Ucieczki z domu i zaginięcia to olbrzymi problem - co roku w Polsce ginie niemal 20 tysięcy ludzi
W ubiegłym roku zaginęło w Polsce niemal 20 tys. ludzi, w tym — ok. 7 tys. dzieci, najwięcej w wieku 14-17 lat. Niestety, jest to tendencja wzrostowa, więc lepiej wiedzieć, jak się w takiej sytuacji zachować i gdzie szukać pomocy
Wakacyjne giganty, jak młodzi nazywają ucieczki z domów, to instytucja na wskroś demokratyczna — zwiewają bowiem zarówno młodzi z dobrych domów, jak i ci z poprawczaków. Dziewczyny i chłopcy. Asertywni i skryci w sobie. Tłumaczą potem, że chcieli uciec od rzeczywistości, która ich przytłacza, i otoczenia, które dusi, stawia zbyt wysokie wymagania lub stosuje nielogiczne i niesprawiedliwe — według miary młodych — prawa. Czasem w grę wchodzi po prostu chęć przeżycia przygody, poczucia nieskrępowanej wolności, dorosłego życia albo urwania się „ze smyczy” wychowawcom z placówki opiekuńczej.
Przy tym młodzi ludzie najczęściej nie zdają sobie sprawy, na jakie męki skazują swoich najbliższych — rodziców czy opiekunów. Prawdą jest też, że przejawiają wówczas wyjątkowy talent do ładowania się w kłopoty. Nieprzypadkowo właśnie latem sekty łowią najwięcej adeptów, a dilerzy narkotyków, dopalaczy i innych odurzających świństw zaliczają rekordowe obroty. O wpadaniu w złe towarzystwo i kontaktach z niewłaściwymi ludźmi, którzy zbyt wcześnie wprowadzają młodych w tzw. dorosłe życie, należy wspomnieć już tylko dla porządku.
Rodziców i opiekunów zapewne średnio pocieszy informacja, że statystycznie rzecz biorąc, nastoletni uciekinierzy znajdowani są dość szybko. Policjanci twierdzą, że większość udaje się odnaleźć w ciągu 14 dni. 95 proc. dzieciaków w czasie pierwszych 7 dni wraca do domów. Ale i tak przeżywamy piekło, bo w tym czasie może się stać wiele niedobrych rzeczy, które zmienią młode życie na zawsze. Tylko że — i tu znów gorzka pigułka do przełknięcia dla dorosłych — ucieczki nastolatków nie biorą się z niczego. My, dorośli, musieliśmy wcześniej coś zawalić, mówiąc kolokwialnie. I to do dorosłych należy odnalezienie przyczyn konfliktu, wezwanie na pomoc specjalistów. Konieczne okaże się poszukanie nowych dróg porozumienia, nici, dzięki której zszyje się naderwane, czasem poprute relacje rodzinne. Policjanci przekonują, że piłka w tej grze znajduje się w przeważającej liczbie sytuacji po stronie dorosłych, a wygrana zależy od tego, ile czasu i uwagi poświęcimy naszym dzieciom i jak ukształtujemy nasze relacje z nimi.
Gdy zaginie małe dziecko — obwinieni zostaniemy my, dorośli opiekunowie maluchów. Policjanci apelują do opiekunów dzieci, by dosłownie nie spuszczali ich z oka. Moment nieuwagi wystarczy, by dziecko „rozpłynęło się w powietrzu”. Latem małe dzieci nie tylko znikają, ale też ulegają zbyt wielu wypadkom losowym lub, co na szczęście dzieje się o wiele rzadziej, padają ofiarą zdarzeń kryminalnych.
Coraz więcej notowanych jest natomiast tzw. porwań rodzicielskich, będących efektem walki dorosłych o dziecko. Bezpardonowej walki, dodajmy, bo porwania cechuje zazwyczaj raptowność, często przemoc, a dziecko doświadcza wielu negatywnych odczuć, np. trafia w obce miejsce, czuje strach otoczenia, wie, że dzieje się coś złego. Najczęściej porywają ojcowie, którym matki odmawiają widywania się z dzieckiem, czasem bywa, że przez kilka lat. Jeśli oboje rodzice mają jednakowe prawa, sytuacja od strony prawnej jest skomplikowana, czyli trudna do szybkiego załatwienia, czasochłonna i niejednoznaczna.
Ze statystyk wynika, że ok. 20 proc. zaginięć dotyczy osób starszych. Scenariusz wydarzeń jest podobny: wychodzą z domu i nie wracają, gubią się na grzybach w lesie albo w drodze do kościoła czy na codzienne zakupy. Nie mogą sobie przypomnieć swojego adresu, wsiadają nie w ten autobus, co trzeba, czasem znajdują się po wielu dniach w drugim końcu Polski, brudni i zrozpaczeni, bo nie wiedzą, jak się tam znaleźli. Bywa, że zachowanie seniorów budzi zdumienie otoczenia, zaniki pamięci pojawiają się np. raptownie. Tymczasem lekarze geriatrzy twierdzą, że nie do końca, bo w początkowych stadiach chorób demencyjnych najbliżsi zazwyczaj nie dostrzegają objawów choroby albo je lekceważą, mówią półżartem: „Mnie też się zdarza o czymś zapomnieć” — nie dostrzegają więc powagi zagrożenia. Osoba starsza może być sprawna fizycznie i z łatwością utrzymywać kontakt z otoczeniem, ale choroba powoli, lecz metodycznie „odcina mózg od rzeczywistości”. To może spowodować, że babcia czy dziadek zgubią się na znanym sobie od lat terenie, na trasie pokonywanej przez dekady, np. do kościoła, że nie skojarzą znajomej twarzy i zaczną uciekać. Dlatego dobrze jest namówić naszych seniorów do noszenia w kieszeniach ubrań karteczki z danymi kontaktowymi. To w znacznym stopniu ułatwi ewentualne poszukiwania. Taka kartka może dodatkowo znaleźć się w ulubionej torebce babci czy w portfelu dziadka. Wreszcie dochodzi do sytuacji, że nasi seniorzy utracą sprawny i świadomy kontakt z otoczeniem. Nie wolno ich wtedy zostawiać samych, muszą być pod całodobową opieką.
