CZY APOSTOŁOWIE ZALICZYLI TEST?
„Mówił to wystawiając go na próbę”. Co miała wykazać ta próba? Czy uczniowie przeszli ją pomyślnie?
Pan Jezus nie pyta ich czy należy nakarmić tych ludzi. To jest dla Niego oczywiste. Bez względu na to, ilu ich jest, nie odejdą głodni. Ta troska o sprawy bytowe ludzi, którzy przyszli Go słuchać jest przejawem o wiele głębszej troski o zbawienie ich dusz. Cud, który za chwilę nastąpi jest zapowiedzią cudu nieskończenie ważniejszego - Eucharystii. Pan Jezus chce swą miłością obdzielić wszystkich. A choć zdolność człowieka do kochania jest wielka i zawsze może być większa, to w konkretnym momencie musi się on liczyć ze swoimi ograniczeniami. Miłość okazujemy konkretnym ludziom, w konkretnych czynach. Czasem ci, co deklarują miłość do wszystkich ludzi, na co dzień nie kochają nikogo… Jednak u Boga wszystko jest możliwe. Właśnie wiary we wszechmoc Jezusa, Boga-człowieka, dotyczy próba, przed którą Pan stawia swoich uczniów.
Apostołowie podzielają pragnienie Pana Jezusa. Też chcą, żeby ludzie nie cierpieli głodu, żeby nikt nie zasłabł, żeby dzieci nie płakały. Nie przyjdzie im do głowy powiedzieć: „Czym się martwisz, Nauczycielu, to ich problem, trzeba było wziąć kanapki”. A co najmniej wiedzą, że Pan Jezus nie pochwaliłby takiej postawy.
Uczniowie są też gotowi do poświęcenia. Dwieście denarów to jest wszystko, co mają i są skłonni to oddać, skoro Pan mówi, że trzeba ludzi nakarmić. Nie widzą jednak fizycznej możliwości zrealizowania tego planu. Pojawia się jeszcze chłopiec z plackami i rybami. Można się domyśleć, że to jedzenie było przeznaczone dla nich. W tłumie na pewno byli ludzie zapobiegliwi, którzy mieli jakiś zapas żywności. Ktoś wysłał swego syna lub służącego z posiłkiem dla Jezusa i uczniów. Rozdając to zgromadzonym, uczniowie utraciliby skromną kolację.
W zachowaniu uczniów widać, że nie mają wielkiej ochoty na te wyrzeczenia, jakby mówili „Możemy to wszystko oddać, ale to i tak nic nie da”. Słyszymy zakamuflowaną prośbę: „Panie Jezu, powiedz, że to nie ma sensu”. Nie powinniśmy potępiać za to uczniów. Wyważona ocena tego, na ile moje poświęcenie jest potrzebne i przyniesie owoce, należy do cnoty roztropności. Nie powinniśmy się kierować wyłącznie ani przede wszystkim uczuciami w podejmowaniu decyzji moralnych. Przykładowo, ktoś, kto rozważa możliwość oddania za życia do przeszczepu nerki musi pamiętać o obowiązkach miłości, które ma wobec innych osób, np. małżonka czy dzieci. To nie bezduszna kalkulacja, ale właściwe ustawienie hierarchii miłości
Dobrze więc, że uczniowie są roztropni. Chrystus jednak chce, aby Mu bardziej ufali. Nie znajdują rozwiązania, ale przecież mają przy sobie Jezusa. Skoro On chce nakarmić wszystkich, to znaczy że jest to możliwe. Jeśli nie jest możliwe dla mnie, mimo moich starań, to „dla Boga nie ma nic niemożliwego”. Oby moje pragnienia zawsze odpowiadały woli Boga. Obym był hojny, aby czynić dobro wokół mnie. Kiedy jednak zdaję sobie sprawę, że nie mam na to sił, obym pamiętał, że On może wszystko. Św. Josemaria mawiał, że w obliczu trudnych wyzwań trzeba się modlić tak, jakby mój wysiłek był całkowicie bez znaczenia, a zarazem podejmować ludzki wysiłek, tak jakby modlitwa nie miała żadnej mocy.
Jak uczniowie wypadli na teście, który Pan Jezus im przygotował? Całkiem dobrze. Byli hojni, zastanawiali się jakie mają środki, a skoro są niewystarczające, mówią to Jezusowi. Może zabrakło prośby: „Panie Jezu, bez Ciebie nie damy rady, zrób coś”. Ale i tak Pan Jezus uczynił ich, słabych i nieudolnych ludzi, swoimi współpracownikami w wielkim cudzie rozmnożenia chleba, który jest wstępem do o wiele większych cudów, w których i my uczestniczymy.