Tori Amos „Liczy się prawda” - wywiad

Tori Amos to jedna z najciekawszych oraz najbardziej charyzmatycznych postaci współczesnego rocka. Pianistka, kompozytorka, producentka i autorka tekstów, ma w naszym kraju spore grono fanów, choć jej muzyka kompletnie nie przystaje do popowej sieczki spo


Tori Amos "Liczy się prawda" - wywiad

Piotr Iwicki

Tori Amos to jedna z najciekawszych oraz najbardziej charyzmatycznych postaci współczesnego rocka. Pianistka, kompozytorka, producentka i autorka tekstów, ma w naszym kraju spore grono fanów, choć jej muzyka kompletnie nie przystaje do popowej sieczki spod szyldu show-biznes.

Miałem okazję posłuchać jej koncertu w popularnym studiu radiowym im. Agnieszki Osieckiej. Wystąpiła tam przed pięćdziesięcioosobową publicznością. Nie było wówczas taryfy ulgowej, a wręcz przeciwnie, to czego słuchaliśmy, cechowało wielkie skupienie, szacunek dla słuchacza.

Tori Amos ma niespełna 40 lat i jest półkrwi Indianką z bardzo wojowniczego plemienia Cherokee. Natomiast jej ojcem jest pastor - metodysta. Jak mówi, to on nauczył ją życia opartego na twardych zasadach, a to co wyniosła z domu, mocno wpłynęło na jej charakter i spojrzenie na świat. To właśnie prywatne doświadczenia mają odbicie w tym, o czym śpiewa. I co tu ukrywać, artystka nie boi się dotykać najbardziej drażliwych stron ludzkiego życia. Z pełną stanowczością piętnuje zakłamanie, wstawia się za słabszymi, walczy o prawa mniejszości. Wstrząsająca piosenka "Me and a Gun", w którym artystka opowiada o zgwałconej i zdeterminowanej kobiecie, zdolnej do zabójstwa, przez wiele lat była wielką niewiadomą. Dopiero od niedawna Tori Amos przyznaje, że ma charakter autobiograficzny, a doświadczenie nie sposób nazwać inaczej jak traumatycznym. - To było dawno, jeszcze przed czasami, kiedy zaczęto o mnie mówić. Jakoś tak się stało, że odwoziłam po koncercie jednego z fanów. On najnormalniej sterroryzował mnie, uwięził i wielokrotnie zgwałcił.

O tym, że biznes potrafi wciągnąć i przetrawić każdą sensację czy tragedię, dobrze wiemy, jednak Amos przyjęła bardzo stanowczą postawę wobec takiego konsumpcyjnego myślenia. Ot, słynny reżyser, Oliver Stone, chciał włączyć tę piosenkę do swego kontrowersyjnego filmu "Urodzeni mordercy". Tori, osoba wolna od pokus taniego poklasku, nie zgodziła się. Nie wybiera drogi na skróty.

Dzisiaj mieszka w domu, który wybudowała na ziemiach swoich przodków w stanie Nowy Meksyk. Ma tam studio nagraniowe i jak mówi, obok rodziny i przyjaciół, dwie najcenniejsze rzeczy, fortepiany Bessendorfera. To jedyna jej, skrzętnie chroniona prywatność. Nawet mężczyzna jej życia nie może dotykać klawiszy. Choć, jak mówi sama artystka, jej córka, mała Tosh, może sobie na to pozwolić. Przyznaje, że dotykanie klawiszy instrumentu jest rzeczą tak intymną, że byłaby o swoje fortepiany zazdrosna. Bzik? Na pewno nie, jak znam Tori Amos, decyzja ta podbudowana jest czymś więcej. Może tajemną wiedzą indiańską? A może zwykłą kobiecą zazdrością? Nie wiem, ale ona zapewne wie, co robi.

Wokalistka potrafi zahipnotyzować publiczność minimalnymi środkami. Siada za fortepianem, czasami ma, jak w Madison Square Garden, klawesyn, i oczywiście swój głos. Gdy zaczyna śpiewać, przenosi się w całkiem inny świat, świat, w którym wiara i szczerość są rzeczami pryncypialnymi. Nasza wspólna rozmowa poprzedzona była czymś, co nie sposób nazwać inaczej, jak małym szkoleniem.

Piotrek - mówiła do mnie Anna Szymocha z Warner Music Polska - musisz uważać! Ona potrafi rozpłakać się, gdy zadasz pytanie tylko z pozoru proste. Ona znajdzie jego drugie dno, często bardzo tragiczne. Tori potrafi zawiesić rozmowę na kilka minut, tylko po to, aby udzielić absolutnie najlepszej odpowiedzi. Musisz dać jej wówczas czas na zastanowienie. Wiesz, ona nie rzuca słów na wiatr i nie ma gotowych odpowiedzi, to jeden wielki kłębek emocji - dodała. Miała rację, Amos udziela odpowiedzi skończonych, zamykających daną kwestię. To, co mówi, nie podlega redakcji, to zdania oznajmujące, przetrawione przez umysł w sposób klarowny, wyrażające jej emocje czy stanowisko. Tym bardziej na ten wywiad szedłem trochę jak na skazanie. Niby mówię po angielsku, ale nie jestem lingwistą, zaś Tori używa bogatego języka pełnego metafor... Kupiłem bukiet kwiatów, zabrałem mojego dziesięcioletniego synka (chciał zobaczyć gwiazdę) i okazało się, że był to ruch z punktu widzenia dziennikarskiego, jak pokerowa zagrywka. Tori nigdy nie odwiedził dziennikarz z dzieckiem. Kwiatów, oczywiście, też się nie spodziewała. Bardzo się wzruszyła.

Piotr Iwicki: Obawiałaś się podobno przyjazdu do Polski.

Tori Amos: Tym samym pobyt tutaj to dla mnie zaskoczenie. Oczywiście nie były to obawy, w sensie "strach", ale ekscytacja. Warszawa jest piękna, to miasto pełne historii i ludzi, z których każdy jest osobną opowieścią i historią.

W waszym kraju już poznałam osoby pełne energii i przebojowości. Tacy ludzie osiągają cele, nie oglądają się na innych, tylko realizują swoje idee. Bez idei nie ma sensu życia. Tym motorem są wyzwania, jak choćby to, aby na swojej drodze postępować tylko tak, aby nie krzywdzić innych, oczywiście dając z siebie jak najwięcej. To, co czuję w was, Polakach, to wielką pasję, która jest wszechobecna. Bez tej pasji nie zmienilibyście swojej ojczyzny tak bardzo. Widzę piękne stare kamienice, mieszkam w pięknym starym hotelu, ludzie, którzy się mną tutaj zajmują, są bardzo otwarci i bardzo młodzi! A przy tym niezwykle profesjonalni. Trochę się czuję, jakbym przyjechała do takiej dalekiej rodziny, o której wiedziałam, że jest, ale jej nigdy nie widziałam.

Masz w sobie wielką odwagę. Co jest Twoim orężem?

Szczerość, szczerość i jeszcze raz szczerość. Nikogo nie można okłamywać, a zwłaszcza publiczności i trzeba wyczuwać wibracje, które płyną od ludzi. Każda sala, każdy tłum ludzi mają swój klimat. Oczywiście ludzie błyskawicznie zauważą, czy to, co do nich śpiewasz, a w zasadzie, co do nich mówisz, bo chodzi o tekst, jest "o czymś" czy "o niczym". Ja chyba nawet nie potrafiłabym śpiewać o niczym. Takie podejście wymusza też pewne ruchy. Często zmieniam program, kolejność utworów, wprowadzam zmiany już w czasie koncertu. I tu przydaje się komfort solowego koncertowania, z zespołem jest to o wiele trudniejsze. Gdy siadam sama za fortepianem, staram się rozpocząć opowieść, przekazać jakąś myśl, czasami przesłanie.

?

Nie chcę nikogo zbawiać, ale myślę, że mogę w ludziach budzić niepewność, zastanowienie, mogę sprawić, że ktoś zastanowi się nad jakimś z aspektów własnego życia. Czas płynie tak szybko, a my zwyczajnie nie mamy czasu na to, aby zastanowić się nad rzeczą nam najbliższą, nad samym sobą.

Teksty Twoich piosenek, często poetyckie, nawet te o miłości, to nie jest takie typowe "ble, ble, ble" w stylu: pragnę Ciebie, chcę Ci powiedzieć, że Cię kocham, itd. Ty chyba zawsze musisz o coś walczyć!

I chyba już jestem tym trochę zmęczona. Ale nie widzę innej możliwości. Moja matka, mój dziadek, oni zawsze mówili, aby nie tracić czasu na rzeczy oczywiste, które toczą się od stuleci własnym biegiem, aby nie przepuszczać życia w obojętności jak piasek przez palce. Jeśli masz w sobie coś do wykrzyczenia, to nie wolno tego skrywać. Twoje słowa mogą coś zmienić, mogą dodać komuś odwagi. Jak patrzę wstecz, to widzę, że współczesność to ciągłe wojny i walka. Te oczywiste, wstrząsające pomiędzy narodami, plemionami, ale i te mniejsze, wcale nie mniej istotne, jak walka o równe prawa, choćby kobiet i mężczyzn czy mniejszości. Mamy XXI wiek, a są kraje, w których nie wolno słuchać muzyki wcale bądź bez jej uprzedniej cenzury. A człowiek ma swoje prawa, w tym prawo do muzyki!

Tak jak do wolności, pracy, szczęścia, prawdy...

Zniewolenie człowieka następuje na tak ukrytych pokładach jego życia, że często sobie tego nie uświadamiamy. Dzisiaj musisz nawet walczyć o ciszę.

A wiara?

Bez niej nie ma motywacji, natomiast wiara w sensie religijnym stoi u podwalin wszelkich wartości. Często mnie pytają o to, w co wierzę. Jakimi zasadami się kieruję. Wówczas odpowiadam, że wszystkimi nami rządzą te same prawa. Sami łatwo oddzielamy prawdę od kłamstwa czy dobro od zła. Bez względu na wyznanie, kolor skóry czy miejsce zamieszkania. Stawiamy sobie za cel życie według zasad, które są oczywiste. Niestety, w życiu bywa tak, że te oczywiste rzeczy najtrudniej wprowadzić, urealnić. Nasze plany zawodzą na etapie realizacji. Gdy popatrzysz trochę dalej, to zobaczysz, że świat ciągle nękają wojny, a ja, gdy pytam siebie, dokąd to wszystko zmierza, nie odnajduję odpowiedzi. Kalendarz Majów kończy się bodaj na 2007 roku i nie ma nic dalej. To byli bardzo światli ludzie, takie nauki jak astronomia i matematyka nie były im obce. Mieli doskonały kalendarz, i to mnie niepokoi, nie ma nic poza rok 2007. Mam nadzieję, że się pomylili. A może nie liczyli dalej, bo chcieli pozostawić sobie tę przyjemność na później, ale niepokój pozostaje. Tym samym, jedyną rzeczą, która może z nas wyplenić strach przed tym, czy po tej dacie coś będzie czy też nie, jest prawość, którą nosimy w sobie, ale często nie potrafimy jej urzeczywistnić. Narody stosują się do swoich doktryn, kanonów wiary czy praw. Pryncypialnym powinien być w nich człowiek, ale w życiu okazuje się, że człowiek staje się narzędziem realizacji czyichś ambicji, schodzi na dalszy plan. Działa się w imię człowieka kosztem człowieka. A to jakiś chory mechanizm. Szkoda, że politycy tak często zapominają, co obiecywali. Przypomina mi się taka przypowieść, jak do dziadka, bodaj Żyda, przychodzi wnuczek i zadaje pytanie: co to jest to Pismo Święte? I dziadek odpowiada najprościej jak tylko można: nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe, reszta to zaś komentarz. I nie chcę tutaj nic roztrząsać, ale jeśli tylko ludzie zaczęliby kierować się tą prostą zasadą, prawdą i jednocześnie najoczywistszym z praw, życie na Ziemi byłoby prostsze i piękniejsze. Ale nie można też nikogo zmieniać na siłę, najpierw trzeba wyrugować zło z siebie, potem patrzeć na innych. Ufff! Nie za mądrze?

Nie, rzeczy, o których mówisz, to bardzo ważkie sprawy, tym bardziej dziękuję za rozmowę. Nieczęsto rozmawiając z artystką - gwiazdą rocka czy popu, można porozmawiać o czymś więcej niż o show-biznesie.


opr. JU/PO

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama