Jezus jest Panem. Właściwie streszczenie całego chrześcijaństwa. Kto to wyznaje, wyznaje wszystko, co istotne
Wydawnictwo M
ISBN: 978-83-7595-219-3
Konferencja I, 7 maja 1996 roku
Dzisiaj trwa walka o człowieka nie tylko na poziomie naszego umysłu, prowadzona przez różnego rodzaju ideologie – komunizm czy nawet liberalizm. Walka o człowieka rozgrywa się w najgłębszym wymiarze.
O tym, co jest głębsze od moich myśli, słów i uczynków, nic nie wiem. Natomiast do tego tajemniczego wnętrza dobierają się sekty i religie Wschodu. W tym celują, ale dochodzą tylko do głębi psychicznej. Dalej nie idą. Pojawiają się różne stany pseudomistyczne, różne przedziwne wrażenia – bardzo ciekawe, fascynujące, ale pozostające na poziomie psychicznym.
Duch Święty sięga do najgłębszego ośrodka naszej świadomości.
Do najgłębszej głębi człowieka nikt nie ma dostępu prócz Boga i samego człowieka. W tej głębi istnieje według Mistrza Eckharta coś niczym iskierka. Ona sama z siebie dąży do Boga. Duch Święty sięga do najgłębszego ośrodka naszej świadomości, nie podświadomości, tylko świadomości – tej codziennej, normalnej, często nieuświadomionej świadomości.
Dlatego nie ma, moim zdaniem, nic ważniejszego, niż wprowadzić tam Boga, tam, gdzie istnieje największe zagrożenie. Istnieje bowiem niebezpieczeństwo, że człowiek w swoim najgłębszym wnętrzu przestanie być w ogóle po stronie Boga, przestanie być chrześcijaninem.
Bóg to specjalista od prostoty, a szatan – od zawiłości.
Dziś ludzie ciągle są atakowani z różnych stron. W okresie komunizmu ataki te były czarno-białe, bardzo proste do rozszyfrowania. Dzisiaj rzeczywistość jest bardziej zawiła. Kultura, Zachód, NATO, postęp, cywilizacja, komputer, wszystko to jest bardzo skomplikowane. Zawiłość ta sama w sobie jest dobra, ale wykorzystuje ją specjalista od zawiłości – szatan. Bóg to specjalista od prostoty, a szatan – od zawiłości. Pokomplikować, pomieszać, może to, może tamto. Dlatego proste i najgłębsze odniesienia często są dla szatana niezrozumiałe. Tylko Duch Święty je rozumie. Zły tego nie rozumie. Wyczuwa, że w głębi człowieka coś jest, i powinien wyczuć z przerażeniem, że jest tam właśnie Trójca Święta. I to będzie jego straszna klęska.
Dziś atakowana jest miłość. Dokonuje się bardzo sprytny atak na głębię człowieka, ową tajemniczą mens albo iskierkę według Mistrza Eckharta – na głębię duszy. Dochodzi do ataku na tę głębię, bo dojściem do niej jest miłość. Szatan mówi: jeśli zafałszujemy metodę dojścia do głębi człowieka, którą jest miłość, to człowiek jest nasz. Mamy go! Jeszcze mu rozdmuchamy podświadomość i pojawi się wielki mag, wielki guru. Dlatego miłość jest tak atakowana.
Po jednej z moich konferencji animatorzy mówili, że niektórzy wyrzekają się oglądania telewizji. Niesamowite! Ja w ogóle o tym nie mówiłem. Ograniczyli telewizor. A ja myślałem, że walka z telewizorem jest beznadziejna. I samo się zrobiło. Nie wiem, ilu takich jest, ale w każdym razie tu i ówdzie rezygnujemy, przynajmniej częściowo, z oglądania telewizji. Atak przez erotykę na głębię duszy ludzkiej ma zafałszować miłość i głębię duszy. Psychika zamiast ducha i pornografia zamiast miłości – to niesamowicie głupie i płytkie, ale bardzo skuteczne, jak widzimy na co dzień. Jaka jest na to odpowiedź? To najgłębsze miejsce trzeba otworzyć tylko i wyłącznie dla Boga.
Spowiedź jest konieczna, ale ona sama z siebie jeszcze wszystkiego nie załatwia.
Najlepszy rekolekcjonista powie coś, co będzie doskonale zbudowaną informacją o Bogu, religii, wierze, cnotach, grzechach. Będzie nawoływał do nawrócenia. Często będzie to skuteczne. Rzeczywiście ludzie się nawracają – na misjach ludowych, rekolekcjach wielkopostnych czy adwentowych. Konfesjonały są oblężone. Rodzi to ogromne zadowolenie. „Proszę, polska młodzież jest katolicka. Mówi się, że nie, a jednak jest”. Ale wiem, z wieloletniego doświadczenia, że potem mówi się: „Jak było na początku, tak jest teraz i zawsze na wieki wieków. Amen”. Nic się tak naprawdę nie zmieniło. Człowiek za grzechy żałował, dostał rozgrzeszenie, postanowił poprawę, ale właściwie na dłuższą metę niewiele się zmieniło. Każde rozgrzeszenie jest bezcenne, ale na dłuższą metę nie wystarcza. Warto często chodzić do spowiedzi. Ja chodzę co tydzień w sobotę, po dzienniku telewizyjnym, bo mój spowiednik ogląda dziennik, a ja już nie. Częsta spowiedź jest konieczna, ale ona sama z siebie jeszcze wszystkiego nie załatwia, bo to jest jednak tylko powierzchnia. W czasie spowiedzi wyznaję, że zgrzeszyłem myślą, mową i uczynkiem. O tym, z czego to wypływa, co jest głębsze od moich myśli, mowy i uczynków, nic nie wiem.
Ludzie nie rozwiną się, jeśli się będzie mówić do nich tylko łatwe i proste rzeczy.
O tym, co z pozoru jest trudne, nie mówi się na rekolekcjach. Mistrz Eckhart powiedział, że nigdy się ludzie nie rozwiną, jeśli się będzie mówić do nich tylko łatwe i proste rzeczy. Dlatego trzeba mówić o rzeczach najtrudniejszych, tajemniczych, bo tam się dopiero człowiek spotyka z fascynacją Bogiem. Istnieje również urok świata, fascynacja nim, ale on blednie, nie oszałamia. Jest, musi być, bo został stworzony, ale zanika. Ma on swoje właściwe barwy, a barwa najgłębsza to barwa ognia. Barwa płomienia, barwa szarego obłoku, wreszcie lśniąca kropla deszczu, rosa – to symbole, które mówią nam, że Bóg osiada w głębi ludzkiej duszy. W miejscu stworzonym tylko dla Niego.
Karmelita, święty Jan od Krzyża mówi o najgłębszym ośrodku duszy El más profundo centro. Jak sprawić, by zamieszkał tam Bóg?
Odpowiedź jest bezbłędna i niezawodna, ale zawsze zależna od wolnej woli człowieka. Dlatego czymś podstawowym staje się nasze otwarcie. Dla niektórych to bardzo trudne. Nie wiedzą, jak to zrobić. List do Hebrajczyków daje nam pewien klucz: Słowo Boże sięga do szpiku kości, tam, gdzie łączy się duch z duszą (por. Hbr 4, 12). Tam, gdzie jest przejście od duszy, która kształtuje i ożywia ciało, do ducha, tam jest sanktuarium Boga – najczęściej puste. Nie ma tam nikogo. Bóg jest tam obecny, ponieważ wszystko przenika, ale obecności tej nie jesteśmy świadomi. To sanktuarium duszy jest nieosiągalne bez aktu wolnej woli człowieka. Tam nikt nie ma prawa wejścia. Wejdzie tam tylko Duch Święty i to jest ten „szpik kości” albo „Duch duszy”. To miejsce ciszy, w którym najbardziej odzywa się urok Boga i fascynacja Jego tajemnicą. W umyśle będą funkcjonować pojęcia. To konieczne i potrzebne, bo nie możemy być antyintelektualistami – byłby to wielki błąd. Potrzebna jest teologia, by uporządkować myślenie. Potrzebny jest święty Tomasz. Wprawdzie dzięki teologii wszystko się porządkuje, ładnie układa, wszystkie cegiełki leżą, ale gdzieś pod tymi cegiełkami jest coś tajemniczego. Domyślam się, że to mam, a Bóg to doskonale wie. To jest właśnie to – el más profundo centro. To bardzo proste.
Wprawdzie dzięki teologii wszystko się porządkuje, ładnie układa, wszystkie cegiełki leżą, ale gdzieś pod tymi cegiełkami jest coś tajemniczego.
