Playback wychłostany [GN]

Wykonawcy coraz częściej idą na łatwiznę, oszukując publiczność...

Kara chłosty dla muzyków występujących z playbacku? To oczywiście żart, ale problem jest poważny. Wykonawcy coraz częściej idą na łatwiznę, oszukując publiczność.

Przeraźliwe fałsze Mandaryny w Sopocie, kiedy trzeba było w końcu wystąpić na żywo, wycie Enrique Iglesiasa zarejestrowane przez pracownika obsługi technicznej czy zasapana Britney Spears, wyrzucająca z siebie przypadkowe dźwięki podczas tanecznych ewolucji — to tylko niektóre z przykładów zdemaskowanego playbacku. A ile jest sytuacji, w których publiczność nie zdaje sobie sprawy z tego, że jest oszukiwana! Playbacki, półplaybacki i inne formy muzycznej łatwizny zadomowiły się na scenie rozrywkowej na dobre. Rozwój elektroniki, obficie wykorzystywanej w studiu, zachęca muzyków, by używać różnego rodzaju automatów także podczas koncertów. Troska o brzmienie ma usprawiedliwiać tę drobną nieuczciwość. Czy rzeczywiście drobną?

Oszuści pod pręgierzem

— To zjawisko rozlało się bardzo szeroko — twierdzi Ireneusz Dudek, wokalista zespołu Shakin' Dudi. — Zaczęło się od telewizji, gdzie o użyciu playbacku decydowały względy techniczne. Z czasem to wygodnictwo przeniosło się także na imprezy masowe. Dla mnie to jest oszustwo. Dziś wszystko można zrobić na komputerze, w sztuczny sposób wylansować kogoś, kto nie umie śpiewać.

Dudek, wraz ze swoim zespołem, postanowił przeciwstawić się temu trendowi. Muzycy rozpoczęli akcję „Stop playbackowi!”. Na stronie www.stopplaybackowi.pl stworzyli „Szejkindudowy projekt ustawy o zakazie grania z playbacku”, do którego internauci dodają swoje propozycje. Chłosta rózgą pod miejskim pręgierzem, zakucie w dyby oraz zamknięcie w błazeńskiej klatce — to kary za używanie i wspieranie playbacku. — Zaczęliśmy od happeningu, żeby wzbudzić zainteresowanie tematem, i udało się: na stronę wchodzą tysiące ludzi — cieszy się Ireneusz Dudek. — Ale zamysł jest o wiele poważniejszy. Kiedy dopracujemy już właściwą formę ustawy, bez żartobliwych akcentów, wybiorę się do ministra kultury z tym projektem. Chodzi o to, żeby nie finansować nieuczciwych występów z budżetu państwa czy samorządów. Potrzebny jest taki ruch, tak jak kiedyś walka z piractwem. Początkowo ministerstwo też mówiło o małej szkodliwości społecznej tamtego procederu, ale ostatecznie ugięło się, gdy sprzeciwili się Amerykanie.

Koncert albo show

Czy jednak da się tę kwestię prawnie uregulować? Okazuje się, że w USA takie regulacje istnieją. Nie znaczy to, że nie wolno tam grać z playbacku, ale słuchacz, który kupuje bilet, musi wiedzieć, w jakim wydarzeniu będzie uczestniczył. Jeżeli na plakacie jest mowa o koncercie, to muzyka powinna być wykonywana na żywo. Jeśli zaś użyte zostało słowo „show”, wtedy dopuszcza się użycie półplaybacków czy nawet pełnych playbacków. Musi to być jednak dodatkowo zaznaczone na bilecie.

W Polsce jak na razie playbackom próbowali sprzeciwić się jedynie bydgoscy radni, którzy zakazali finansowania z kasy miejskiej tego typu występów. Pomysł został mocno skrytykowany m.in. przez Majkę Jeżowską i Zbigniewa Wodeckiego, którzy sami często korzystają z półplaybacków, żeby zmniejszyć koszty koncertu. Także hip-hopowy wykonawca Abradab nazwał tę decyzję „czystym debilizmem”.

Rzeczywiście, w przypadku hip-hopu, który niemal z definicji opiera się na podkładach odtwarzanych z płyt, mamy do czynienia z przejrzystą sytuacją. Problem jednak zaczyna się tam, gdzie muzycy udają, że grają lub śpiewają coś, co w rzeczywistości jest odtwarzane z płyty czy komputera. — Wychowałem się na rock'n'rollu, dlatego nigdy nie brałem pod uwagę innej możliwości niż granie na żywo — opowiada Ireneusz Dudek. — Musiałem dużo ćwiczyć, żeby nauczyć się grać. Dziś ten, kto coś umie i jest odważny, znajduje się na straconej pozycji w stosunku do oszusta. Wiadomo przecież, że nigdy nie uzyska takiego brzmienia jak to, które zostało dopracowane w studiu.

Media i sumienie

— Jestem po wydziale jazzowym i bardzo cenię improwizację. Przy improwizowaniu może się wydarzyć wszystko: możesz się pomylić albo stworzyć coś, co będzie zaskoczeniem także dla ciebie. Z tego rodzą się emocje. Playback kompletnie to uniemożliwia — mówi gitarzysta Adam Szewczyk, grający z Magdą Anioł. Muzyk przyznaje, że kilkakrotnie wystąpił z playbacku głównie podczas występów telewizyjnych. — Takie są współczesne wymogi medialne — twierdzi Szewczyk. — Dla telewizji liczy się tylko obrazek, w który wkłada się potworne koszta. Żeby zadbać o dźwięk, trzeba by pewnie zapłacić drugie tyle. I nikomu nie chce się płacić. To przejaw totalnej komercjalizacji kultury. Niestety, my, muzycy, czasem się temu poddajemy.

Podobnego zdania jest Ryszard Wojciul, klawiszowiec i saksofonista zespołu Sztywny Pal Azji. Członkowie tej grupy nie godzą się na koncerty grane z playbacku — uważają, że to oszustwo. Mają też na koncie świetny koncert na żywo w Radiu dla Ciebie. A jednak kilkakrotnie wystąpili z playbacku w programach telewizyjnych. — Wolimy ekspresję koncertową, ale tu zdecydowały względy techniczne — mówi Wojciul. — Wiadomo, że trudno jest w tak krótkim wejściu dobrze ustawić dźwięk. Choć gdyby ktoś się uparł, to pewnie byłoby to możliwe, tylko wymagałoby więcej czasu i wyższych kosztów.

Mimo wszystko Ireneusz Dudek zachęca do takiego uporu. Kiedy występował z zespołem w „Dwójce” i TVN-ie, postawił warunek: gramy tylko na żywo. — Potrzebne były dodatkowe mikrofony, więc telewizja je zorganizowała — uśmiecha się muzyk. — A jeśli ktoś odpowiada mi, że się nie da, to konsekwentnie odmawiam. Może będę mniej obecny w mediach, ale przynajmniej będę miał czyste sumienie.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama