Bo nie ma dzieci

Przyrost po kilku latach na plusie jest znowu ujemny

Jest nas coraz mniej. Polaków. Przyrost po kilku latach na plusie jest znowu ujemny. Ubywa nas. A połowa polskich rodzin wychowuje tylko jedno dziecko, na domiar złego, według szacunków Głównego Urzędu Statystycznego, takich rodzin będzie przybywać. Do końca 2020 roku ma ich być o 500 tys. więcej niż jest teraz. Jeśli nic się nie zmieni w 2030 roku będzie nas nieco ponad 35 milionów (teraz jest trochę ponad 38 milionów), z tego 2 miliony będą miały więcej niż 80 lat.

Nie brzmi to optymistycznie. Nie trzeba nam ani wojen, ani kataklizmów. Samounicestwiamy się sukcesywnie... I można oczywiście tłumaczyć, że trudne czasy (choć po wojnie i w latach 80. ubiegłego wieku przyrost naturalny w Polsce był największy, a czasy były jeszcze trudniejsze), że kryzys, że wiele par bezpłodnych, że państwo nie pomaga rodzinom, że kredyt, że kariera, że trzeba dzieciom zapewnić odpowiednią jakość życia, że nie sposób urodzić, trzeba jeszcze wychować, że...

Rzecz w tym, że to wszytko nie będzie miało najmniejszego znaczenia, kiedy nie będzie miał kto zarobić na nasze emerytury, kiedy załamie się system zdrowia, oświaty, rynek pracy... Kiedy zwyczajnie nie będzie się miał kto nami zaopiekować, kiedy już nie będziemy w stanie nalać sobie szklanki wody... Że trochę pesymistycznie, że trochę przesadzam? Bardzo bym chciała, co więcej mam nadzieję, że jakimś cudem się obudzimy i ta tendencja zostanie odwrócona, ale teraz rzeczywistość wygląda właśnie tak.

I ona już się materializuje, bo już są problemy z systemem emerytalnym, bo już zamykane są szkoły, bo brakuje w nich dzieci. I to nie dzieje się gdzieś tam, daleko, ale obok nas i nas dotyczy.

Liceum w Czarnym Dunajcu

Polska od lat należy do krajów, które mają najniższą dzietność w Europie. Jest ona jednak różna w różnych regionach. Jest kilka takich województw, w których nigdy nie pojawił się ujemny przyrost. Zawsze jest na plusie. Do takich województw należy m.in. małopolskie. Tu nadal rodzi się więcej dzieci, niż umiera ludzi starszych. Ale także tutaj, mimo tego „plusa” wyraźnie zauważalny jest spadek liczby dzieci. Jeszcze nie minus, ale już tendencja spadkowa. Jeszcze sporo rodzin wielodzietnych, ale już jednak coraz mniej... Nawet trak tradycyjne Podhale coraz trudniej opiera się tej modzie na jedno, góra dwoje dzieci w rodzinie czy może raczej strachowi przed dziećmi.

Pierwszymi bezpośrednimi ofiarami tej spadkowej tendencji są placówki oświatowe. Jedne trzeba przeprofilowywać, w innych zmniejszać ilość klas, jeszcze inne zamykać. Niektóre świetne. Z ciekawą historią, nagradzane, chwalone, ale... już nikomu niepotrzebne...

„Problemy z naborem do naszej szkoły trwają nieprzerwanie od trzech lat – mówi ks. Wojciech Strzelecki SDB, dyrektor Salezjańskiego Liceum Ogólnokształcącego w Czarnym Dunajcu. – Po zmianie przedmiotów rozszerzonych cztery lata temu otworzyliśmy dwie klasy na jednym poziomie (ubiegłoroczni maturzyści), jednak z roku na rok spadała liczba uczniów. Dwa roczniki następne były znacznie mniejsze, więc było możliwe otwarcie tylko jednej klasy. Tego roku do naszej szkoły zgłosiło się tylko ośmioro uczniów do klasy z rozszerzoną geografią i językiem angielskim oraz trzynaścioro do klasy z rozszerzonym językiem polskim, historią i wiedzą o społeczeństwie. W przeddzień zakończenia naboru, by dać szansę na zmianę szkoły, odwołaliśmy nabór”.

