Dorośli nieraz pytają: czy tak małe dziecko może rozumieć, czym jest Eucharystia? Wątpliwości nie mają natomiast same dzieci, które przystępują do wczesnej komunii - ich wyczucie tajemnicy jest często lepsze niż dorosłych!
— Chciałbym bardzo wiedzieć, proszę księdza biskupa, dlaczego dzieci tak długo muszą czekać na Pierwszą Komunię Świętą? — zapytał biskupa chłopiec, który skończył jedenaście lat.
— Masz jeszcze za mało rozeznania, by otrzymać Najświętszy Sakrament — odpowiedział biskup. — Wiem, że Zbawiciel jest obecny w Hostii świętej i chce przyjść do mojego serca. Czy ksiądz biskup wie coś więcej? — zapytał retorycznie chłopiec.
To fragment książki o Piusie X. To on był tym jedenastolatkiem, który rozmawiał z biskupem. I to właśnie on w 1910 r. wydał dekret Quam singulari, na mocy którego dzieci mogą przystąpić do Komunii, gdy osiągną wiek rozeznania, a jednym z warunków, które muszą spełnić, jest umiejętność odróżnienia Chleba Bożego od chleba zwykłego. 20 lat przygotowuję dzieci sześcioletnie do wczesnej Komunii. I od tylu lat słyszę pytania: czy tak małe dziecko to rozumie? Pytają o to dziadkowie, ciocie i niektórzy księża. Nie pytają tylko dzieci. One pragną spotkania z Chrystusem obecnym w Hostii. Wręcz nie mogą się doczekać dnia pierwszej Komunii. Z tygodnia na tydzień widać narastającą radość, że ten szczególny dzień jest coraz bliżej.
Przygotowanie do wczesnej Komunii jest katechezą rodzinną. W każdym tygodniu rodzice wraz z dziećmi uczestniczą w lekcji religii. Wystarczy, że na katechezę przychodzi jedno z rodziców, ale co roku spotykam rodziny, w których dziecko przychodzi z mamą i tatą. Są też tacy rodzice, którzy raz w tygodniu pokonują 30—40 kilometrów, by dojechać na katechezę do Poznania, bo w bliższej okolicy nie ma takiej możliwości. Siadamy w dwóch kręgach: maluchy i dorośli. I wspólnie wsłuchujemy się w Dobrą Nowinę. Często ze strony dzieci padają pytania i to na niezłym poziomie teologicznym. Zresztą dzieci mają dobrą „intuicję teologiczną”. Zawsze gdy zaczynamy mówić o grzechu, maluchy używają pojęcia „błąd”. Z czasem przechodzą do słowa „grzech”. Ewangelia opowiadana językiem dzieci staje się bliższa też nam, dorosłym. Pewnego roku w zajęciach uczestniczyła babcia dwóch dziewczynek. Nie opuściła żadnej katechezy. Po jakimś czasie powiedziała, że nigdy lepiej nie dotarła do niej Ewangelia, jak właśnie przez te miesiące, gdy wsłuchiwała się w nią w tym prostym języku. Jedna z mam w tegorocznej grupie stwierdziła: „Z pozoru proste katechezy zawierają w sobie głębię, zwłaszcza gdy dzieci mówią o znanych nam rzeczach w sposób zaskakująco świeży i nowy”.
Po około 40 minutach wspólnych zajęć rodzice i dzieci wracają do domu, a katecheza trwa. I tu katechetami stają się rodzice. To oni, już w drodze powrotnej, odpowiadają na niezliczone pytania, później wracają do historii biblijnych, wspólnie się modlą, wieczorem uczą dzieci robić codzienny rachunek sumienia. Każdego roku po zakończeniu przygotowań słyszę od rodziców, że te kilka miesięcy to czas pogłębienia ich wiary. Kilkumiesięcznych rekolekcji. Bo wiara nas, dorosłych potrzebuje ufnego, dziecięcego spojrzenia na Jezusa, takiego poruszenia, jakie daje czysta, pełna uczucia i zaufania miłość dziecka do Boga. Nie zapomnę lekcji, którą otrzymałam kilka lat temu. Sześcioletnia córka moich przyjaciół jechała ze mną samochodem. Działo się to krótko po katechezie o modlitwie. W godzinach południowych szukałam miejsca do zaparkowania w centrum miasta. Po zrobieniu jednej rundy nic się nie udało znaleźć. Byłam zrezygnowana i poirytowana sytuacją, gdy w pewnym momencie usłyszałam: „Ciociu, zobacz, tam odjeżdża samochód i możemy zaparkować”. Gdy wysiadłyśmy z auta, z błyskiem w oczach, powiedziała do mnie: „Wiesz, dlaczego nam się udało? Bo ja się pomodliłam”. W pamięci i sercu miała przesłanie katechezy o modlitwie. mają właśnie taką wiarę, która polega na mocnym uchwyceniu się Słowa Boga. Jak Jezus mówi: proście, a otrzymacie, to dzieci proszą i wierzą, że to się spełni. Jeśli uczymy dziecko, że w chlebie, który otrzymujemy w Kościele jest Jezus, to one są pełne wiary, że w tym chlebie jest Jezus. Pracując z tak małymi dziećmi, coraz bardziej rozumiem, dlaczego Chrystus nakazuje nam dorosłym mieć wiarę jak dzieci. W zeszłym tygodniu na zakończenie przygotowań w grupie u dominikanów usłyszałam: „Katecheza mojego syna dała mi możliwość spojrzenia na moją wiarę oczami dziecka, a właściwie sercem dziecka”. tato małej Helenki dodał: „Katecheza była towarzyszeniem córce w odkrywaniu tajemnicy Eucharystii i powtórnym odkryciem wielkości tego daru. Znów zobaczyłem, że jestem dzieckiem Bożym, które powinno od małych dzieci uczyć się ufności i prostoty w przyjęciu niewyobrażalnych darów”. Często jest tak, że my dorośli mamy wiedzę o tym, czego uczy nas Bóg, ale brakuje nam zaufania. Dzieci z natury są ufne. I niezwykłym zaufaniem obdarzają Boga.
Wśród wielu wspaniałych dni wspólnych spotkań, dwa są wyjątkowe. To pierwsza spowiedź i pierwsza Komunia. Najpierw pojednanie. Dzieci z wielkim skupieniem przystępują do wyznania swoich grzechów. Po chwili wracają od konfesjonału, trzymając białe róże, które są znakiem czystych serc. Niektóre wracają w podskokach, a na ich buziach uśmiech. W oczach rodziców łzy wzruszenia.
Następny dzień to pełne uczestnictwo w Eucharystii. Dzieci z blaskiem w oczach wraz z rodzicami podchodzą do Stołu Pańskiego i spożywają Chleb Boży. To najbardziej wzruszająca i radosna chwila. Jeden chłopiec po przyjęciu Komunii podszedł do mnie i szepnął mi do ucha: „Ale Ten Pan Jezus dobry!”. Nie powiedział „opłatek”, nie powiedział „chleb”, nawet nie powiedział „hostia”. Powiedział: „Jezus jest dobry”. Czy taka wiara jest wystarczająca?
Wielokrotnie dzieci wczesnokomunijne nie znają tradycji obdarowywania prezentami w dniu uroczystości. Dla nich najważniejszym prezentem jest Pan Jezus. To na spotkanie z obecnym w Hostii Bogiem czekają najbardziej. Mała Marysia zapytana przez babcię, co chciałaby otrzymać w dniu Komunii, odpowiedziała: „Przecież dostanę Pana Jezusa, nic więcej nie chcę”. Po rozmowie z mamą, gdy ta opowiedziała dziecku o tradycji obdarowywania, Marysia stwierdziła: „Mamo ja mam piękne ubrania, ładne zabawki, ja niczego nie potrzebuję. Ale jak ciocie i dziadkowie chcą mi coś ofiarować, to poprośmy ich, by wpłacili nam pieniądze, a my znajdziemy jakieś chore dziecko i ofiarujemy na jego leczenie”. Mała Marysia potrafiła otworzyć swe serce dla Jezusa i bliźniego. A to przecież wypełnienie najważniejszych przykazań.
Bo jeśli są rodzice, którzy ślubowali, że po katolicku wychowają swoje dzieci, i tej obietnicy dochowują... jeśli są dla swego potomstwa żywymi świadkami przyjaźni z Jezusem... jeśli poprosili Kościół o chrzest dla swych dzieci, a później każdej niedzieli przychodzą z dzieckiem do Kościoła, sami karmią się Chlebem z Nieba i słyszą od swoich dzieci: „Ja też chcę przyjąć Pana Jezusa” — to dlaczego kazać czekać tym dzieciom na osiągnięcie 9—10 lat? Niektóre dzieci są gotowe na zjednoczenie eucharystyczne z Jezusem w wieku 5—6 lat.
W Ewangelii (tłumaczenie dla dzieci) znajdujemy obietnicę: „Jeżeli nie będziecie się pożywiali moim Ciałem i pili mojej Krwi, nie potraficie żyć. Kto karmi się moim Ciałem i pije moją Krew, będzie zawsze żył”. Komunia to zjednoczenie z Bogiem. To otwarcie się na to, by Jezus wypełnił mnie całego. Komunia to pokarm dający życie wieczne. Komunia to Jezus, a Jezus to życie wieczne. Małe dzieci to rozumieją. Wspaniale, jeśli od najwcześniejszych lat mogą w pełni uczestniczyć w Eucharystii.
Jeśli rodzice posłali jedno swoje dziecko do wczesnej Komunii, to nie wyobrażają sobie innej drogi przygotowania do sakramentu pojednania i Eucharystii. Słyszałam setki historii o tym, jak maluchy stają się w domu inicjatorami wspólnej modlitwy, małymi apostołami, a czasem głosem sumienia dla dorosłych. Bo taki mały człowiek bardzo serio przyjmuje Dekalog, obietnice i polecenia Boże. A jeśli żałuje za swoje grzechy, to bardzo szczerze. Ale przede wszystkim ufnie kocha Jezusa, który jest taki dobry.
opr. mg/mg