołudnia. Powiedział, że człowiek świecki mógłby odmówić modlitwy pogrzebowe przy grobie, więc czy mógłbyś to zrobić dla rodziny?”. Myślałem, że Jill żartuje. Niemniej jednak zgodziłem się pomóc w jakikolwiek sposób się da. Chciałem się jednak upewnić u mojego duszpasterza co do nauczania Kościoła w sprawie przewodniczenia pogrzebowi przez osobę świecką. Zatem następnego ranka, po Mszy Świętej poszedłem do zakrystii i spytałem ks. Douga, czy jest to dozwolone. Kiedy potwierdził, że tak, zrobiło mi się gorąco.
„Więc co mam robić i którego modlitewnika użyć?” — spytałem. — „Czy będę musiał skropić trumnę i grób wodą święconą, aby je pobłogosławić?” Po kilku prostych radach ks. Douga zadzwoniłem do Jill, żeby powiedzieć, że poprowadzę modlitwy pogrzebowe. Znowu wydawało mi się to wypychaniem mnie poza obszar, w którym czuję się bezpiecznie, ale wyglądało na to, że rodzina Michaela nie miała żadnej lepszej opcji.
„Poczekaj, jest jeszcze jedna dziwna sprawa do załatwienia”
— powiedziała Jill. — „Syn Michaela, Keith, wczoraj w nocy trafił do więzienia. Został oskarżony o morderstwo. Jego siostra, Heather, prosiła, czy ty i ja moglibyśmy się udać z nią do więzienia, żeby powiedzieć Keithowi, że jego tato umarł”. Powiedziałem żonie, co się stało, a potem nie bez trudu wsiadłem do samochodu i udałem się do więzienia okręgowego w centrum Phoenix. Poziom adrenaliny w żyłach mi wzrastał, ale czułem również mdłości i zdenerwowanie.
W więzieniu Jill wyjaśniła urzędnikowi okoliczności nagłej śmierci Michaela i przedstawiła mnie jako duchowego doradcę rodziny. Przed wejściem do strefy, gdzie trzymano więźniów, musiałem zdjąć zegarek i obrączkę ślubną, i włożyć je do koszyka razem z moim portfelem; miałem się zgłosić po moje rzeczy, wychodząc z budynku. W tym momencie poczułem się nagi i niejako bezbronny.
Kiedy szliśmy wąskimi, szarymi korytarzami, kręciło mnie w brzuchu. Bardziej niż kiedykolwiek wcześniej czułem się nieswojo. Wprowadzono nas do dużego pokoju z kilkoma stołami i ławkami w piknikowym stylu. Okna zabezpieczone były ciężkimi stalowymi kratami. Strażnik polecił nam usiąść i czekać przy jednym ze stolików. Po najdłuższych dziesięciu minutach w moim życiu usłyszeliśmy szczęk krat i stalowych drzwi. Strażnik wprowadził Keitha do pokoju i przyprowadził go do naszego stołu. Jego siostra usiadła cicho na jednym końcu ławki, Jill w środku, a ja na drugim końcu. Jego siostra szlochała i drżącym głosem powiedziała swojemu bratu, że ich tato zmarł na atak serca. Kiedy przekazywała mu te straszliwe wieści, Keith spojrzał na mnie i powiedział: „A ty, kim do diabła jesteś?”. Czując się natychmiast zupełnie nie na miejscu, powiedziałem: „Jestem tylko facetem, który rozmawiał z twoim tatą o Kościele kilka dni temu. I twój tato właściwie postanowił powrócić do Kościoła Katolickiego. To, czy jesteś winny, czy nie, to nie moja sprawa, ale jest tu ksiądz, który służy jako duszpasterz i jest dostępny, jeśli chciałbyś się z nim spotkać. Twój ojciec powiedział mi, że zostałeś wychowany po katolicku, więc proszę, żebyś spotkał się z księdzem, porozmawiał z nim, a wszystko, o czym będziecie rozmawiali będzie zupełnie poufne. Twój tato chciał zaprosić cię z powrotem do Kościoła, ponieważ sam właśnie podjął decyzję o powrocie”.