Można by pomyśleć, że to problem tego liceum, że może uczniowie wybierają lepsze, gdyby nie fakt, że spadek liczby uczniów odnotowano we wszystkich szkołach na Podhalu. A może za mało działań promujących, może o ucznia trzeba teraz po prostu powalczyć skoro jest mniej dzieci? „Reklamowaliśmy się niemal w każdym gimnazjum poprzez prezentację multimedialną ukazującą dorobek szkoły, w parafiach były ogłoszenia i plakaty, audycje w lokalnym radiu – tłumaczy ks. Wojciech. – Niestety bez skutku. Wszyscy w koło zachwalają, kuratorium wystawia bardzo dobrą ocenę, ale uczniów brak”.

Koniec

A z pustego i Salomon nie naleje. Nie ma więc rady, dwa lata szkoła będzie jeszcze funkcjonować, żeby te roczniki, które są dokończyły edukację, a później trzeba będzie ją zamknąć. Pozostałe dzieciaki z Jabłonki, Chyżnego, Zubrzycy, Łopusznej, Ostrowska, Nowego Targu, Zębu, Zakopanego, Chochołowa, Załucznego, Pieniążkowic, Działu, Nowego Bystrego, Starego Bystrego i innych pobliskich miejscowości będą musiały poszukać innej szkoły. Może już nie katolickiej, może już nie tak kameralnej, może już nie tak zatroskanej o nich... nie ma jednak innej rady...

A co z nauczycielami? Niektórzy zapewne znajdą pracę w innych szkołach, choć to nie będzie łatwe, bo w wielu są zwolnienia, część pewnie będzie musiała się przekwalifikować. A co z salezjanami? Mam nadzieję, że trafią do większych ośrodków wychowawczych, gdzie ich doświadczenie i umiejętności zostaną wykorzystane.

Czy trud wielu osób zaangażowanych w powstanie i prowadzenie tej salezjańskiej szkoły poszedł na marne, skoro teraz trzeba ją zamknąć? Absolutnie nie! To dziesiątki dzieci, które poszły w świat otrzymawszy staranne, katolickie wychowanie i rzetelne wykształcenie. To wypuszczony w świat zaczyn „uczciwych obywateli i dobrych chrześcijan”. To tyle wspomnień, zdarzeń, historii, posplatanych losów. Tyle wzruszeń, strachu przed klasówkami, radości po zdanych egzaminach... To wszystko będzie żyło w wychowankach i wychowawcach, nawet wtedy, kiedy szkoła przestanie istnieć.

Dlatego należą się podziękowania pomysłodawcom tego dzieła – Andrzejowi Zipperowi i współpracownikom: Wojciechowi Gołąbowi, Władysławowi Klimowskiemu, Bronisławowi Mateji, a także pierwszemu dyrektorowi ks. Janowi Staszelowi SDB, wszystkim kolejnym i wszystkim nauczycielom, którzy pracowali tu od 1 września 1997 r.

●●●

Kiedy zapytałam ks. Wojciecha Strzeleckiego, który niewątpliwie włożył kawał serca w tę szkołę i trudno mu przychodzi pogodzenie się z jej zamknięciem, o czym na pewno nie powinniśmy zapomnieć, pisząc o niej ostatni raz, myślałam, że pochwali się laureatami olimpiad, ich dokonaniami, czy innymi trofeami, a usłyszałam: „W zeszłym roku do klasy pierwszej przyszli uczniowie ze szczególnymi potrzebami. Łukasz na wózku inwalidzkim oraz trzech uczniów z poważnymi chorobami. Niestety w sierpniu tego roku zmarł Krystian, a we wrześniu Stasiu. Było to doświadczenie bardzo mocne dla całej wspólnoty szkolnej. Młodzież jednak bardzo dobrze zdała egzamin z odpowiedzialności za swoich kolegów.”

Czy trzeba więcej słów na podsumowanie, jak wyjątkowe miejsce tracimy?

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama