Czechy: niezwykła historia powrotu trapistów

Choć mówi się dziś o kryzysie Kościoła, a Czechy to jeden z najbardziej ateistycznych krajów świata, to właśnie tam 20 lat temu rozpoczął działalność nowy klasztor trapistów.

Osiedlili się w 2002 r. w pozostającej na uboczu wiosce na zachodzie kraju w byłym barokowym klasztorze norbertanów. Decyzja nie została powzięta z góry, lecz poprzedziła ją tajemnicza fala Czechów przybywających do francuskich klasztorów z pragnieniem rozpoczęcia życia monastycznego.

Działo się to w latach 90. – w ciągu zaledwie dwóch lat do francuskiego opactwa Sept-Fons dotarło prawie 100 mężczyzn zza naszej południowej granicy. Wielu z nich jeszcze w czasie reżimu komunistycznego zetknęło się z pismami Thomasa Mertona i zapragnęło zastania mnichami. W 1998 r. czterech Czechów złożyło śluby wieczyste, co lokalny opat uznał za znak do założenia nowego klasztoru.

Poszukiwania miejsca pod fundację prowadzono bez pośpiechu i ze starannością. Odrzucono wiele propozycji ze strony diecezji. W końcu „kiedy mnisi przybyli do pokrytego śniegiem Nowego Dworu, od razu uznali go za obiecane i błogosławione miejsce” – mówi brat Józef. Jak dodaje, gdy jednak wrócili na wiosnę i „zobaczyli ogrom ruin, wyrywali sobie włosy z głowy. To nie było tak poetyckie, jak dwa miesiące wcześniej" – zaznacza trapista.

Jednak dzięki wytrwałej pracy, przerywanej na codzienne 7 czasów modlitwy, w ciągu kilku lat udało się odremontować barokowy klasztor. Jednocześnie zorganizowano produkcję musztardy i dżemów, a mnisi zaangażowali się ponadto w gospodarkę leśną i wypas krów.

„Udało nam się, po wielu próbach - z dziewięciu założycieli, trzech opuściło życie monastyczne; trzech innych braci opuściło Nowy Dwór” – mówi o. Samuel, opat klasztoru. Jak zaznacza, „wznoszenie murów klasztoru to nic. Ale budowanie wspólnoty to coś zupełnie innego”.

Klasztor trapistów nie jest odosobnioną fundacją monastyczną w Czechach w ostatnich dziesięcioleciach. Powrót mnichów może dziwić, jeżeli zważy się, że już na fali oświecenia zamykano tam klasztory jako miejsca nic nie wnoszące do życia i przeżytek „ciemnych wieków”, a potem przyszło jeszcze bolesne prześladowanie komunistyczne.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama