Wstęp do rozważań
bp Grzegorz Ryś SKANDAL MIŁOSIERDZIA |
|
Ta książka zrodziła się z konkretnego WYDARZENIA, jakim jest peregrynacja obrazu Jezusa Miłosiernego po parafiach diecezji krakowskiej. W wielu miejscach diecezji było mi dane w niej uczestniczyć, przewodniczyć liturgii, głosić homilie. Niektóre z nich zostały przepracowane, na nowo zredagowane i poskładane w większe całości przez Pana Tomasza Ponikło, któremu serdecznie dziękuję (sporo się napracował, by z mówionego uczynić tekst pisanym, powyrzucać powtórzenia, opatrzyć cytaty odsyłaczami itd.; najbardziej zaś nad tym, by mnie w ogóle na tę książkę namówić...).
Wydarzenie — PEREGRYNACJA— jest ważne; stwarza też szansę na postawienie kluczowych dla wiary pytań, podpowiada istotne dla niej odpowiedzi i postawy. Gdy padają — jedne i drugie (pytania i odpowiedzi) — peregrynacja staje się taką „wędrówką” Jezusa, o której warto i należy mówić. W przeciwnym wypadku należałoby raczej milczeć. Taką dyscyplinę podpowiada Ewangelia, która przecież niemal nieustannie opowiada o wędrówkach Jezusa. Czytamy na przykład u świętego Marka: [Jezus z uczniami] podróżowali przez Galileę. On jednak nie chciał, żeby kto wiedział o tym (Mk 9, 30). Uznał więc, że nie należy opowiadać o tej „peregrynacji”. Dlaczego? Ewangelista odpowiada zaraz w następnym wersie: Pouczał bowiem swoich uczniów i mówił im: „Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Ci Go zabiją, lecz zabity po trzech dniach zmartwychwstanie”. Wędrówka Jezusa jest więc wydarzeniem, o którym nie ma co mówić, dokąd nie pozna się Jezusa w tajemnicy Jego ŚMIERCI i ZMARTWYCHWSTANIA. Bez doświadczenia tego WYDARZENIA — wszystko, co możemy powiedzieć o Jezusie jest niepełne — tak dalece, że wręcz nieprawdziwe.
źródło: photogenica.pl
Oczywiście, wszystko, czego dokonał do tej pory (przed swoją Paschą), było ważne: głosił Słowo, nauczał, zgromadził uczniów, czynił znaki i cuda. A jednak... Najwyraźniej to wszystko jeszcze mało (nawet jeśli jest ważne). To za mało znać Jezusa jako Nauczyciela; i za mało pokładać w Nim nadzieję, jako we wszechmocnym cudotwórcy. Najgłębszy wymiar wiary otwiera się przed nami dopiero wtedy, gdy spotykamy Go jako Tego, który umarł i zmartwychwstał — więc żyje. Umarł — bo Go zabiłem (i ja, i Ty, i Każdy — każdy z nas wielokrotnie); zmartwychwstał, by mnie dźwignąć ze śmierci, którą jest mój grzech i ogłosić mi przebaczenie. To spotkanie wszystko zmienia. Odtąd nie jestem już skonfrontowany z „lekcją” (z pouczeniem głoszonym przez „Boskiego Belfra”), nie recenzuję jej też, ani nie oceniam — jak Grek „szukający mądrości”; nie szukam też „znaków” i nie buntuję się, gdy ich nie otrzymuję. Wiem natomiast, że w Jezusie spotkałem Kogoś, kto był gotowy za mnie umrzeć, choć byłem Jego zabójcą. Odtąd nie „wkuwam już teorii”, nie studiuję „prawa”; próbuję za to odpowiedzieć na taką (!) Miłość. I o tym warto mówić. Więcej — ten, kto to przeżył, nie potrafi o tym nie mówić. To (i tylko to) opowiadanie Kościół nazywał zawsze KERYGMATEM — okrzykiem, uroczystą proklamacją — prawdą, którą trzeba wykrzyczeć! Kerygmat chrześcijański — zwiastowanie miłości Boga, silniejszej niż ludzki grzech, objawionej w Jezusie Chrystusie, który został ukrzyżowany i zmartwychwstał jako pierwszy (1 Kor 15, 20), jest niczym innym jak KERYGMATEM MIłOSIERDZIA!
O tym — i tylko o tym (!) — jest ta książka.
opr. ab/ab