Tajemnica Istnienia

Tragiczny koniec Witkacego

„Wojna to koniec naszemu pokoleniu — żadnych złudzeń” — powiedział Witkacy na tydzień przed wybuchem wojny. W czasie obłąkańczej ucieczki na wschód, pogrążony w depresji, na wieść o wejściu do Polski wojsk radzieckich, popełnił samobójstwo.

Ekscentryk, wieczny aktor, kobieciarz, niepoważny błazen, intrygant, wariat, narkoman i alkoholik, pozer. Wybitny artysta, geniusz, metafizyk, melancholik, samotnik, pesymista, przyjaciel, patriota, który umarł — jak pisała słynna witkacolożka Anna Micińska — „na ostatnim wolnym skrawku Ojczyzny”. Jakim chciał i chce go widzieć świat, który zawsze uwielbia skandale i powierzchowność spojrzenia, a którego nie interesuje prawdziwe wnętrze i bogactwo duszy? Za maską wariata kryła się dusza udręczona i samotna, która zadając sobie odwieczne pytania o sens życia, nie otrzymała łaski wiary. Religia nie dawała mu odpowiedzi, sztuka już niestety też nie, może trochę jeszcze filozofia. Witkacy żył z jednej strony w ciągłym zachwycie nad Tajemnicą Istnienia (to jedno z podstawowych pojęć jego systemu filozoficznego), a z drugiej strony ten świat i kierunek, w jakim nieuchronnie zmierzał, przerażały go. Tajemnica nie dawała żyć. „Cała nasza twórczość, czy naukowa, czy filozoficzna, czy artystyczna i literacka, czy religijna — mimo prawdziwych przepaści, które dzielą te sfery i których nie myślę negować (...) polega na walce z Tajemnicą Istnienia o tego Istnienia sens ostateczny” — pisał.

„...nie ma przed nami nic”

Na katastroficzny światopogląd Witkacego wpłynęły wydarzenia, które miały swój początek jeszcze przed I wojną światową. W lutym 1914 roku popełniła samobójstwo jego narzeczona — Jadwiga Janczewska. Załamanego Witkacego ratuje przyjaciel Bronek Malinowski, który zabiera go ze sobą na naukową wyprawę na Nową Gwineę. W czasie podróży nadchodzi wiadomość o wybuchu wojny. Witkacy urodzony w Warszawie pod zaborem rosyjskim postanawia wrócić do kraju. Wierzy, że wreszcie Polska może odzyskać niepodległość. Pisze do rodziców: „W tak strasznej chwili, kiedy krajowi i Wam grozi niebezpieczeństwo, ja nie mogę się do Was dostać — o tysiące kilometrów od Was odległy w bezczynności i rozpaczy. (...) Nie móc być tam ze wszystkimi, kiedy się ważą losy kraju i jechać po Australii oglądać widoki. (...) Czemu nie mogę być tam i walczyć, i przynajmniej śmiercią pożyteczną zatrzeć te wszystkie złe rzeczy, które popełniłem”. Dzięki protekcji dostaje się do szkoły oficerskiej, a potem do elitarnego carskiego Pawłowskiego Pułku. Walczy z Niemcami i zostaje ranny w bitwie pod Witonirzem. W Petersburgu jest świadkiem rewolucji lutowej, a potem październikowej 1917 roku. Nie mówił o tym okresie wiele, a właściwie nic. Prawdopodobnie przeżył wówczas najstraszniejszy okres w swoim życiu, skoro nie zostawił po nim śladu, choć żona Jadwiga wspominała coś o pamiętniku z tamtego czasu, który spłonął w Powstaniu Warszawskim. Ślad pozostał w światopoglądzie Witkacego. Był przekonany, że rewolucja jest nieunikniona, zmiana nadejdzie już niedługo, ale choć konieczna, to jej skutki będą katastrofalne. Widział je przecież na własne oczy.

„Żyjemy w epoce straszliwej, jakiej nie znała dotąd historia ludzkości, a tak zamaskowanej pewnymi ideami, że człowiek dzisiejszy nie zna siebie, w kłamstwie się rodzi, żyje i umiera i nie zna głębi swojego upadku (...) W każdym razie tam, gdzie my idziemy teraz, dokąd wleką nas ślepe siły społeczne, to jest ku ostatecznej mechanizacji i zbaranieniu — nie ma przed nami nic”.