Jeśli nieobecność naszego bliskiego niepokoi, bo np. odstaje od jego stylu bycia i codziennych przyzwyczajeń, to naczelna zasada brzmi: nie czekać. Ale też nie od razu biec na policję. Część tzw. zaginięć to efekt rozmaitych niegroźnych sytuacji, które wyjaśniają się w krótkim czasie. Dlatego powinniśmy najpierw obdzwonić wszystkich znajomych i rodzinę, sprawdzić miejsca, gdzie bliska osoba mogła pójść, poprosić o pomoc sąsiadów itd. Dopiero gdy wszystkie te działania spełzną na niczym, podnosimy alarm. I pamiętajmy — policjant powinien przyjąć zgłoszenie o zaginięciu w chwili, gdy ten fakt zgłaszamy, a nie 24 czy 48 godzin potem.
Jeśli idziemy na policję, weźmy ze sobą aktualną fotografię zaginionej osoby. Nie zostawiajmy jej policjantom, jeśli jest jedyna, którą posiadamy — wówczas trzeba takie zdjęcie zeskanować albo zrobić odbitki u fotografa. Przyda nam się potem do działań prowadzonych we własnym zakresie, np. rozlepiania plakatów czy rozpytywania w okolicy. Starajmy się przypomnieć sobie, w co osoba, której szukamy, była ubrana w chwili zaginięcia, czy ma jakieś znaki szczególne. Dobrze jest przejrzeć rzeczy zaginionego i sprawdzić, czego brakuje. W przypadku dzieci i młodzieży należy przejrzeć komputer, pocztę elektroniczną, portale społecznościowe. Jest duże prawdopodobieństwo, że znajdziemy tam nieznane nam wcześniej informacje o naszym dziecku. Przygotujmy też listę znajomych poszukiwanej osoby z telefonami i listę miejsc, gdzie nasz zaginiony lubi bywać.
Policyjne regulacje dotyczące zaginionych dzielą te osoby na trzy kategorie. Metoda działania policji będzie zależeć od decyzji, do której z trzech grup zaliczy naszego zaginionego. Do pierwszej należą dzieci do lat 15, osoby wymagające pomocy, np. niepełnosprawne, nieporadne ze względu na wiek lub stan umysłu, ale też potencjalni samobójcy oraz ludzie, którzy zaginęli w okolicznościach budzących obawy o ich zdrowie i życie. Do drugiej grupy zalicza się tych, którzy np. wspominali, że chcą wyjechać, zmienić swoje życie. Zabrali dokumenty, rzeczy, wyczyścili konta w banku,i zniknęli. Słowem — nie wydaje się, by znajdowali się w jakimś niebezpieczeństwie. To zazwyczaj osoby pełnoletnie i nawet jeśli są to wydarzenia bolesne lub niezrozumiałe dla otoczenia, rządzą się one innymi prawami niż w przypadku wcześniejszej grupy. Wreszcie trzecia kategoria — zalicza się do niej młodych zbuntowanych, którym zdarzały się wcześniej ucieczki albo zatargi z prawem. Tutaj też dodaje się osoby pełnoletnie, ale nie do końca wolne — czyli np. przymusowo umieszczone w szpitalu psychiatrycznym czy rozmaitych placówkach opiekuńczych.
Od lutego 2013 r. działa w Warszawie policyjne Centrum Poszukiwań Osób Zaginionych, które ma do dyspozycji nowoczesny sprzęt — w tym bezzałogowy wielowirnikowiec i Mobilne Centrum Wsparcia Poszukiwań. Fachowcy z centrum koordynują, analizują szczególnie trudne sprawy z całej Polski i sprawują nad nami nadzór. Wkraczają, gdy zachodzi podejrzenie zagrożenia zdrowia i życia osoby zaginionej albo gdy poszukiwane są dzieci. W ich przypadku stosowany jest słynny system „Child Alert”, który powoduje błyskawiczne działania i równie szybki przepływ informacji, i to nie tylko w Polsce. Włącza się wtedy działania potężnego sojusznika w postaci mediów, informacje o poszukiwanym dziecku pojawiają się nawet na multimedialnych tablicach na dworcach kolejowych i w portach lotniczych, na elektronicznych znakach drogowych, w telefonii komórkowej, coraz częściej także w mediach społecznościowych. Dzięki „Child Alert” znaleziono już wiele dzieci.
W internetowych bazach zaginionych ciągle pojawiają się nowe nazwiska. Po kilka dziennie; anonse pochodzą z całej Polski, przy każdym kilka podstawowych informacji. Czasem widnieje dodatkowe zdanie — prośba: Jeżeli ktokolwiek wie coś o jej/jego losie, niech da znać. Bo jak twierdzą rodziny szukające swoich bliskich — niepewność jest najgorsza.
opr. mg/mg