Duński parlament zniósł istniejące od 250 lat święto. Jako argument podał konieczność zebrania większych pieniędzy w podatkach na cele militarne. Czy nie będą to jednak Judaszowe srebrniki?
Po długiej, czterogodzinnej debacie święto państwowe i religijne znane w Danii jako Wielki Dzień Modlitwy odchodzi w niepamięć. Tak głosowała większość w duńskim parlamencie. Argumentem była konieczność podniesienia wydatków na cele militarne, a teoretycznie dodatkowy dzień pracy może przynieść większe przychody dla państwa w postaci podatków.
Obchody Wielkiego Dnia Modlitwy sięgają 1686 roku. Święto to przypada w czwarty piątek po Wielkanocy. Od 2024 roku Duńczycy nie będzie jednak świętem państwowym i dniem wolnym od pracy.
Debata na temat zniesienia tego święta rozgrzewała w ostatnich tygodniach chrześcijańskie media w Danii, parlament pozostał nieugięty. Wbrew głosom społeczeństwa i opozycji rząd wprowadził kontrowersyjną zmianę.
Po głosowaniu na mównicę wyszła premier Mette Frederiksen, socjaldemokratka, by podkreślić, że rząd znosi ten dzień, by sfinansować kilka rzeczy, w tym wojsko. Dania potrzebuje więcej pieniędzy na obronę „z powodu sytuacji w polityce bezpieczeństwa, w której się znajdujemy.” Frederiksen stwierdziła: „mamy teraz w Danii rząd, który decyduje się bardziej ambitnie sprawić, abyśmy mogli jeszcze lepiej zadbać o Danię. Podjęliśmy tę decyzję i jestem z niej zadowolona”.
Zdanie obywateli i Kościoła nie ma znaczenia?
Choć ton dyskusji w duńskim parlamencie, Folketingu, był gorący, Kościoły stały bezradnie na uboczu – nie uznano za stosowne skonsultować z nimi wprowadzanych zmian. Henrik Stubkjær, biskup diecezji Viborg Narodowego Kościoła Danii, wyraził swoje głębokie zaniepokojenie. „Jako Kościół mamy do czynienia z rządem, który w żaden sposób nie chce słuchać. Opiera się na formalnej władzy, mając większość, i robi to, co tylko zechce. Naprawdę trudno było się przebić i prowadzić dialog”, powiedział Stubkjær dla TV Midvest. „Cały Kościół czuje, że było to nadużycie”.
Stubkjær uważa, że zniesienie święta jest „największym atakiem przeciwko systemowi kościelnemu w Danii. Paragraf 4 konstytucji tego kraju mówi, że państwo musi wspierać Kościół narodowy – a tak faktycznie się dzieje, gdy usuwane są główne dni modlitwy bez pytania Kościoła o zdanie?”
Jeppe Søe nie uważa jednak, że zakaz jest niekonstytucyjny. Jest on posłem Partii Umiarkowanej i rzecznikiem do spraw kościelnych. „W § 66 Konstytucji jest napisane, że Ustrój Kościoła Norweskiego jest regulowany przez prawo, co daje zatem politykom prawne prawo do interwencji i np. zniesienia dużych dni modlitwy bez zgody Kościoła Narodowego” – twierdzi poseł. Okazuje to nieodłączną słabość Kościołów narodowych – ich życie regulowane jest bowiem przez świeckie władze, które bynajmniej nie muszą się kierować faktycznym dobrem Kościoła, a raczej bieżącymi trendami i potrzebami politycznymi.
Referendum?
Biskup Stubkjær uważa, że jedynym rozwiązaniem gorącego sporu jest zapytanie Duńczyków. „Jeśli kiedykolwiek był moment, kiedy referendum było potrzebne, to właśnie teraz. Przecież ta decyzja wstrząsa zarówno rynkiem pracy, jak i relacjami Kościół-państwo.”
Chociaż niektóre partie w parlamencie proponują referendum w tej sprawie, nie zanosi się na to, by do niego doszło. Obecnie za zapytaniem społeczeństwa opowiada się 40 posłów. To nie wystarczy; do przeprowadzenia referendum potrzebne jest poparcie co najmniej 60 parlamentarzystów.
Oficjalne zniesienie Wielkiego Dnia Modlitwy nie oznacza jednak, że duńskie Kościoły faktycznie pogodzą się z utratą święta. Pomimo utraty dnia wolnego od pracy zamierzają one organizować uroczystości religijne w tym czasie. Będzie to jednak z oczywistych względów trudniejsze – a czy uda się wtedy zgromadzić wiernych, pokaże czas.