Mój przyjaciel ksiądz

„Moje życie nie jest tak pogodne jakby się wydawało, choć jakaś tajemnicza ręka uratowała mnie dotąd z wszystkich niebezpieczeństw i oszczędzała mi ich. Ale koniec nie będzie wesoły: nędza, choroba, osamotnienie” — pisał artysta w swoich czasach i długo potem kompletnie niezrozumiany. Chętnie plotkowano na jego temat, ale nie brano go poważnie. Miał grono oddanych przyjaciół, a wśród nich księdza Henryka Kazimierowicza ze Stolina na Polesiu. Był to jeden z największych miłośników twórczości Witkacego. Wiadomo o nim tylko tyle, że urodził się w 1896 roku, a zmarł w 1942, był księdzem nietuzinkowym o szerokich horyzontach, doktorem filozofii i teologii, który razem ze swoimi parafianami skupionymi w Kole Naukowym Inteligencji Katolickiej wystawiał dramaty Witkacego i gościł autora z odczytami. W czasie pobytu u księdza na Polesiu Witkacy poznał wiele osób i prawdopodobnie u nich lub u niego samego miał zamiar się schronić we wrześniu 1939 roku. We „Wspomnieniu o Stasiu” wdowa po Witkacym pisała: „W roku 1932 czy 1933 zjawił się u nas na Brackiej ksiądz o dość niechlujnym wyglądzie. Przeczytał wszystkie — nieliczne zresztą — drukowane sztuki Stasia i zapragnął poznać resztę, twierdząc, że nic podobnie wspaniałego nie czytał jeszcze”. I tak ks. Kazimierowicz stał się posiadaczem wszystkich napisanych sztuk Witkacego, które własnoręcznie przepisywał dla siebie z oryginałów pożyczonych od autora. Znajomość, a później przyjaźń, przetrwała dzięki listom, z których część zachowała się do dziś.

W rozpaczy

Kiedy wybuchła wojna, to ks. Kazimierowicz przyszedł Witkiewiczowi do głowy, gdy ten postanowi uciekać na wschód. Lato 1939 r. spędza w Zakopanem, pod koniec sierpnia wyjeżdża do Warszawy. Po wybuchu wojny zgłasza się do punktu mobilizacyjnego, gdzie — ze względu na wiek i stan zdrowia — dostaje dobrą radę powrotu do domu. Bardzo to odrzucenie przeżywa, gnębiony przez wiele lat przez depresję, załamuje się faktem, że nic już nie znaczy dla Ojczyzny, nie może nawet dla niej zginąć w walce. Razem ze swoją towarzyszką życia, Czesławą Oknińską, postanawia — jak wielu uchodźców z Warszawy — jechać na wschód. Kilkudniowa podróż zatłoczonym pociągiem, który wiele razy zatrzymuje się w polu z powodu nalotów i bombardowań, jest jedną wielką udręką. Około 13 września Witkacy wraz z Czesławą pieszo w bardzo złej kondycji psychicznej i fizycznej docierają do wsi Jeziorany na Polesiu, gdzie mieszka Walenty Ziemlański z rodziną. Poznał go Witkacy na jednym ze spotkań u ks. Kazimierowicza. Chodzi na długie spacery z Czesławą, słucha radia z gospodarzem. „Zauważyłem, że mężczyzna był małomówny, bardzo smutny i zdawało się, że patrząc jakby nic nie widzi i ze swoimi myślami jest gdzie indziej” — wspominał po latach syn gospodarza, Włodzimierz Ziemlański.

17 września nadchodzi wiadomość o wkroczeniu Armii Czerwonej do Polski. O świcie następnego dnia Witkacy wraz z Czesławą Oknińską w pobliskim lesie popełniają samobójstwo. Kobieta przeżyła. „Pogrzeb Witkacego odbył się następnego dnia, tj. 19 września 1939 roku. Pochowany został na wiejskim cmentarzu leżącym w środku wsi nad brzegiem jeziora. W mogiłę wkopano krzyż ciosany z sosny” — wspominał naoczny świadek tamtych dni.

Czesława Oknińska wróciła do Warszawy, po wojnie mieszkała w Zakopanem i Warszawie, kazała nazywać siebie „Witkacową”, a czasem podpisywała się: „Witkacy”. Jej relacje z ostatnich dni życia Witkacego znacznie się od siebie różniły. Żona Witkacego, Jadwiga, żyła w biedzie najpierw w Krakowie, potem w Warszawie. Do końca życia dbała o to, by za Stasia odprawiane były Msze św.

Katastroficzne proroctwa Witkacego spełniły się, a jego poglądy na temat upadku sztuki i kultury są dziś zaskakująco aktualne.

 

 

Jesienią tego roku planowana jest premiera filmu fabularnego Jacka Koprowicza pt. „Mistyfikacja”. Opowiada on alternatywną historię dziejów: samobójstwo Witkacego było jednie mistyfikacją, w rzeczywistości Witkacy żył, ukrywając się u Czesławy Oknińskiej aż do roku 1968! Splot przeróżnych okoliczności, wątki sensacyjne i wielka miłość — to pewnie znajdziemy w filmie. Nie wolno nam jednak uwierzyć w spiskową teorię reżysera. W roli Czesławy wystąpi Ewa Błaszczyk, a Witkacego zagra Jerzy Stuhr.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama