Dzisiejsza Ewangelia może wydać się nam trochę niezrozumiała, bo Pan Jezus, patrząc na swoich uczniów, wypowiada zdania, które jakby pochwalały zło! Mówi tak: „Błogosławieni ubodzy! Bo do was należy królestwo Boże! Błogosławieni głodni, albowiem będziecie nasyceni! Błogosławieni, gdy płaczecie, bo śmiać się będziecie! Błogosławieni, gdy was odrzucą...”
Zaraz też po tych słowach Jezus, wskazując z gniewem na bogatych i sytych, woła: „Biada wam!”. Jak to rozumieć? Czyżby Jezus sugerował, że: „Im gorzej, tym lepiej!”? Czy nasza wiara miałaby być promocją pesymizmu?
Gdyby tak było, to po pierwsze: uczniowie nie zostawiliby wszystkiego i nie poszliby za Chrystusem! A po drugie: wystarczy wczytać się bardziej uważnie w sceny życia Jezusa i Apostołów, a szybko odkryjemy panującą w apostolskiej wspólnocie radość, której darmo byłoby szukać w świecie, i której wcale nie gasiła bieda!
Aby to jeszcze lepiej wytłumaczyć, przenieśmy się myślą do naszych czasów; do chwili, gdy 40 lat temu wybuchła solidarność. Przypomnijmy ten entuzjazm! I zobaczmy jak słowa Pana Jezusa kapitalnie pasują do obrazu narodzin solidarności: czy nie pamiętamy szczęśliwych twarzy górników i hutników, którzy z przejęciem prosili kapłanów o spowiedź i odprawienie Mszy w ich zakładach pracy? Byli szczęśliwi mimo zagrożenia i ubóstwa.
Oto, jak pisze o tym ksiądz Jerzy Popiełuszko, którego poproszono o Mszę i spowiedź w hucie Warszawa: „Siedziałem na krześle, plecami niemal opierając się o jakieś żelastwa, a te twarde chłopy w usmarowanych kombinezonach klękały na asfalcie zrudziałym od smarów i rdzy. Wielu z nich po raz pierwszy od lat, przystąpiło do spowiedzi!”.
I zaraz ksiądz Jerzy dodaje: „Nigdy przedtem nie słuchałem takich spowiedzi. Nigdy przedtem nie ochrzciłem tylu dorosłych ludzi. To wspaniałe uczucie, chrzcić trzydziestoletniego człowieka, który nigdy przedtem nie słyszał o Bogu. Nie ma tygodnia bez takiego chrztu!”
Gdy ktoś go zapytał, dlaczego tak związał się z robotnikami, odpowiedział: „Ci ludzie zrozumieli, że są mocni właśnie w jedności z Bogiem i Kościołem. To wtedy zrodziła się we mnie potrzeba pozostania z nimi!”.
Rzeczywiście, był to czas wstawania z kolan. Ludzie odkrywali, że Bóg ich kocha i dlatego czuli się błogosławieni. Przestawali martwić się o siebie, a zaczynali martwić się o innych. I tak rodziła się solidarność!
A kiedy człowiek zapomina o Bogu, to coraz bardziej martwi się o samego siebie – i wtedy solidarność umiera. To dlatego Jezus wołał: Biada! Nie dlatego, że odrzucał bogatych, ale dlatego, żeby oni Jego nie odrzucili, i żeby solidarność nie umarła. Bo solidarność to dziecko Bożej Miłości!
ks. Stefan Czermiński