Gdybym w tej chwili przedstawiał różne teologiczne aspekty, na przykład powołania do Karmelu, dominikanów, małżeństwa czy życia samotnego – to są bardzo skomplikowane rzeczy – to powiedzą tak: „Ja to wszystko, co ojciec mówi, rozumiem, ale to mnie nie dotyczy. To może dotyczy kogoś innego, może sąsiada”. W istocie jednak to, co jest najgłębsze, dotyczy właśnie mnie. Dlatego będę mówił o tym, co nas najbardziej dotyczy, co jest tajemnicze, fascynujące, a po ludzku niewyrażalne i nieosiągalne. Dla Boga jednak jest to doskonale osiągalne, z całkowitą łatwością przez Jego Słowo. To miejsce, w którym rozgrywa się tajemnicze spotkanie. To mieszkanie Trójcy Świętej. Duch Święty wprowadza Trójcę Świętą do głębi naszej duszy – tak przyjmujemy w teologii. On jest tym tchnieniem, które prowadzi łagodnie, orzeźwia jak wiatr, jest jak wiosenny powiew. To właśnie tajemnicze, niewyrażalne miejsce, które On przygotowuje na mieszkanie Trójcy Świętej.
Duch Święty wprowadza Trójcę Świętą do głębi naszej duszy.
Mam wielu świeckich znajomych, którzy to doskonale rozumieją i przeżywają Trójcę Świętą w swojej głębi – ludzie świeccy, pracujący, żonaci, zamężni. To jest miejsce otwierane dla Boga. To otwarcie trzeba będzie kiedyś zrobić.
Jest to bardzo tajemnicze miejsce. Co można o nim powiedzieć? Mistrz Eckhart jest tu bardzo precyzyjny. Ten metafizyk mówił, że w głębi człowieka jest coś niczym iskierka, która ciągle dąży do Boga, tak zwana synderesis. Można ją zasypać, ale ciągle jest. Można ją potem „odkopać”, odrzucić cały ten „nawóz”, bardzo często „nawóz” grzechu. Na pewno będzie potrzebna dobra spowiedź. Wtedy ta iskierka ożywia się i sama z siebie tajemniczym pędem osobowym dąży ku głębi Boga. Od głębi człowieka dąży do głębi Boga. Głębia przyzywa głębię – mówi psalm (por. Ps 42, 8). To jest to miejsce. Zwykle rekolekcje tam nie sięgają, bo nie to też mają na celu.
Przekonałem się nieraz, że młodzi ludzie mają doświadczenie bliskości tego, co najgłębsze. W pewnej grupie animatorką była młoda dziewczyna, więc ludzie gadali: „Ojcze, taka młoda dziewczyna grupę poprowadzi? Co ona wie?”. Dużo wiedziała, bo była świeża, młoda. Dużo wiedziała dzięki temu pierwotnemu instynktowi młodości. Jeszcze nie była zbyt daleko od tego właśnie najgłębszego centrum, jeszcze nie oddaliła się wiekiem jak ja. W osiemdziesiątym czwartym roku życia ja mogę być w jednym miejscu, a centrum – gdzie indziej. Natomiast człowiek młody będzie znacznie bliżej.
Żywa wiara daje autentyczne przeżycia, które mają także jak najbardziej uczuciowy charakter. Nie szukamy tych wrażeń, tylko poddajemy się komuś, kto w nas wywoła bardzo silne wrażenia. Pamiętam, że we Wrocławiu zorganizowałem pierwsze spotkanie modlitewne. Przyszli studenci, około dwudziestu osób. W ogóle nie wiedziałem, co z tym robić. Otworzyłem Biblię. Pamiętam, że była to Biblia Poznańska, taka duża. Bardzo ważne – zapaliłem świece. I co dalej? Biblia jest, świece się palą i co dalej? Jest Duch Święty, nie ma gitary, animatorów, nie ma nic. Jest tylko długi stół i może dwadzieścia osób przy nim, Biblia, świece i nic więcej. Patrzyłem z rozpaczą – bo to ja organizowałem to spotkanie – co oni o mnie powiedzą. Ambicja duszpasterska zaczęła trochę dygotać z przerażenia. Nagle – popatrzyłem, przede mną siedziała jakaś dziewczyna i miała łzy w oczach, druga to samo, trzecia… Cały rząd przeżywał akt żalu doskonałego. Duch Święty zaczął od aktu pokuty. To dar łez, bardzo cenny w mistyce wschodniej. U nas, w duchowości zachodniej, tego nie ma.
W latach osiemdziesiątych przyszła do mnie młoda dziewczyna. „Proszę ojca, ja nie wiem, co się dzieje. Jestem w kościele i tak mi się chce płakać. Myślę o złu świata i same mi łzy lecą”. Więc ja chytrze mówię: „Mama ci daje połówkę relanium, prawda?”. „Nie! Skąd” – odpowiada zdziwiona, że takie głupstwa mówię. „W tych łzach, wie ksiądz, jest radość”. To był dar łez u młodej krakowianki. Miała wtedy, zdaje się, osiemnaście lat. Dar łez to bardzo cenny dar dla mnichów Wschodu, prawosławnych. Oni o to się modlą. Dar łez to drugi chrzest. Tego się nikomu nie poleca, bo to jest zbyt emocjonalne dla człowieka Zachodu, niestrawne. Jeśli dar ten będzie dany, to w porządku, a jeśli nie, to nie.
Dar łez to drugi chrzest.
Podczas tego wrocławskiego spotkania Duch Święty nagle wywołał akt pokutny na początku liturgii słowa. Dał tym ludziom dar łez. Jedna dziewczyna powiedziała: „Ojcze, jest tak jak w pierwszym wieku”. Potem były dalsze spotkania, a później mnie przenieśli i sprawa zupełnie wygasła.
Boska rzeczywistość nie jest skomplikowana. Mimo że bardzo tajemnicza, jest prosta prostotą tajemnicy boskiej. Podczas Mszy Świętej słyszymy: „To jest Ciało moje”. Nic więcej. „To jest Ciało moje”. Zupełnie prosto.
Pan Bóg jest bardzo hojny.
W moim przekonaniu – choć moi bracia dominikanie, zdaje się, zaraz by mnie tu spalili, ale ratuje mnie brak zapałek, benzyny i stosu – istnieją przelotne przeżycia mistyczne, autentyczna mistyka, ale przejściowa. By żyć życiem mistycznym, powiedzą ojcowie karmelici, należy przejść długą drogę. Przywołają przy tym świętego, świętą Teresę od Jezusa. Jednak Pan Bóg jest bardzo hojny. Rzuca perełki, choć nie ma żadnych świń. Tu perełka, tam perełka...
Ileś lat temu chłopak przyprowadził do mnie swoją narzeczoną i powiedział: „Proszę ojca, to jest Dzidka. Jej ojciec jest kapitanem milicji, niewierzący. Ona była tylko ochrzczona, w życiu nie była w kościele. Jest studentką Politechniki Krakowskiej. Może ją ojciec przygotuje?”. Ale mnie się nie chciało, więc powiedziałem: „Macie katechizm, jeszcze dawny, nie ten wielki, dzisiejszy, to sobie przeczytajcie, a ja was potem przepytam”. Zapomniałem o sprawie, ale Pan Bóg nie zapomniał. Po pewnym czasie przyszli do mnie. Zapytałem: „Jak tam przygotowania?”. Dziewczyna nie była jeszcze do Pierwszej Komunii, przygotowywała się do niej. Powiedziała: „Nie wiem, co się dzieje, ale jestem głodna tego”. Głodna Boga! Święty Tomasz mówi: „Jeśli Pan Bóg kogoś przywołuje do siebie, daje mu głód siebie”. Głód Boga! Czy to jest częste u karmelitów, u dominikanów? Oby tak było! Nie jestem tego pewien.
„Jeśli Pan Bóg kogoś przywołuje do siebie, daje mu głód siebie”.
Dziewczyna była ochrzczona, czyli miała prawo do wszystkich tajemnic boskich, bo sakrament chrztu świętego to tak zwana brama sakramentów. Potem był bardzo ładny ślub, a przy okazji otrzymała charyzmat szczęścia. Po prostu jest szczęśliwa. Nie wie dlaczego? Bo ma męża? Oczywiście, ale ponad mężem i nią jest szczęście. Łaska mistyczna. Jak wyglądają te przelotne zjawiska mistyczne? Miłość to jest to. O tym wszyscy ciągle mówią – księża na ambonie, telewizja, wszystkie kioski z gazetami. Wszędzie mowa o miłości.
Co to jest boska miłość? Wpadłem na to przypadkiem, nie w związku z moją osobą, ale w związku ze znajomą studentką. Powiedziała o kimś, że to sama miłość. Sama miłość. To mnie bardzo uderzyło. Mam jedną zaletę – uczę się od ludzi, ciągle słucham, co mówi Duch w kościołach. Nagle Pan powiedział w kościele przez tę dziewczynę, że istnieje sama miłość. Ona nie jest oderwana od ludzi, ale nieskończenie ich przekracza. Transcendentna miłość do męża, żony, brata, siostry; ufam, że także do przeora i prowincjała w przypadku zakonników. Ludzka miłość robi się łatwo nudna, po latach nawet miłość do ukochanej żony. Młoda para, jak idzie objęta, to ledwo się trzyma na nogach – tak są blisko siebie. Idzie starsza para – on przodem, ona za nim, kobieta trochę mniej sprawna. On mówi: „Chodźże prędzej!”.
