„Czterej jeźdźcy Apokalipsy” w małżeństwie – jak uratować swój związek?

Gdy w małżeństwie pojawiają się „czterej jeźdźcy Apokalipsy”, rozpad jest niemal nieuchronny – twierdzi psycholog John Gottman, podsumowując wyniki wieloletnich badań nad parami.

Po czym poznać, że małżeństwo chyli się ku upadkowi i na horyzoncie jawi się rozwód? Czy są jakieś sygnały ostrzegawcze, na które należałoby zwrócić uwagę – i jeśli zareagujemy w porę, da się odwrócić ten proces? Amerykański psycholog John Gottman, autor książki Why Marriages Succeed or Fail, po ponad 20 latach badań nad parami małżeńskimi odkrył, że istnieją takie znaki, które z 94-procentową pewnością pozwalają określić, jakie będą dalsze losy związku.

Rozwody stały się plagą w USA: obecnie niemal dwie trzecie małżeństw kończy się rozpadem związku. W Europie problem nie osiągnął jeszcze takich rozmiarów, ale także i tu nie jest dobrze. Co więcej, od czasu, gdy Gottman zaczął swoje badania, pojawił się nowy trend – młodzi ludzie, mając przed sobą perspektywę nieudanego małżeństwa, w ogóle się na nie nie decydują, tylko żyją w jakiejś formie związku partnerskiego. Ostatecznie cierpią na tym i oni sami, i dzieci, które pojawią się w takim związku, nie mające wystarczającego oparcia, a zamiast tego – poczucie życiowej niepewności i chwiejności.

Istnieje wiele czynników, zarówno psychologicznych, jak i socjologicznych, wpływających na taki stan rzeczy. Nie próbując analizować ich wszystkich, Gottman skupia się na tym, co wydaje mu się najbardziej istotne, a na potwierdzenie swoich wniosków ma ponad dwudziestoletnią historię badań, podczas których obserwowano liczne pary małżeńskie, rejestrowano ich rozmowy, skupiając się zarówno na treści, jak i stylu komunikacji. Okazuje się – wbrew temu, co twierdził Tołstoj w Annie Kareninie – że rozpadające się rodziny nie są nieszczęśliwe każda na swój sposób, ale istnieje szereg cech wspólnych. Tym, co zwraca szczególną uwagę, jest styl komunikacji między małżonkami.

Nie istnieje jeden wzorzec małżeńskiej komunikacji, który odpowiadałby wszystkim. Gottman wyróżnia trzy zasadnicze modele: afirmatywny (validating), chwiejny (volatile) oraz unikowy (avoidant), które, każdy na swój sposób, mogą być receptą na udane małżeństwo. Ten pierwszy kojarzy nam się z najlepszym stylem komunikacji – tu małżonkowie otwarcie omawiają swoje problemy, dzielą się troskami i słuchają się nawzajem. Okazuje się jednak, że także małżeństwo, w którym „latają talerze”, czyli zdarzają się ciągłe sprzeczki, może być równie trwałe, jak to afirmatywne. Receptą na udane małżeństwo może być także styl „unikowy”, w którym partnerzy osiągają pewien cichy kompromis, bez otwartego podejmowania problemów. Również i taki związek może być pełen wzajemnego szacunku i miłości, a ostatecznie właśnie to najbardziej liczy się w relacjach.

Z drugiej strony istnieją też wskaźniki kryzysu w danym związku, które mogą dotyczyć wszystkich trzech modeli. Chodzi o coś głębszego niż same słowa, gesty czy zachowania – coś, co leży u ich podłoża. Gdy pojawiają się te symptomy kryzysu, trzeba reagować w porę, w przeciwnym razie małżeństwo upodabnia się do tratwy płynącej w dół rzeki, porwanej przez coraz silniejszy nurt, z którego siłą nie umie sobie poradzić. Prędzej czy później wpadnie na rzeczny próg, czy też kaskadę i roztrzaska się o nią.

Najbardziej charakterystyczna kaskada, z którą zderza się para, płynąc w dół małżeńskiej rzeki, prowadzącej do rozpadu związku, składa się z „czterech jeźdźców Apokalipsy”. Czym są owi „czterej jeźdźcy”? To cztery sposoby interakcji, wieszczące katastrofę, podminowujące próby komunikacji z partnerem. W kolejności od najmniej do najbardziej niebezpiecznego, są to: krytycyzm, wzgarda, defensywność i budowanie muru. W miarę, jak te zachowania coraz bardziej się zakorzeniają, w małżeństwie rozwija się poczucie negatywności i napięcia.

Czym jest krytycyzm? Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że nie ma dużej różnicy między narzekaniem (na coś) a krytykowaniem (kogoś). Różnica jest jednak zasadnicza. Uskarżam się na jakieś konkretne zachowanie, mówiąc o swoich odczuciach (na przykład mówiąc: „wolałbym, żebyś sprzątał po sobie naczynia”), krytyka natomiast odnosi się do osoby i często jest uogólniona („dlaczego ty nigdy nie możesz posprzątać po sobie naczyń”). Krytyka przypisuje drugiej osobie winę, zakłada złą wolę lub jakąś wadę charakteru. Gdy w małżeństwie krytycyzm zajmuje miejsce normalnego dialogu, staje się trucizną, systematycznie niszczącą wzajemne relacje.

Jeśli nie dostrzeżemy problemu i nie pohamujemy ostrza swojej krytyki, następnym etapem jest wzgarda (contempt). To mocniejsze narzędzie wywierania presji na małżonka, jeszcze bardziej odbierające mu godność. Jest to rodzaj psychicznego znęcania się nad partnerem. Może ono wyrażać się zarówno w słowach, jak i w mowie ciała. Gdy pojawiają się obelgi i epitety, nie jest to już krytycyzm, ale wzgarda: „ty głupku”, „ty się do niczego nie nadajesz”, „po co ja za ciebie wyszłam”, „ty palancie”, „ty idiotko”. Wzgarda może być też przykryta maską „wrogiego humoru”, gdy mniej lub bardziej subtelnie wyśmiewamy drugą osobę, jej zachowania i słowa (na przykład przedrzeźniając ją lub parodiując). Wzgarda może też wyrażać się w mowie ciała – drgnięcie mięśni twarzy, krzywa mina, wydymanie warg, kiwanie lekko przekrzywioną głową (wyrażające postawę „możesz mówić co chcesz, ja i tak wiem lepiej”).

Przykładem wymiany zdań, obrazującym wzajemną wzgardę jest krótki dialog między Fredem a Ingrid:

Fred: Czy odebrałaś moje ubrania z pralni?

Ingrid: „Czy odebrałaś moje ubrania?” Sam sobie odbieraj. Czy ja jestem twoją służącą?

Fred: Jakbyś była służącą, to przynajmniej sama umiałabyś prać.

W tych krótkich trzech zdaniach kryje się wzgarda, oskarżenie, przedrzeźnianie drugiej osoby i poniżanie jej.

 

Kolejnym „jeźdźcem” jest defensywność. Gdy jest się bombardowanym obelgami, naturalną skłonnością jest obrona przed atakiem. Nie jest to jednak obrona pasywna, ale odbijanie piłeczki. Mogą istnieć różne formy takiego odbijania: zaprzeczanie własnej odpowiedzialności („tak, piję, ale nie jestem pijany”, „spóźniłem się i co z tego”), usprawiedliwianie się, czytanie w cudzych myślach (oparte o mechanizm psychologicznej projekcji, czyli przypisywania drugiej osobie własnych motywacji), odbijanie skargi partnera własną skargą („może ja nie sprzątam po sobie, ale ty też nie zajmujesz się dziećmi tak jak powinnaś”), powtarzanie w nieskończoność własnych argumentów, bez słuchania tego, co mówi druga strona, jękliwy ton głosu czy specyficzna mowa ciała (m.in. unikanie wzroku drugiej osoby, odsuwanie się od niej, zaciskanie pięści).

To, że się bronimy, jest z jednej strony zrozumiałe, z drugiej jednak – jest to blokada wzajemnej komunikacji. Zamiast zrozumieć perspektywę drugiej osoby, poświęcamy czas i siły na obronę własnego stanowiska. Problemy pozostają nierozwiązane, a konflikt eskaluje.

Ostatnim jeźdźcem jest „budowanie muru” (emocjonalne oddzielenie). Osoba, która nie ma już ochoty się bronić, odsuwa się na bok (emocjonalnie lub fizycznie), stawiając między sobą a rozmówcą niewidoczny kamienny mur. Zazwyczaj słuchając reagujemy na to, co mówi rozmówca, patrzymy na niego, odpowiadamy lub przynajmniej mówimy coś w rodzaju „aha” lub „no tak”, czy też potakujemy głową. „Murarz” porzuca te komunikaty, zastępując je kamiennym milczeniem.

Rozmawiając z osobami, które dotarły do tego etapu, Gottman zauważył, że często sądzą one, że po prostu zachowują się neutralnie, a ich milczenie jest po to, aby nie pogarszać sytuacji. W rzeczywistości jest to bardzo wroga neutralność, która wyraża dezaprobatę, i lodowaty dystans. Osoba, która mówi do kogoś schowanego za emocjonalnym murem, otrzymuje bardzo negatywny komunikat: „wycofuję się, wyłączam się z jakiejkolwiek sensownej interakcji z tobą”. Gdy małżeństwo dojdzie do tego etapu, jego uzdrowienie może być bardzo trudne.

Stawianie muru może być też związane z „emocjonalnym zalaniem” (flooding) – gdy emocje pojawiające się w rozmowach z małżonkiem tak bardzo nas przytłaczają, że nie mamy już siły sobie z nimi radzić. Co ciekawe, statystycznie to mężczyźni częściej doświadczają takiego emocjonalnego zalania i w jego efekcie stawiają niewidoczny mur między sobą a współmałżonkiem.

„Czterej jeźdźcy” są zabójczy dla małżeństwa. Są nieprzyjemni sami w sobie, ale przede wszystkim – rujnują komunikację, stawiając jedną osobę przeciw drugiej. Zamiast wspólnego „my”, osiągniętego poprzez dialog, negocjacje i kompromis, pojawia się „ja” i „ty” jako dwa odrębne światy. Czterej jeźdźcy tworzą nieustanny cykl niezgody i negatywności, który trudno przerwać, jeśli nie rozumie się, co się dzieje. Zaczynamy postrzegać drugą osobę jako potwora, który chce nas skrzywdzić. Sami zaś wpadamy w postawę „niewinnej ofiary” lub „świętego oburzenia”. Gałązki oliwne – pojednawcze gesty czy słowa – rzucane przez drugą stronę nie są już podejmowane. Doszukujemy się we wszystkim ukrytej złej woli i wszystko interpretujemy na niekorzyść partnera.

W każdym związku zdarzają się lepsze i gorsze chwile. Niektóre problemy mają charakter bardziej obiektywny (na przykład – związane z finansami czy zdrowiem), inne – wynikają z osobistych wad, odmiennych opinii, różnic temperamentu. Oczekiwanie, że życie będzie usłane różami, jest po prostu nierealistyczne. Ważne jest jednak, aby nie dać się wprowadzić w spiralę negatywizmu. Gottman zauważa, że w udanych związkach stosunek pozytywnych emocji do negatywnych wynosi przynajmniej 5 do 1. Jeśli uda nam się utrzymać taki poziom „pozytywów”, przykre zdarzenia, zły humor małżonka czy trudne okoliczności nie zdołają zakłócić funkcjonowania związku. Nie stanie się to jednak samo przez się – potrzebny jest aktywny styl komunikacji i nastawienie na to, co pozytywne. Ciepłe słowa wypowiadane do partnera, uznanie jego wysiłków czy zdolności mają ogromne znaczenie w budowaniu tego pozytywnego nastawienia do siebie nawzajem, podobnie jak z pozoru drobne gesty (pamięć o drugiej osobie, przytulenie, drobny prezent). To wszystko zapada w pamięć i cementuje wzajemne relacje. Niestety, równie mocno oddziałują na nas „czterej jeźdźcy”. Gdy więc dostrzeżemy ich oznaki we własnym związku, powściągnijmy ich wodze i nie pozwólmy na to, aby jak wroga armia spustoszyły małżeńską przestrzeń komunikacji.

« 1 »

reklama

reklama

reklama