Jezus czeka na nasz radykalizm

Wywiad "Ruah" z Darkiem Malejonkiem


JEZUS czeka na nasz radykalizm, z Darkiem MALEJONKIEM rozmawia Andrzej DZIEWIT

- Darku, występowałeś w wielu kapelach, a czym dla Ciebie jest gra w 2 Tm 2, 3?

Przede wszystkim jest to granie z braćmi w wierze. Tego nie da się porównać z żadnym innym składem. Jak wyjeżdżamy na koncert, to od razu śmieją się nam twarze, że się widzimy. Panuje wśród nas jeden Duch. To oczywiście nie znaczy, że nie mamy problemów, czy nie ma konfliktów między nami, ale staramy się je rozwiązywać mówiąc sobie prawdę - oczywiście w miłości. Nie jest to jednak takie łatwe. Czasem musimy sobie również przebaczyć.

- Powiedziałeś kiedyś, że koncert jest ważny dla Ciebie tylko wtedy, gdy wypowiesz na nim imię Jezus, dlaczego?

Bo Jezus jest wszystkim dla mnie. Jezus jest początkiem i końcem. On jest w centrum, nie tylko w centrum mojego życia, ale i w centrum wszechświata. Jego miłość to najcenniejsza rzecz w całym kosmosie - po prostu: Jezus jest Panem! Czasem Pan Jezus i ja nie możemy się porozumieć i to zawsze z mojej winy. Czasem nie rozumiem, albo nie umiem się zgodzić z Jego planem na moje życie, ale dzięki uczestnictwu we wspólnocie neokatechumenalnej Pan Bóg "robi ze mną drogę", oczyszcza z grzechu egoizmu, pychy, nieakceptacji drugiego człowieka.

- Wiesz, spotkałem się z opinią pewnego znanego muzyka, który twierdzi, że "muza" powinna być wolna od jakichś ideologii. Powinna mówić o zabawie - bo jest rozrywką.

Rozrywka nie musi od razu rozrywać na strzępy (śmiech), a może dawać pokój w sercu. Ja nie staram się szukać w swej twórczości ekstazy, czy też transu. Nie mam też jakichś oczekiwań, czy ciśnień na to, że muszę odnieść sukces. Nie na tym to wszystko polega. Sukcesem jest, że to co robię podoba się ludziom i, że mogę z tego żyć.

- Zastanawiając się dalej nad tą opinią: tak dużo jest w sztuce "brudnych" treści np. zachęt do używania narkotyków, czy nawet nakłanianie do samobójstwa, ale wielki opór wywołuje czasem śpiewanie o tym co najpiękniejsze, najszlachetniejsze, dlaczego?

Wiesz, nie wiem. Myślę, ze świat, media, show-biznes potrzebują wciąż nowej krwi. W tym świecie ciągle pojawia się jakaś szybka popularność, szybko osiągnięty sukces, szybko osiągnięty i szybko zapomniany, odrzucony, np. gwiazdy jednego sezonu, jednego miesiąca, jednej płyty czy jednego singla. Na tym kręci się ten cały interes i ten właśnie wielki interes potrzebuje wciąż nowej krwi.

W listopadzie ubiegłego roku zabił się człowiek wokalista zespołu "In exces". Dla ludzi, którzy nie mają Boga w sercu jest to zupełnie niezrozumiałe, bo człowiek ten według kryteriów tego świata miał wszystko: sukces, popularność, pieniądze, najpiękniejsze modelki świata. I ten to człowiek "zwyczajnie" wiesza się na pasku. A jest to straszna śmierć, bo kiedy człowiek wiesza się jest to wynikiem wielkiej determinacji. Zastanawiałem się nad tym, bo kiedyś próbowałem zacisnąć sobie pętlę na szyi. Wiesz, można się z tego na 1000 razy wycofać, ale on się nie wycofał i jest to dla mnie dowód, ze musiał być straszliwie nieszczęśliwy. Takie szybkie życie, które proponuje świat, a o którym mówiłem wcześniej, wcale mu nie dało szczęścia. Tak samo było przecież z Curtem Cobainem liderem "Nirvany". On strzelił sobie z karabinu Remington M-11 w głowę.

- Pamiętam jak przed laty widziałem Cię we Wrocławiu, gdy kombinowałeś pieniądze dla kilku młodych ludzi, by mogli sobie kupić za nie bilety na koncert.

Bo sama muzyka nie jest najważniejsza, najważniejsi są ludzie. Najważniejsze dla mnie jest to, by oni mogli posłuchać muzyki.

- Koncerty więc to - dla ciebie - spotkania z ludźmi, czy chciałbyś o którymś z nich szczególnie opowiedzieć?

Oj, miałem dużo takich ważnych spotkań, trudno mi teraz szczególne wyróżnić jakieś jedno. Ludzie otwierają się, mówią o swoich przeżyciach. Jest to wspaniałe potwierdzenie, że to co robimy ma sens. Okazuje się, ze nasza muzyka nie idzie gdzieś tam w próżnię, ale Pan Bóg jej używa by zmieniać życie innych.

- Wiem, że 2 Tm 2, 3 dostał specjalny list od Papieża z błogosławieństwem na dalszą pracę. Co to dla Was znaczy?

Bardzo wiele. Dla mnie jest to niesamowite potwierdzenie, że to wszystko naprawdę ma sens i rozwija się w dobrym kierunku. Jeżeli taki człowiek jak Papież, który jest dla mnie największym człowiekiem ostatniego czasu tak zareagował, to jest to dla nas niezwykła zachęta i co bardzo ważne - potwierdzenie naszej drogi. Jeżeli Papież potwierdza, że to co robimy jest dobre, to może nam to tylko pomóc.

- W niektórych kręgach mówi się, że muzyka rockowa jest od diabła. A tu Ojciec św. na jesieni ‘97 roku uczestniczy w koncercie Boba Dylana i mówi, że piosenka "Blown in the Wind" to piosenka o Duchu świętym.

Przestań! Żadna muzyka nie jest od diabła. Diabeł w pewnym momencie zawłaszczył sobie muzykę rockową. Nigdy jednak muzyka nie była jego wymysłem, a tylko Boga!

- Jasne, przecież to Bóg stworzył przestrzeń, dźwięk, kolory, ciszę, rytm itd.

Dokładnie! A teraz pan Bóg odbiera swoją własność. Czyni to przez nas, ale też przez wielu innych ludzi w muzyce rockowej. A jeśli chodzi o twórczość, to jest to czasem bardzo tajemnicza sprawa. Ja na przykład zrobiłem jeszcze z Izraelem w ‘86 roku numery, które rozumiem dopiero teraz, takie jak: "Nikt nie urodził się bez powodu", czy "Na co czekasz". Są to utwory o Jezusie, których przez długie lata nie rozumiałem dobrze - bo to Duch św. je pisał! On działał nawet wtedy, gdy ja nie byłem z Jezusem.

- Daro, niektóre media starają się przedstawić Jana Pawła II jako zgrzybiałego staruszka, który traci kontakt z rzeczywistością...

Proszę cię! Nie mów o takich dewiacjach, nie ma to żadnego sensu, szkoda czasu. Wystarczy spojrzeć na to, co działo się w lecie ‘97 roku w Paryżu, kiedy półtora miliona ludzi szło za Papieżem, dla których jest On wielkim natchnieniem, wzorem. Powtarzam - wystarczy na to spojrzeć. Tu potwierdza się przysłowie "Psy szczekają, a karawana jedzie dalej" (śmiech).

- Proszę zmieńmy temat. Kiedy widzę młodych ludzi zakochanych w sobie, którzy chcą dalej rozwijać swą przyjaźń, to jest to coś wielkiego. Darku masz rodzinę, którą bardzo kochasz, dlatego masz wiele doświadczeń w tej dziedzinie. Co mógłbyś poradzić zakochanym lub tym co chcą się wkródce szczęśliwie zakochać?

Trzeba starać się o to być sobą, to znaczy: nie starać się grać roli kogoś innego. A często dosłownie kopiujemy, powielamy zachowanie własnych rodziców i - zupełnie sobie tego nie uświadamiając - i wnosimy to do małżeństwa. Takie zachowania są straszną przeszkodą w budowaniu przyjaźni. Dla mnie osobiście wielką trudnością było to, ze jestem jedynakiem. Byłem strasznym egoistą. Niestety jestem nim dalej, ale Pan Bóg mnie leczy z egoizmu i pokazuje, że on jest większy od tego, że Jego miłość jest w stanie nawet mnie nawracać co dzień. A w ogóle najważniejszy jest czas, kiedy mija pierwsze oczarowanie, to właśnie wtedy miłość musi się pogłębiać. We wcześniejszym okresie każdy pokazuje to, co ma najlepszego.. Kiedyś to się wyczerpuje i nagle okazuje się, że mamy również drugą naszą stronę, tę gorszą. Nasze wady, grzechy, jakieś tam przywary, które próbowaliśmy ukrywać, ale kiedyś one muszą wyjść na jaw i wtedy stają się nie do zniesienia. Powstają wtedy głupie kłótnie o skarpetki gdzieś tam rzucone itp. To jest proza życia. Jeśli więc człowiek nie pokocha drugiej osoby w całości, to znaczy takiej jaką ona jest naprawdę, to takie małżeństwo nigdy nie będzie szczęśliwe. Ale taka miłość jest możliwa tylko w Bogu, po prostu tylko Jezus w nas może kochać drugą osobę bezwarunkowo.

- Na koniec, czy chciałbyś skomentować swoją ostatnią solową płytę?

Drugiego lutego ‘98 ukaże się moja nowa płyta pt. "Za Zu Zi". Nagrałem ją z Marcinem Pospieszalskim, ze "Stopą", z Joszko Brodą, z Tomkiem Bieleckim i z "Siwym" tzn. Tomkiem Wójcikiem z zespołu "Bakszysz". Mimo, że jest to płyta reggae, to muzyka na niej jest bardzo różnorodna. Myślę więc, że każdy znajdzie tam coś dla siebie. Wiesz, jest to produkcja bardzo osobista, która mówi o moich doznaniach, zmaganiach, o moich porażkach i radościach. Jest to pierwsza płyta, w której odważyłem się tak otworzyć. Nie jest więc to płyta opisująca rzeczywistość, choć też są tam i takie numery, ale jest to bardziej "wejście" w siebie. Pierwszy raz zdobyłem się na to, by więcej powiedzieć o sobie: o tym jaki jestem, po porostu "odkryć się". Pamiętasz, był taki film Woody Allena pt."Zelig". Bohaterem jest człowiek, który w każdej sytuacji upodabniał się do kogoś innego, stawał się kimś innym. Okazało się, że też byłem takim "Zeligiem". Tomasz Merton stwierdził, że gdyby miał powiedzieć komuś tylko jedno zdanie, to powiedziałby: "od dzisiaj stań na swoich własnych dwóch nogach". To bardzo trudne, bo trzeba postawić się w prawdzie, nie udawać, nie grać czyjejś roli, nie powielać czyichś zachowań, jakiegoś modelu. A to faktycznie znaczy, że musisz stanąć naprzeciwko nurtu, którym płynie świat. Bycie chrześcijaninem to jest bycie sobą, bycie odważnym i stanięcie naprzeciw światu. Taki jest na pewno nasz ukochany Jan Paweł II. On nie patrzy na to, co powiedzą inni. Po prostu robi swoje. Nie raz jest krytykowany ze wszystkich stron, nawet przez niektórych ludzi w Kościele, ale za ten radykalizm w prawdzie i miłości jest podziwiany i kochany. Tego właśnie oczekuje od nas Jezus. On nas do tego uzdalniać, czego sobie i wszystkim życzę.


opr. JU/PO

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama