Czy można odbudować UE wokół chrześcijaństwa w wariancie non-violance?

Wśród posłów do Parlamentu Europejskiego wybranych w czerwcu 2024 należy budować koalicję otwartą na uaktualnianie dziedzictwa świętych Cyryla i Metodego.

Nie szkodzi, jeżeli to będą posłowie reprezentujący w poszczególnych krajach partie opozycyjne; i oni dysponują funduszami wystarczającymi na studia, sympozja i publikacje, oraz na organizowanie wydarzeń kulturalnych czy ekumenicznych. W miękki sposób tu można doprowadzać do integracji wokół chrześcijaństwa w wariancie non-violance i tu budować linie współpracy oraz angażowania środowisk dotąd się nawzajem nie znających. Z czasem to może doprowadzić do zrodzenia się licznych dobrych owoców, zaś w wymiarze politycznym przełamywać tendencje do centralizowania Unii Europejskiej.

Od dwunastu wieków Europa jest areną rywalizacji między imperialną a republikańską wersją ewangelizacji. Swego rodzaju archetypem tej pierwszej stało się tak zwane „ochrzczenie” Sasów dokonane przez Karola Wielkiego, stopniowo mniej więcej w latach 772-804. Trudno tu uniknąć stosowania cudzysłowu, gdy się pisze o „ochrzczeniu”, i warto przypomnieć, że nigdy wcześniej nie stosowano narzucania chrześcijaństwa za pomocą siły militarnej. „Chrzest” Sasów został dokonany przemocą, za cenę wymordowanej ludności cywilnej oraz spalonych miejscowości. Odtąd w Europie pojawiło się zjawisko narzucania religii siłą, i sami Sasi tak potem „chrzcili” nie znając innego na to sposobu. Stosowanie przemocy z czasem rozlewało się na cały świat i ostatecznie kompromitowało chrześcijaństwo, stając się głębokim źródłem dzisiejszych fobii antyreligijnych. A pierwszym przegranym okazała się Europa Środkowa, w której ludy słowiańskie zostały zakwalifikowane jako zwierzyna łowna przeznaczona do chrystianizacji nierozłącznej z germanizacją. Właśnie po tej linii swą „ewangelizację” prowadził Zakon Krzyżacki, który dokonał eksterminacji całego narodu pruskiego oraz nie kryjący swych ambicji, by eksterminować kolejne narody. Ten plan został dziarsko podjęty przez moskiewskich carów i ci faktycznie doprowadzili do tego, iż spora liczba narodowości została poddana ich władzy imperialnej z mniej lub bardziej zaawansowanym procesem eksterminacji. Przy tym wszystkim największym przegranym okazało się samo orędzie ewangelijne, ośmieszone, zdeprawowane, przeinaczone w „ruski mir” lub analogiczne postaci cesarskiej dominacji politycznej.

Szczęśliwie, dobry Bóg zesłał alternatywę dla „ewangelizacji” prowadzonej przemocą imperialną, gdyż równolegle dokonywała się również i republikańska ewangelizacja ziem Środkowo-Wschodniej Europy. Dla niej archetypem stała się misja św. Cyryla i Metodego w Państwie Wielkomorawskim w latach 862-885. Co prawda ci święci bracia przybyli wysłani też przez cesarza, to jest z Konstantynopola, jednak podczas całej swojej misji w niczym nie próbowali realizować bizantyjskiego interesu politycznego, zaś najwięcej kontaktów utrzymywali właśnie z papieskim Rzymem. Byli oni dziedzicami systemu obywatelskiego, zaś wprowadzając na prośbę władców wielkomorawskich nowy słowiański system prawny inspirowali się najlepszymi tradycjami rzymskiego republikanizmu. Choć bezpośrednio Cyryl i Metody przegrali, jednak ich wpływ okazał się ogromny, początkując głębokie rozumienie Ewangelii, wolne od hipokryzji nierozłącznej z „chrzczeniem” dokonywanym jako element ekspansji imperialnej. Nie da się zrozumieć tego, że św. Wojciech poniósł śmierć męczeńską niosąc Prusom Ewangelię w systemie non-violance, jeżeli nie spojrzy się na to, że jego rodzina była ukształtowana w duchowości cyrylo-metodiańskiej. Nie da się zrozumieć tego, jak Mieszko i Bolesław Chrobry uzyskali niezależność od Niemców, jeżeli pominie się to, iż ci dobrze pamiętali sukcesy władców Wielkich Moraw. Choć Europa Środkowo-Wschodnia jeszcze wielokrotnie była podbijana przez rozmaitych cesarzy, jednak zawsze odradzał się w niej duch wolności, zaszczepiony jeszcze przez św. Cyryla i Metodego.

Nieprawda, że stoimy przed wyborem albo europejskiej nowoczesności, albo eurosceptycznego ciemnogrodu. Trzeba dostrzec rywalizację pomiędzy dwoma duchowymi postawami dzielącymi nasze własne społeczeństwa, z przemocą i bez przemocy. Za europejską nowoczesnością idzie odbieranie państwom prawa weta i podporządkowywanie wedle modelu imperialnego, tak miłego politykom Zachodu. Ów zaś rzekomy eurosceptyczny ciemnogród to rozwinięcie starożytnego rzymskiego republikanizmu połączonego z chrześcijańskim postrzeganiem siebie jako wolnych obywateli nieba. Dziś europejska nowoczesność staje się wroga chrześcijaństwu, bo już jej nie jest potrzebna hipokryzja przypisywania sobie związków z Ewangelią. Ta nowoczesność sama przy tym depcze to, co zbudowało wielkość kontynentu, to jest ducha wolności, przedsiębiorczości i solidarności. Zamiast wolności opowiada się ona za centralizacją. Aby ratować Europę, trzeba sięgać do rzeczywistego chrześcijaństwa, tego non-violance, a nie jego imperialnej podróbki opartej na przemocy oraz centralizacji. W swoim czasie to zbudowało i Zachód, po linii św. Benedykta z Nursji, jak Wschód, po linii świętych Cyryla i Metodego.

Dziś ciągle jeszcze w miarę skutecznie działa „kordon sanitarny” ściśle oddzielający siły polityczne podległe elitom nadal rządzącym Unią Europejską, a tych, którzy mają odmienne opinie. Gdyby jednak wkroczyć z narracją oddzielającą postawę „non-violance” od narzucania swej woli siłą, oraz oddzielającą imperializm od republikanizmu, wówczas to by mogło w znacznym stopniu zakłócić szczelność wspomnianego kordonu. Po każdej stronie sceny politycznej da się odnajdywać ludzi oraz środowiska, którym wstrętne jest dziedzictwo imperializmu i kolonializmu. Gdy przypomnimy sobie czas bezpośrednio po roku 1980, nasz polski ruch „Solidarności” budził na całym świecie ogromną sympatię tak prawicy, jak i lewicy. Dzisiaj można by poeksperymentować i sięgnąć do misji „non-violance” świętych Cyryla i Metodego, pokazując, jak bardzo ta misja może działać scalająco na rozmaite konflikty wewnątrz europejskiej rodziny narodów. Tutaj w pierwszej kolejności rzucają się w oczy Słowianie, sami między sobą skłóceni, a przez to z łatwością rozgrywani przez swych imperialnych sąsiadów. Ale swego rodzaju dziedzicami misji Braci Sołuńskich są również i narody nie-słowiańskie. Tu warto wspomnieć cesarza Ottona III, który sam zachowywał się w sposób nie imperialny, starając się budować wspólnotę równych sobie partnerów. Otto III przyjaźnił się ze św. Wojciechem i od niego mógł znać przesłanie cyrylo-metodiańskie. Wzdłuż i wszerz całej Europy da się odnajdywać polityków, których można by zaintrygować rozważaniami nad związkiem postaw duchowych ze skutecznością gospodarczo- społeczną.
 

Źródło: nowyswiat24.com.pl

 

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama