Pan Jezus stawia nam cel, o którym powiedzieć, że jest ambitny to zdecydowanie za mało. To cel na miarę Boga – mamy stawać się podobni do Niego. Bądźcie miłosierni jak Ojciec. Mamy się upodobnić do Niego nie w jakimś konkretnym zachowaniu, ale w tym, co należy do Jego istoty. Bóg jest miłością, a miłość tę najbardziej odczuwamy w Jego miłosierdziu. Gdy świadomie staram się być podobny do Boga w Jego miłosierdziu, On mnie przemienia, tak że rzeczywiście staję się podobny. Więcej nawet, mam w sobie Jego życie. W chrześcijańskiej tradycji określamy ten stan „przebóstwieniem”, Bóg bowiem nas przenika, dając coś z siebie samego.
Ale skoro mamy Go naśladować w jego miłosierdziu, to czemu nie w Jego sprawiedliwości. Nie sądźcie, nie potępiajcie… Przecież Bóg jest sędzią sprawiedliwym. Mnie czasem trudno być miłosiernym, ale jeśli chodzi o sądzenie, a przy okazji potępianie, mam wielką wprawę. Pewnie właśnie dlatego Pan Jezus mówi, że mamy naśladować Boga w miłosierdziu, czego konkretnym wyrazem jest przebaczenie, ale nie w sądzeniu i wydawaniu wyroków skazujących. Niestety, z powodu grzechu pierworodnego, mamy skłonność do radykalnego oddzielania sprawiedliwości od miłości. Czasami studenci mówią przed egzaminem żartobliwie, że liczą raczej na miłosierdzie profesora niż na sprawiedliwość. (Pytanie, czy profesor zaliczający przedmiot niedouczonemu studentowi np. medycyny „z miłosierdzia”, ma je również dla przyszłych pacjentów adepta sztuki lekarskiej) Takie mamy w głowie schematy. Żeby jednak praktykować cnotę sprawiedliwości, najpierw musimy umieć kochać. Miłość nadaje formę każdej cnocie. W Bogu sprawiedliwość wynika z miłości i jest sprzężona z miłosierdziem. Ponadto Bóg jest wszechwiedzący, czego nie można powiedzieć o człowieku. Dlatego Pan Jezus mówi nam, abyśmy skupili się na miłosierdziu, zostawiając Bogu sądzenie i potępianie. A jeśli w relacjach międzyludzkich okaże się nieuniknione wydanie jakiegoś sądu o innym człowieku, łatwiej mi będzie osądzić starając się choć trochę zbliżyć do Bożej sprawiedliwości. Nigdy jednak nie będę miał jej w sobie w pełni. Dlatego w Tradycji Kościoła uznajemy z pewnością niektóre zmarłe osoby za święte, ale o nikim nie mówimy, że z pewnością został potępiony.
Innym przejawem Bożej miłości jest hojność. Bóg daje „ponad miarę”, tj. ponad ludzką miarę. Przykładem tego Bożego nieumiarkowania jest cud w Kanie. Pan Jezus daje weselnikom o wiele więcej, niż mogliby sobie wyobrazić. Cud ten jest zapowiedzią nieskończonej hojności Boga, który staje się człowiekiem, aby oddać swe życie, a więc wszystko, co ma, dla naszego zbawienia. Jak przyjąć ten nadmiar? Obawiam się, że ci z Kany sobie nie poradzili i długo dochodzili do siebie po tym weselu. Ale przyjąć owoce ofiary Pana Jezusa na krzyżu możemy. Pod jednym warunkiem – że będziemy hojni wobec swoich bliźnich i wobec samego Boga. Jaką miarę przyjmuję, na przykład jeśli chodzi o czas poświęcony najbliższym? Jaka jest moja miara zaangażowania w pracę zawodową: ściśle za co mi płacą czy pamięć o dobru wspólnym? Jaka jest proporcja między wsparciem dla ubogich pieniędzmi na rzeczy mało potrzebne czy rozrywki? Ile czasu poświęcam na modlitwę i czy nie traktuję jej jako podatku – ja daję Bogu moje bezcenne 45 minut na niedzielną Mszę, w zamian nie trafię do Piekła?
Bądźmy więc hojni, żeby pomieściły się w nas dary, które daje nam nasz Ojciec Bóg.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.