Św. Tomasz z Akwinu pisał: „Aby kogoś nawrócić, idź, weź go za rękę i prowadź”. I to właśnie zrobiłem w więzieniu okręgowym. Czułem, że zrobiłem to, czego oczekiwał ode mnie Michael. Zaprosiłem jego syna, Keitha, aby powrócił do Domu, do Boga i Kościoła.
Jill, Keith i jego siostra rozmawiali razem przez około piętnaście minut, a potem strażnik odprowadził Keitha z powrotem do jego celi, a my opuściliśmy więzienie.
Dwa dni później przybyłem na pogrzeb Michaela i zająłem miejsce z tyłu. Grupa krewnych i przyjaciół, z których nikogo nie znałem, przyszła wyrazić swój szacunek dla Michaela. Za około pół godziny przyjechał ksiądz; przeczytał kilka krótkich modlitw, a potem skierował słowa pocieszenia do rodziny. Kiedy czuwanie się skończyło, zdałem sobie sprawę, że nie było Jill, i miałem nadzieję, że być może spotkamy się na cmentarzu.
Kiedy szedłem już w kierunku grobu z rodziną Michaela i jego przyjaciółmi, na próżno rozglądałem się, szukając Jill. Trumna Micheala leżała pod szerokim czarnym baldachimem. Z wodą święconą w jednej ręce i sakramentarzem w drugiej, zacząłem czytać modlitwy pogrzebowe, tak jak ks. Doug nauczył mnie kilka dni wcześniej. Potem przyszedł czas na mowę pogrzebową. Chociaż nigdy nie spotkałem Michaela osobiście, rodzina poprosiła mnie, abym ją wygłosił. Zdecydowałem, że oprę mowę na jego decyzji o powrocie do Kościoła. Powiedziałem: „Myślę, że przesłanie, które Michael chciałby do was wszystkich skierować, jest takie, że Bóg ma wspaniały plan na życie każdego z was. Micheal chciałby zachęcić was, abyście wrócili do Domu, do Kościoła, tak jak on planował to zrobić”. Gdy ceremonia przy grobie dobiegła końca i wszyscy rozeszli się do swoich samochodów, aby pojechać na stypę, zostaliśmy tylko Heather i ja. Kiedy Heather po raz ostatni żegnała się ze swoim tatą, Jill w końcu przyjechała. Wyskoczyła ze zgniecionego samochodu, płacząc spazmatycznie. „Wszystko mnie ominęło! Nie zdążyłam na pogrzeb Michaela. Miałam wypadek samochodowy” — powiedziała. Wydało mi się, że okoliczności zatoczyły pełne koło: Jill najpierw pomagała innym, a teraz sama potrzebowała pocieszenia i wsparcia.
Później, w ten sam weekend, myślałem o tym wszystkim, co wydarzyło się od czasu mojego śniadania z Jill: jej przyjęcie do Kościoła, moja rozmowa telefoniczna z Michaelem, wizyta u Keitha w więzieniu, mowa pogrzebowa na cmentarzu i, w końcu, wypadek Jill. „Życie z Bogiem jest z pewnością nieprzewidywalne” — pomyślałem.
Życie jest tajemnicą, jak ta góra, o której wspomniałem wcześniej w tym rozdziale. Nigdy nie możemy być pewni, co leży pod powierzchnią naszych codziennych doświadczeń. Tak wiele planów rozwija się nie tak, jak oczekujemy, a życie się komplikuje. Jednak z Bogiem mamy cel, a nasza wiara daje nam nadzieję. Z Bogiem naprawdę wszystkie rzeczy są możliwe. Kiedy idziemy za zachętami Ducha Świętego, często jesteśmy zaproszeni do tego, aby dzielić się Jego miłością z innymi ludźmi, czasami bardzo wieloma, w misji pomagania katolikom, by powrócili do Domu.
Dzisiaj, i każdego dnia, nasz Pan wzywa Ciebie i mnie, abyśmy używali swoich szczególnych talentów, w naszych konkretnych zawodach i miejscach zamieszkania, do służenia Mu poprzez życie i dzielenie się naszą wiarą z tymi, którzy nas otaczają. Dzisiaj tak mocno się akcentuje podejmowanie decyzji na podstawie uczuć, na niewychodzenie z obszaru, na którym czujemy się bezpiecznie. Jednak robienie czasami tego, co jest konieczne, nawet jeśli sprawia nam to dyskomfort, nie tylko buduje charakter; wzmacnia również naszą wiarę i pomaga wzrastać w męstwie. Wychodzenie poza swój obszar bezpieczeństwa jest aktem zaufania Duchowi Świętemu oraz jest okazją, aby wykorzystać trochę swojego ukrytego potencjału.
Głosimy naszego Pana poprzez przykład naszego życia, szukając okazji do mówienia i nie marnując ani jednej okazji. W wielkim stopniu nasze zadanie polega na czynieniu drogi do Chrystusa radosną i atrakcyjną. Jeśli będziemy się tak zachowywać, to zachęcimy wielu do tego, aby pójść tą drogą i przynosić radość i pokój Pana innym ludziom.
Francis Fernandez, Rozmowy z Bogiem
• Kiedy ktoś prosi Cię, abyś pomodlił się za niego lub za kogoś w potrzebie, módl się właśnie wtedy, natychmiast! Nie tylko pomoże im to w podjęciu natychmiastowej modlitwy, ale również w jakiś tajemniczy sposób pomoże też Tobie pamiętać, aby modlić się za nich później.
• Kiedy spotykasz ludzi, którzy mówią Ci o swoich problemach i obawach w życiu, miej odwagę zapytać ich: „W jaki sposób mogę się pomodlić za ciebie?”. Często niosą wielkie brzemiona i Twoja propozycja modlitwy za nich okaże im miłość i współczucie. Aha, no i nie zapomnij rzeczywiście modlić się za nich!
„Bóg ma wspaniały plan dla Ciebie” — tymi słowami zaczyna swoją książkę Tom Peterson. Przez większość życia był katolikiem nudzącym się podczas mszy świętej. Kilkanaście lat temu wrócił, jak sam pisze, do Domu — do Kościoła katolickiego. Wrócił i zapragnął przyprowadzić tam innych. Doświadczenia zawodowe zdobyte w pracy w branży reklamowej wprzągł w służbę nowej ewangelizacji. W tym celu powołał do życia organizację Katolicy Powróćcie do Domu. Wyprodukowane przez niego reklamy ewangelizacyjne w ciągu trzech lat obejrzało ponad 125 milionów ludzi a ponad 350 000 z nich zdecydowało się na powrót do Domu.
O prawdziwym szczęściu, jakie daje tylko łaska wiary pisze ten, który z ludzkiego punktu widzenia miał wszystko, co zapewnia człowiekowi szczęście — począwszy od wysokopłatnej pracy i udanej rodziny przez posiadłość nad jeziorem, na kolekcji starych aut kończąc.
Jego książka, napisana wartkim, żywym językiem, ma charakter praktycznego poradnika dla świeckich ewangelizatorów. Poza inspirującym świadectwem i autentycznymi historiami, każdy rozdział zwieńczony jest fragmentem zatytułowanym: „Myśli do refleksji”. Publikacja zawiera też listę ważnych dla autora organizacji katolickich, ulubionych modlitw oraz listę książek, które Tom Petersom uważa za szczególnie ważne i inspirujące. To książka, która budzi ewangelizacyjny zapał.
opr. ab/ab