Wyłączyliśmy w naszym świecie duchowym prawo grawitacji. Wielu z nas już nie rozumie tego, że sumienie jest to, jak czytamy w Piśmie Świętym, Boże oko w naszych sercach; albo jak mówi św. Tomasz: obecność Bożego przykazania w człowieku. Sami poczuliśmy się autorami porządku moralnego – pisze Jacek Salij OP.
Tak prosto, a przy tym bez ceregieli mógł pytać tylko głęboko wierzący poeta:
Jak Jezusa przybliżyć tym wszystkim
którym dzisiaj zgłupiało sumienie?
Wiersz ks. Jana Twardowskiego pt. „Pytam” składa się z samych pytań. Powyższym pytaniem się kończy. Wszystkie pytania w tym wierszu dotyczą czegoś nieosiągalnego. Zresztą sami spójrzmy:
Jak uprościć wszystko zapłakać
jak nie szukać innego siebie
jak nie widzieć w sam raz i za dużo
ani trochę już i zupełnie
jak biedronkę osłonić ręką
jak patykiem rysować wzruszenie.
Poetę po prostu ogarnęła rozpacz tak wielka, że już nawet nie ma sił, żeby nad nią zapłakać. Coś strasznego: ludzie zaczęli ustanawiać prawo moralne na miarę swojego – przecież tylko ludzkiego – rozumu. Wyłączyliśmy w naszym świecie duchowym prawo grawitacji. Wielu z nas już nie rozumie tego, że sumienie jest to, jak czytamy w Piśmie Świętym, Boże oko w naszych sercach; albo jak mówi św. Tomasz: obecność Bożego przykazania w człowieku. Sami poczuliśmy się autorami porządku moralnego. Już zapomnieliśmy o tym, że sumienie norm moralnych nie tworzy, ono je tylko odnajduje. Co więcej, ustanawiamy bezbożne prawa, a te przecież nie mogą naszych sumień nie korumpować jeszcze więcej.
Sytuacja zaiste rozpaczliwa: Owszem, już od dawna wiedziano o tym, że sumienie można uśpić, wypaczyć, ubrudzić, zagłuszyć, znieczulić, wyłączyć. Ale żeby sumienie mogło zgłupieć, w ogóle ulec jakiemuś przeinaczeniu? O czymś takim dotychczas nie słyszano. Stąd cicha i bezradna rozpacz księdza Twardowskiego. Czy ludzie, którym zgłupiało sumienie, mogą jeszcze usłyszeć ogłoszoną przez Jezusa dobrą nowinę? Przecież wtedy człowiek już chyba gruntownie zapomina o tym, że jest na Boży obraz stworzony!
Gdyby poeta nie wierzył głęboko w prawdę Ewangelii, zapewne nie odważyłby się napisać tego wiersza. On to rozumiał, że ludzi, którym zgłupiało sumienie, chyba nic już do Jezusa nie przyciąga, ale wiara kazała mu mieć nadzieję wbrew nadziei. I w imię prawdy, że u Boga nie ma nic niemożliwego, autor wiersza tęskni za tym, co po ludzku niemożliwe: że sumienia będą mądrzały, a wtedy Jezusa zacznie tym ludziom po prostu brakować. Gdyby za tym nie tęsknił, tego wiersza zapewne nigdy by nie napisał.
Norwidowska metafora sumienia umęczonego i znieważonego jeszcze więcej przejmuje:
Kto ci obetrze pot z bladego czoła?
Jeśli nie P r a w d a, Weronika sumień,
Stojąca z chustą swą w progach Kościoła?!
Metaforę rozumieją wszyscy, którzy chociaż jeden raz byli na nabożeństwie drogi krzyżowej. Jednak to nie jest tak, że Cyprian Norwid stawia sumienie w miejsce prowadzonego na ukrzyżowanie Chrystusa. Trudno wątpić, że poeta mówi tu o sumieniu zwyczajnego, grzesznego człowieka. Wyjaśnijmy przesłanie zawarte w tej metaforze na przykładzie grzechu i nawrócenia króla Dawida.
Dawid dopuścił się bardzo ciężkiego grzechu, uwiódł cudzą żonę. Niestety, taka jest natura grzechu, że zazwyczaj pociąga za sobą grzechy następne, przeważnie jeszcze większe. Żeby ukryć cudzołóstwo, Dawid posunął się aż do morderstwa. Był królem i nie było dla niego wielkim problemem tak sprytnie zorganizować morderstwo męża uwiedzionej przez siebie kobiety, że niewinną krwią sam sobie rąk nie ubrudził i przez nikogo nie był podejrzewany o tę zbrodnię.
Kolejnymi grzechami, a w końcu zbrodnią Dawid sponiewierał swoje sumienie. Wyrzutów żadnych nie odczuwał. Wydawało mu się, że jemu, królowi, wszystko wolno. Aż tak bardzo oddalił się od Boga. To właśnie w tym sensie na pyszałka Bóg spogląda z daleka, a przecież to nie Bóg oddalił się od niego, ale on oddalił się od Boga. I tak by pewnie zostało, gdyby Bóg nie ulitował się nad nieszczęsnym Dawidem i nie przysłał mu proroka Natana.
Natan uprzytomnił mu, jak ciężkich grzechów się dopuścił. Uczynił to w psychologicznie bardzo mądry sposób – opowiedział mu przypowieść, dzięki której Dawid mógł na swój grzech spojrzeć niejako od zewnątrz. Dopiero wtedy zaczął pękać ten kamienny pancerz, w którym zamknął on swoje sumienie – i Dawid zaczął rozumieć, jak ciężko zgrzeszył. Można językiem Norwida powiedzieć, ze przez odważną ingerencję proroka Natana Prawda stanęła „z chustą swą w progach Kościoła” i otarła pot z czoła zbłąkanego moralnie króla.
Na koniec wspomnę, że w encyklice „Veritatis splendor” znajduje się bardzo mądry wykład pt. „Sumienie a prawda” (numery 54-64).