Co skłania człowieka do sięgania po używki?
Ktoś ma problem z alkoholem. I widać to gołym okiem... Niepokoją się jego bliscy i przyjaciele. On zaprzecza! „Chcę to piję; nie chcę, nie pije...” - odpowiada. Nagabywany, dlaczego ostatnimi czasy coraz częściej jest na tzw. rauszu, oskarża żonę, „bo się go czepia”; szefa, „ponieważ wymaga ponad normę”; szczęście albo że „urodziło się dziecko, więc była okazja...”.
Analizując powody sięgania po alkohol, Lech Zakrzewski, terapeuta, powołuje się na zdanie swojego przyjaciela, który zwykł mawiać, że jest ich „77 do potęgi 77”. Wyjawia, iż lata pracy z uzależnionymi pozwalają mu przyczynić się do opinii, że alkoholizm jest chorobą bio-psycho-społeczną oraz że te same przyczyny odpowiadają za nałogi: narkomanii, hazardu czy pornografii.
Co skłania człowieka do sięgania po używki? Jako jeden z powodów terapeuta wymienia nieumiejętność radzenia sobie z własnymi uczuciami. Wskazując na czynniki psychologiczne, wyjaśnia, iż sięganie po alkohol może być wywołane zarówno chęcią pozbycia się uczuć o zabarwieniu negatywnym, jak np. żal, złość czy lęk, ale też... pozytywnych. Podaje przykład osób okazujących radość w sposób niezwykle ekspresywny. Innym może wydać się to podejrzane, dlatego następnym razem będą one chciały poskromić euforię, sięgając po używki. W opinii L. Zakrzewskiego człowiek uzależniony sięga po alkohol w każdej sytuacji. Często również profilaktycznie, czyli „w razie gdyby...”. - Zapobieganie czemuś, czego jeszcze nie ma, to typowy objaw uzależnienia - przyznaje.
Terapeuta zauważa jednocześnie, iż obok przyczyn psychologicznych istnieje cała gama powodów biologicznych, tj. dziedzicznych predyspozycji do popadnięcia w uzależnienie. Obrazuje to przykładem babci zażywającej - profilaktycznie - tabletkę mającą przeciwdziałać bólowi głowy, której bliscy „odziedziczą” nawyk sięgania po chemię celem poprawy swojego nastroju. Syn może wybrać alkohol „na rozluźnienie” po ciężkim dniu, a wnuk - narkotyki, by „dobrze bawić się” na imprezie. Picie na odwagę, w sytuacji, gdy nie potrafimy komunikować się z innymi ludźmi czy rozwiązywać konfliktowych sytuacji, to - jak tłumaczy - jeden z przejawów tzw. przyczyn społecznych.
L. Zakrzewski uspokaja jednak, że nikt nie jest przymuszany do dziedziczenia zachowań. - Dziecko, które dostrzega skutki picia ojca, a przy tym potrafi radzić sobie z własnymi emocjami, wcale nie musi zostać alkoholikiem - podkreśla. Uwrażliwia jednocześnie, że jeśli splotą się trzy wspomniane wyżej rodzaje przyczyn, ich gorzkim owocem może być nałóg.
- Alkoholizm jest chorobą i podobnie jak inne, np. grypę, cechują go fazy rozwoju - zaznacza terapeuta. Pytany o początki nałogu jako pierwszy etap wskazuje tzw. picie towarzyskie. Współcześnie - co uprzytamnia - ludzie żyją w niepewności jutra. Pojawia się lęk o utrzymanie pracy, szwankuje zdrowie, pojawiają się problemy rodzinne... Stres trzeba koniecznie rozładować, a jedną z form jest sięgnięcie po alkohol. - Tyle że jedna lampka przed snem z czasem przestaje nam wystarczać. Odkrywamy, że potrzebujemy wzmocnionej dawki. Naukowo nazywa się to wzrostem tolerancji - wyjaśnia, opowiadając, iż w następstwie człowiek wypija pół litra, a mimo to nadal trzyma się na nogach. Potrafi też dość logicznie dobierać słowa. Koledzy komplementują: „Ten to ma łeb!”. Z tym że następnego dnia „bohater” nie pamięta ani spotkania, ani okoliczności upicia się. Niektórzy nazywają to „urwanym filmem”.
Jako istotny przejaw początku choroby alkoholowej L. Zakrzewski wskazuje... szukanie okazji. Jest to faza ostrzegawcza, a zarazem sposobność, by zorientować się, iż z danym człowiekiem dzieje się coś niedobrego. Jego życie zaczyna koncentrować się wokół szukania okazji do wypicia („pomyślmy, kto tu dziś świętuje...”) albo miejsca („znajomi spotykają się wieczorem w klubie”), a kiedy już znajdzie się w towarzystwie, inicjuje toasty, byle tylko mieć pretekst do wychylenia kolejnego kieliszka. Alkohol poprawia samopoczucie i przemienia „cichą myszkę” w „salonowego lwa”. Tyle że czasem musi on wyjść do sąsiedniego pomieszczenia celem wychylenia „łyczka”, kiedy przerwa między jedną a drugą kolejką wydaje się zbyt długa...
Nadchodzi wreszcie czas, gdy człowiek budzi się rano, w ustach ma niesmak, drżą mu ręce i pojawia się potrzeba zażycia „czegoś” celem polepszenia sobie nastroju. W myśl zasady: „czym się strułeś, tym się lecz”, sięga po alkohol. - „Klin” jest granicą początkującą fazę krytyczną - ostrzega terapeuta z uwagą, iż w obliczu „moralniaka” pojawiającego się po przebudzeniu i uświadomieniu sobie win minionego dnia (stłuczony talerz albo pobita żona) wypicie zdaje się przynosić ulgę tak fizyczną, jak i psychiczną.
Jako ważne symptomy zwiastujące chorobę w rozkwicie wskazuje m.in.: zaniedbywanie rodziny, przepijanie pieniędzy, przebywanie na zwolnieniach lekarskich. - Fazie krytycznej towarzyszy też wyszukiwanie usprawiedliwień... - akcentuje. - Coraz częściej dochodzi do awantur i bójek. Zaczynają się konflikty z prawem. Człowiek zaniedbuje wygląd zewnętrzny. Słowem: to, że z daną osobą dzieje się coś złego, widać, słychać i czuć - podsumowuje.
Opilstwo - jak tłumaczy dalej - cechuje ciąg picia od rana do wieczora - przez miesiąc do trzech. Ostatni etap charakteryzuje m.in. poranny „kac gigant”, którego „leczenie” kończy się... ponownym upiciem się. Następuje obniżenie tolerancji: wystarczą dwa piwa i człowiek usypia. Okoliczności towarzyszące tej fazie to wyrzucenie z pracy, rozpad małżeńskich więzi... Zostaje bez dachu nad głową i pieniędzy, co sprawia, że sięga po alkohole niekonsumpcyjne: denaturat, wodę kolońską. Jeśli zdarzy się, że chory w fazie chronicznej nadal funkcjonuje w rodzinie, na wódkę wymieni wszystkie sprzęty z mieszkania. Alkohol staje się jedynym celem jego życia! Jeżeli nie ma pieniędzy, jest w stanie ukraść. Pojawiają się psychozy alkoholowe, a po dłuższym okresie picia - padaczka, delirium. Dochodzi do marskości wątroby aż do skrajnego wyczerpania organizmu i zgonu. - Alkoholizm jest chorobą śmiertelną - podkreśla L. Zakrzewski. W każdej chwili jednak - co akcentuje - istnieje możliwość powrotu do zdrowia!
Wskazując na „urlop od picia”, terapeuta wyjaśnia, iż przerwa w sięganiu po alkohol bywa spowodowana przez rodzinę chorego, kiedy to bliscy przetrzymują go w mieszkaniu, przez co nie ma on dostępu do alkoholu. Inna możliwość to sprowadzenie lekarza, który przy pomocy kroplówki stawia chorego na nogi. Kolejna ewentualność to pobyt uzależnionego na oddziale detoksykacyjnym, gdzie przy zastosowaniu farmakologii zostaje on doprowadzony do „stanu używalności”. Kilkutygodniowy pobyt - jak tłumaczy L. Zakrzewski - staje się okazją do zaproponowania osobie nadużywającej alkohol, by podjęła próbę leczenia. Detoks czy detoksykacja nie są jeszcze leczeniem. Detoks to wyeliminowanie z organizmu środka, który spowodował zatrucie. Detoksykacja to odtrucie, ale też - co akcentuje - okazja, by spotkać się z pacjentem, wyjaśnić mu, na czym polega alkoholizm i podpowiedzieć, że to, co się z nim dzieje, jest już chorobą. Po etapie informowania przychodzi czas edukowania, czyli proponowania lektury podejmującej temat uzależnienia.
Jako następny etap zdrowienia terapeuta wskazuje spotkania z ludźmi borykającymi się z podobnym problemem. Grupy wsparcia działają m.in. przy poradniach odwykowych. Kolejną fazą po odtruciu jest rehabilitacja. Pomocą służą przykładowo grupy AA czy obozy terapeutyczne. Możliwości nie brakuje... - Wszystko to ma nauczyć człowieka uzależnionego od alkoholu funkcjonowania, aby mógł dowiedzieć się, co robić, by nie wrócić do picia, a jednocześnie zaczął się rozwijać - wyjaśnia L. Zakrzewski.
Po etapie rehabilitacyjnym przychodzi czas na samorealizację, czyli... początek leczenia choroby alkoholowej. Pobyt na oddziale odwykowym jest bowiem zaledwie wstępem do zdrowienia. - Pierwszy dzień faktycznego leczenia rozpoczyna się w momencie przekroczenia bramy ośrodka - akcentuje z sugestią, że mimo iż pacjent opuszcza oddział zaopatrzony w narzędzia usprawniające radzenie sobie w trudnych sytuacjach rodzinnych, bytowych czy emocjonalnych, to jednak największa próba - kiedy będzie musiał odmówić wypicia - wciąż przed nim...
Nie lada wyzwaniem związanym z utrzymaniem trzeźwości jest także - na co zwraca uwagę terapeuta - konieczność diametralnej zmiany stylu życia. Troska o zdrowie i wygląd powinna pociągać za sobą odpowiednią dietę, ale też rozwój wewnętrzny. Konieczne jest, by chory nadal spotykał się z ludźmi borykającymi się z podobnymi problemami, aby mógł konfrontować swoje doświadczenia z ich zachowaniami albo szukał sposobu na rozwiązanie danej sprawy... - Przebywanie w gronie osób, które przeszły podobną drogę, daje nadzieję, że ktoś podsunie możliwe rozwiązanie. Wreszcie podzielenie się problemem ma wartość terapeutyczną. Człowiek czuje się częścią wspólnoty, a razem - jak wiadomo - zawsze jest łatwiej - podsumowuje.
AW
Echo Katolickie 31/2017
opr. ab/ab