4
listopada
poniedziałek
Wspomnienie św. Karola Boromeusza, biskupa
Rok liturgiczny: B/II
Pierwsze czytanie:
Flp 2, 1-4
Psalm responsoryjny:
Ps 131 (130), 1bcde. 2-3
Werset przed Ewangelią:
J 8, 31b-32a
Ewangelia:
Łk 14, 12-14

Patroni:

  • św. Karol Boromeusz,
  • św. Witalis i Agrykola,
  • św. Nikander i Hermes,
  • św. Pierius,
  • św. Amantius,
  • św. Perpetuus,
  • św. Modesta,
  • św. Henryk (Emeryk),
  • bł. Helena Enselmini,
  • św. Feliks de Valois,
  • bł. Franciszka z Ambosii

Pierwsze czytanie

Flp 2, 1-4
Czytanie z Listu Świętego Pawła Apostoła do Filipian

Bracia:

Jeśli jest jakieś napomnienie w Chrystusie, jeśli jakaś moc przekonująca Miłości, jeśli jakieś uczestnictwo w Duchu, jeśli jakieś serdeczne współczucie – dopełnijcie mojej radości przez to, że będziecie mieli te same dążenia: tę samą miłość i wspólnego ducha, pragnąc tylko jednego, a niczego nie pragnąc dla niewłaściwego współzawodnictwa ani dla próżnej chwały, lecz w pokorze oceniając jedni drugich za wyżej stojących od siebie. Niech każdy ma na oku nie tylko swoje własne sprawy, ale też i drugich.

Psalm responsoryjny

Ps 131 (130), 1bcde. 2-3
Strzeż duszy mojej w Twym pokoju, Panie

Panie, moje serce się nie pyszni *
i nie patrzą wyniośle moje oczy.
Nie dbam o rzeczy wielkie *
ani o to, co przerasta me siły.

Strzeż duszy mojej w Twym pokoju, Panie

Lecz uspokoiłem i uciszyłem moją duszę. †
Jak dziecko na łonie swej matki, *
jak ciche dziecko jest we mnie moja dusza.
Izraelu, złóż nadzieję w Panu, *
teraz i na wieki.

Strzeż duszy mojej w Twym pokoju, Panie

Werset przed Ewangelią (Alleluja)

J 8, 31b-32a
Alleluja, alleluja, alleluja

Jeżeli trwacie w nauce mojej,
jesteście prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawdę.

Alleluja, alleluja, alleluja

Ewangelia

Łk 14, 12-14
Słowa Ewangelii według Świętego Łukasza

Jezus powiedział do pewnego przywódcy faryzeuszów, który Go zaprosił: «Gdy wydajesz obiad albo wieczerzę, nie zapraszaj swoich przyjaciół ani braci, ani krewnych, ani zamożnych sąsiadów, aby cię i oni nawzajem nie zaprosili, i miałbyś odpłatę. Lecz kiedy urządzasz przyjęcie, zaproś ubogich, ułomnych, chromych i niewidomych. A będziesz szczęśliwy, ponieważ nie mają czym tobie się odwdzięczyć; odpłatę bowiem otrzymasz przy zmartwychwstaniu sprawiedliwych».

Jeżeli chcesz, aby codzienne czytania były dostępne na Twojej stronie, umieść w niej następujący kod:

Wybierz dzień:

Watykańskie gabinety

ks. Jarosław Tomaszewski ks. Jarosław Tomaszewski

Watykańskie gabinety   fatima yusuf / pexels.com

Wydaje się, że właściwą hierarchię wartości Karol Boromeusz przejął od swojego ojca, który był co prawda bardzo wysoko postawionym arystokratą ale człowiekiem dobrym z natury, szlachetnym i wrażliwym na biedaków. Karol więc już jako mały chłopiec potrafił wyciągać z kieszeni taty obfite datki dla ubogich. Od początku młodego Boromeusza wsadzono na karuzelę oszałamiającej kariery kościelnej. W wieku siedmiu lat otrzymał sutannę, a gdy skończył dwanaście – własne opactwo. Podczas obchodzonych hucznie dwudziestych trzecich urodzin jego wuj – papież Pius IV podarował Karolowi diecezję mediolańską jako prezent, z fantazją mianując młokosa kardynałem. Boromeusz reprezentował papiestwo w Niderlandach, Belgii, Holandii oraz Portugalii, dysponując bezbrzeżną fortuną i faktycznie rządząc ówczesnym Kościołem. Jednak w głębi sumienia wrażliwy arcybiskup Mediolanu nie pogodził się nigdy z nepotyzmem ani z kompromitującą kler i zakonników korupcją. Nazywano go okiem papieża, ponieważ mianując odpowiednich ludzi na kościelne urzędy nie kierował się ani majątkiem, ani znajomościami lecz przydatnością, wiarą i prawym charakterem kandydatów. Bezwzględnie usuwał jednocześnie osobników miernych i skorumpowanych, co przyczyniło mu wielu i potężnych wrogów do tego stopnia, że w roku 1567 w efekcie przykrych, kurialnych intryg, musiał opuścić Watykan. Co istotne, Karol Boromeusz przyjął tę wiadomość z wielką radością! Nareszcie mógł porzucić dywanowe układy i stać się pasterzem powierzonego sobie Mediolanu.

Kościół katolicki istnieje przede wszystkim po to, by przechować bez utraty depozyt objawienia od Chrystusa, a następnie rozdać wiarę wszystkim ludziom i narodom. Główny znak katolicyzmu zderza się od czasu do czasu z czysto ludzkimi siłami, które wewnątrz Kościoła będą podlegać zepsutym prądom epoki. Z tego powodu katolicyzm musi czuwać i często – gdy jądro korupcji nabrzmieje – zdecydowanie odcinać bizantyjskie skłonności, by oczom świata bez przeszkód przedstawić zbawienną prostotę ewangelii. Moment konfrontacji jest trudny, ludziom bowiem łatwo przychodzi pomylić blask prawdy z pustym splendorem doczesnego tryumfalizmu. Te anachroniczne tytuły i nominacje, których normalny człowiek nie jest w stanie ani zapamiętać, ani nawet wymówić. Odrealnione przemowy, kapituły starszych panów w rachitycznych biretach, co winszują sobie samym przy pustej sali z lustrami. Towarzystwa wzajemnej adoracji albo towarzystwa wzajemnej rywalizacji w Kościele nie szukają wcale, komu został dany prawdziwy dar od Boga lecz kto myśli tak, jak oni. Teoretyczne sympozja, wysokie rady, święcenia przejazdów kolejowych i wyssana z palca teologia, co zamiast nająć się na służbę żywej wiary, robi za narzędzie do przypisów w doktoracie – ale kto je potem czyta i po co? Te szaty wreszcie, kurialne skłony i skryte spojrzenia wpływowych sekretarzy. Pewien ksiądz mawiał z przekąsem, że tutaj w sanktuarium nie tyle ważna jest Matka Boża, co tytuły hierarchów na odpustach. Wreszcie więc, wspominając kogoś takiego jak Karol Boromeusz, trzeba sobie jasno powiedzieć, że sztuczny tryumfalizm w Kościele służy karierowiczom za przykrywkę do realnego braku pomysłu na to, jak tu i teraz skutecznie robić misję.

Apostoł Paweł napomina, aby wierzący w Ukrzyżowanego wyrzekli się ducha niewłaściwego współzawodnictwa oraz próżnej chwały. Kościół rozkwita gdy proboszcz myśli, że jego parafianie lepiej żyją Ewangelią niż on. Gdy biskup ceni księży z diecezji ponad samego siebie, papież zaś wie, że w Watykanie chodzi o Lud Boży, nie o niego (por. Ef 2, 3). Jezus zawsze pragnął, aby w pierwszych ławkach Kościoła siedziały osoby bez wpływu i znaczenia (por. Łk 14, 12-13). To ludzie, dla których chrześcijaństwo jest zyskiem, a nie ludzie, którzy liczą na zysk z chrześcijaństwa.    

Nie zaglądaj jak plotkarz za kotary watykańskich gabinetów. Nic tam dla ciebie ciekawego. Odniesiesz moralną korzyść ucząc się odróżniać religijny tryumfalizm od zbawiennego tryumfu ewangelii.