Obłok to symbol Ducha. Obłok, z którego pada deszcz, to rosa miłości.
Miłość. Księża mówią o sakramencie. Ale gdzie jest ta miłość sakramentalna? Boska miłość? Dzięki świadectwom różnych osób doszedłem do wniosku, że miłość, którą nazywamy miłością boską, teologiczną, jest żywiołem. Żywioł, który się unosi nad światem. Żywioł, z którego pada jak z chmury. Obłok to symbol Ducha. Obłok, z którego pada deszcz, to rosa miłości. Będę dla ciebie jak rosa, Izraelu – mówi Pan przez proroka Ozeasza (por. Oz 14, 6). Miłość jest jak wiosenny deszcz, jak żywa, lśniąca woda. Woda jest symbolem boskiej miłości. Ona pada na pary małżeńskie, na samotnych, na wszystkich, ale nie jest przyjęta jako taka – zostaje przyjęta z pewnym ,,zastosowaniem”: do męża, żony, przeora, prowincjała, generała, biskupa, dziekana, proboszcza... Wszędzie ją ustawiamy. Myślę, że trzeba sięgnąć po samą miłość, a potem pomyśleć, jak owa rosa osiada na wspólnocie, w domu, w rodzinach, na ojcach, matkach, braciach, siostrach. Tam, gdzie osiądzie, najpierw widzę miłość, a potem człowieka, którego kocham. Myślę, że to cecha żywiołu miłości boskiej. Diabeł oczywiście naśladuje żywioł seksu. To bardzo śmieszne naśladownictwo – fizjologiczne. Mój Boże, to jest właściwie komiczne, ale niestety bardzo skuteczne.
Niełatwo uwierzyć w żywioł obłoku, który nade mną krąży, by mnie ożywić i orzeźwić rosą miłości. „To, że Bóg jest rosą miłości, to może nawet ładne – powie ktoś – jak poezja, ale nie dla mnie. Ja kocham żonę, kocham męża. O co chodzi? Jestem wierny, nie piję, nie palę, nie zdradzam żony, męża. O co chodzi?”. Jest miłość trochę nudna i mała, ale jest też miłość prawdziwa – to żywioł, Duch Święty. On otwiera nas na miłość Boga.
„Jezus jest Panem”. Właściwie streszczenie całego chrześcijaństwa.
Niektórzy Amerykanie mają na samochodach wypisane: Jesus is the Lord – Jezus jest Panem. Właściwie streszczenie całego chrześcijaństwa. Kto to wyznaje, wyznaje wszystko, co istotne. Jezus jest Panem, Kyrios, Adonai. By Jezus był naszym Panem, trzeba tak jak Maryja nosić w sobie słowo Boga.
Nosić w sobie słowo, to nosić w sobie światło. Co mam nieść? Już w tramwaju o tym zapomnę, ale w domu sobie przypomnę. Niosę światło słowa, jak Matka Boska niosła Syna Bożego. Niosę Jego odblask, a właściwie to Jego samego pod postacią światła.
Modlę się do krzyża, a trzeba się modlić przez krzyż.
Ojciec Święty bardzo zachęca do studiowania mistyki Kościoła wschodniego. Można patrzeć na krzyż jak na ikony. W tradycji wschodniej na krzyżu jest zwykle Pantokrator, wszechwładny zwycięzca śmierci; na Zachodzie – zwykle umęczony Chrystus. Modlę się do krzyża, a trzeba się modlić przez krzyż. Jeśli krzyż jest jak ikona, to wtedy stanie się widzialny i niewidzialny równocześnie. Każda ikona – mówi święty Jan Damasceński – ujawnia tajemnicę Boga. Tajemnicę Boga ujawnia ten krzyż; Jego mękę, śmierć, zbawienie, zmartwychwstanie. Wszystko jest w tym krzyżu i dzięki ikonicznemu patrzeniu możemy zobaczyć inaczej. Kiedy powstaje tajemnicza ikona krzyża, wtedy materialny krzyż przekazuje tajemnicę niewidzialnego bóstwa.
opr. aś/aś