Ostatnie nominacje biskupie w Polsce mają dla nas większe znaczenie, niż mogłoby się wydawać
Ostatnie nominacje biskupie w Polsce mają dla nas większe znaczenie, niż mogłoby się wydawać. Chodzi przy tym zarówno o znaczenie obsadzanych diecezji, osobowość mianowanych duchownych, jak i o szerszy kontekst, w którym przyjdzie im funkcjonować.
Nowo mianowany metropolita łódzki abp Grzegorz Ryś jest dobrze znany zarówno w Kościele w Polsce, jak i w kręgach pozakościelnych. Od lat jest członkiem zespołu redakcyjnego „Tygodnika Powszechnego” i publicystą Znaku. Nic zatem dziwnego, że jego nominacja wywołała entuzjazm w mediach Agory i Axel Springera. Ale nie zapominajmy, że podobne reakcje w tychże mediach pojawiły się na wieść o nominacji abp. Henryka Hosera SAC na biskupa warszawsko-praskiego w roku 2008. Jak szybko i dlaczego owa fascynacja przeszła w nienawiść, wszyscy pamiętamy. Dlatego i tym razem dla wielu może być zaskoczeniem, kiedy abp Ryś zacznie się wypowiadać z pozycji pasterza diecezji, a nie tylko wziętego publicysty i kaznodziei.
Młodzież zapamiętała pewnie abp. Rysia jako autora rozważań Drogi Krzyżowej podczas ubiegłorocznych Światowych Dni Młodzieży. Inni – jako zapalonego ewangelizatora na barce przycumowanej pod Wawelem. To doświadczenie może być bezcenne w Łodzi, gdzie abp Marek Jędraszewski wprowadził wiele nowych form ewangelizacji, jak choćby Dialogi w Katedrze, których sława dotarła do samego papieża Franciszka. Następstwo po abp. Jędraszewskim, jako wybitnym intelektualiście, a jednocześnie człowieku wielkiej wiary, pokory i bezkompromisowości, nie jest łatwym wyzwaniem. Oczekiwania środowisk akademickich, duchowieństwa katolickiego i innych wyznań oraz łódzkiej biedoty wobec nowego metropolity są wielkie. Ale i szanse są wielkie, bo Łódź to trzecie pod względem wielkości miasto w Polsce, znaczący ośrodek akademicki i stolica jednej z metropolii kościelnych. Głos abp. Rysia z będzie odtąd bardziej znaczący w Kościele jako członka Rady Biskupów Diecezjalnych, a niebawem zapewne także Rady Stałej Konferencji Episkopatu Polski.
Wcale nie mniejsze znaczenie ma nominacja bp. Romualda Kamińskiego na koadiutora, czyli w niedługim czasie następcę, abp. Henryka Hosera SAC w diecezji warszawsko-praskiej. Wyjątkowość tej niemetropolitalnej diecezji polega na tym, że jej siedziba jest w stolicy. Diecezja, jako jedyna niemetropolitalna, posiada własne silne media. Prócz ogólnopolskiego tygodnika ma własne radio, którego audycje retransmitowane są w kilkunastu rozgłośniach lokalnych, oraz rozwijającą się telewizję internetową. Pierwszy z warszawsko-praskich biskupów, Kazimierz Romaniuk, jest wybitnym biblistą. Dwaj kolejni mieli tytuły arcybiskupów ad personam. To jedne z najwybitniejszych postaci w polskim episkopacie. Każda wypowiedź abp. Sławoja Leszka Głódzia, a tym bardziej abp. Henryka Hosera, była śledzona nie tylko w kręgach kościelnych, ale także medialnych, kulturalnych i politycznych. Dzięki ich osobistej pozycji także diecezja nabrała wielkiego znaczenia, a Warszawa i cała Polska oddychała rzeczywiście „dwoma płucami”.
Wyzwania stojące przed bp. Kamińskim są więc inne niż te, przed którymi staje abp Ryś, ale wcale nie mniejsze. Ułatwieniem dla bp. Kamińskiego jest doskonała znajomość diecezji i tutejszego duchowieństwa. Nie mniejszym atutem są jego osobiste cechy i doświadczenie, które zdobył jako kanclerz kurii warszawsko-praskiej, biskup pomocniczy ełcki oraz przewodniczący różnych gremiów episkopatu, których zadaniem był dialog między ludźmi, mimo świadomości różnic. Bp Kamiński udowodnił, że potrafi jak mało kto rozmawiać nie tylko z księżmi i świeckimi, ale i z muzułmanami. Jego powołanie na warszawską Pragę może być zatem opatrznościowe. Tak się bowiem dotychczas składało, że kolejni biskupi warszawsko-prascy wobec konkretnych wyzwań cywilizacyjnych okazywali się mężami opatrznościowymi dla całego Kościoła w Polsce.
Łyżką dziegciu wśród dobrych wieści jest to jedynie, że wpierw, nim w oficjalnym komunikacie Nuncjatury Apostolskiej, informacja o nominacjach biskupich ukazała się w… „Gazecie Wyborczej”. Wątpię, aby był to owoc dziennikarskiej intuicji. Ta intuicja, której działalność w ostatnich latach udawało się ograniczyć, ma swoje imię i nazwisko. Coś trzeba z tym zrobić. Utrzymanie tego, co nazywa się „tajemnicą papieską”, jest bowiem warunkiem zaufania do Kościoła. Bez tego ludzie przestaną wierzyć nawet w tajemnicę spowiedzi.
KS. HENRYK ZIELIŃSKI - redaktor naczelny tygodnika "Idziemy"
"Idziemy" nr 39/2017
opr. ac/ac