Lecz duszy zabić nie mogą

Przestrzegał przed przemocą, nienawiścią. Wiedział, że agresja spotęguje i - paradoksalnie - wzmocni totalitaryzm.

Z Elżbietą Jędrzejczuk i Januszem Olewińskim, działaczami opozycyjnymi, uczestnikami Mszy za Ojczyznę odprawianymi przez ks. Jerzego Popiełuszkę w kościele św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu, rozmawia ks. Paweł Siedlanowski.

left

Czy dziś ludzie chcieliby słuchać ks. Jerzego? Może mówiono by, że Kościół znów wtrąca się do polityki?

Janusz Olewiński: Trudno powiedzieć. Wszystko jest polityką. Takie argumenty wówczas też często się pojawiały. Wtedy, podobnie jak dziś, dużo ludzi dawało sobie wmówić, że każda sprawa publiczna jest poza zasięgiem zwykłego człowieka - że to domena władzy. A przecież to nieprawda. Wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za Polskę. Myślę, że treści, które wtedy padały, zachowały swoją aktualność. Ks. Jerzy wierzył w dobro, które ukryte jest w najgłębszych pokładach ludzkiej duszy - nawet w tych, którzy walcząc po stronie totalitaryzmu, nie widzieli bądź nie chcieli o tym wiedzieć.

Ks. Jerzy nie był porywającym kaznodzieją…

Elżbieta Jędrzejczak: Owszem, trzeba było się dobrze wsłuchać w jego słowa. Mówił cicho, spokojnie. Nie nawoływał do strajków, demonstracji. Dotykał tematów, które nas interesowały: godność człowieka, jego prawa. Nazywał po imieniu to, co nas bolało, o czym dotąd baliśmy się albo nie chcieliśmy mówić.

J.O.: Kłamstwo poddawał pod osąd prawdy, nieprawość - pod osąd sumienia i prawa Bożego. Zachęcał, aby nie milczeć wobec zła, gdyż jest to współdziałanie z nim. Niby nie było to nic nowego: mówił przecież tyle razy o tym prymas, nauczał Jan Paweł II. Podobne słowa słyszeliśmy w naszych kościołach, ale ks. Popiełuszko miał w sobie jakąś niezwykłą siłę, donośność. On naprawdę wierzył w to, co mówił - dało się odczuć w każdym momencie. Dlatego ludzie tak bardzo garnęli się do niego.

Pomagał odkrywać wolność w przebaczeniu, docieraniu do prawdy?

J.O.: Wielu z nas otwierało oczy ze zdumienia! Tyle razy walczyliśmy o niepodległość Ojczyzny w powstaniach, przelewaliśmy krew - a tu nagle padają słowa, że można stać się wolnym inaczej: najpierw wyzwolić swoje wnętrze. To było niezwykle twórcze i potrzebne. Dokonywała się przemiana myślenia.

Dlaczego komuniści tak bardzo się go bali?

J.O.: Nazywał zło po imieniu. Demaskował ludzi, którzy tworzyli system - pokazywał ich strach, który chcieli zagłuszyć, wysyłając oddziały ZOMO na ulice, werbując kolejnych agentów, podsłuchując rozmowy telefoniczne, nagrywając kazania. To wzmacniało ich nienawiść, a zarazem powiększało poczucie bezradności.

Za wszelką cenę bezpieka próbowała rozbić jedność odzyskujących świadomość narodową Polaków.

J.O.: Ks. Jerzy tłumaczył nam, że przeciwnik czyni wiele, aby nas poróżnić pomiędzy sobą, skłócić, rozbić, skierować potencjał na jałowe spory. Przestrzegał przed partykularyzmem i egoizmem. Wydarzenia, które miały miejsce wiele lat później, już po jego śmierci, pokazały, jak bardzo miał rację.

Ks. Jerzy dużo mówił o historii.

J.O.: Tak. Dzięki temu sami zaczynaliśmy szukać prawdy o naszej przeszłości, fałszowanej przez całe dziesięciolecia przez komunę. Aby rozumieć to, co mówił ks. Popiełuszko, w domach czytaliśmy dostępne książki historyczne, sięgaliśmy po literaturę tzw. drugiego obiegu, drukowaną w podziemiu. Pomagało to nam odnaleźć w przeszłości bogactwo ducha, odkryć w literaturze zapał, którego nam brakowało, a co najważniejsze: oprzeć nasze marzenia na solidnym fundamencie Ewangelii i historii.

To była solidna edukacja patriotyczna!

J.O.: Religijna także. Ona była nam bardzo potrzebna. Ks. Popiełuszko sięgał do nauczania Jana Pawła II, encyklik społecznych. Tylko w niewielkim stopniu je znaliśmy, co najwyżej funkcjonowały w nas hasłowo. Ważne też było to, że teksty jego wystąpień były spisywane. Rozdawano je na placu po Mszy. Powielaliśmy je, docierały do ludzi w całej Polsce. To zwiększało „pole rażenia” słów wątłego kapłana. I oczywiście powodowało jeszcze większą wściekłość SB-ków.

A jaką rolę odegrał Kościół w czasie, kiedy byliście Państwo w opozycji, gdy zamykano was w więzieniach i rozpędzano armatkami wodnymi na ulicy?

J.O.: Kościół otworzył przed nami swoje podwoje - w sensie bardzo dosłownym. Wyłożono duże środki na pomoc represjonowanym, pomagano rodzinom. Kiedy mnie aresztowano, w domu została żona z dwójką dzieci bez środków do życia. Nie zostali bez pomocy. W ludziach wyzwoliły się potężne pokłady dobra. To było nasze moralne zwycięstwo.

E.J.: Ks. Jerzy, inni biskupi, kapłani dodawali nam odwagi. Przychodziły momenty, że brakowało nam sił, w serca wkradała się apatia. Oni podrywali nas do działania. Przestawaliśmy się bać śledzących nas ludzi, jeżdżących krok w krok za nami samochodów bezpieki.

…Ta refleksja pojawia się we wszystkich opracowaniach z tamtego czasu. Strach pozostał gdzieś daleko za wami.

J.O.: Tego najbardziej obawiali się komuniści: że przestaniemy się ich bać. Cały system zbudowany był na strachu. Gdy została zdemaskowana jego struktura, zakwestionowaniu uległo podstawowe narzędzie represji. Zaczęliśmy się czuć wolni! Ks. Jerzy doskonale to rozumiał - my pojęliśmy to później. Przestrzegał przed przemocą, nienawiścią. Wiedział, że agresja spotęguje i - paradoksalnie - wzmocni totalitaryzm. Będzie swego rodzaju wodą na młyn nieludzkiej struktury zniewolenia. Usprawiedliwi wyprowadzenie na ulice czołgów, transporterów opancerzonych, strzały do demonstrantów. W tym sensie ks. Jerzy w znaczący sposób przyczynił się do tego, że w Polsce nie wybuchła wojna domowa.

E.J.: Pojawiał się w nas niezwykły spokój, który był owocem żoliborskich spotkań. Popiełuszko ciągle przypominał nam, że najważniejsza jest prawda i że tylko na niej można cokolwiek zbudować. Była to prawda, która wyrastała z krzyża Chrystusa, logiki, którą on w sobie zawierał.

Ze spotkania na spotkanie w Warszawie pojawiało się coraz więcej osób. Komuniści tolerowali to?

E.J.: Skądże! Pamiętam, że zatrzymywano samochody, celowo opóźniano pociągi, rewidowano „podejrzanych” pasażerów. Kiedy jechaliśmy na Msze do Warszawy, na pielgrzymki papieskie - a łatwo było nas rozpoznać, ponieważ zwykle mieliśmy ze sobą krzyże - utrudniano nam podróż, sięgano po różne sposoby upokarzania, dawano propozycje nie do odrzucenia, perswadowano powrót. Lęk komunistów i podległych im służb policyjnych był trudny do opisania.

Ks. Jerzy był osaczony. Wiedział, że dookoła siebie ma agentów bezpieki. A jednak nie zrezygnował ze swojej dzielności.

J.O.: On wiedział, że zginie. Ciągle dostawał pogróżki - wspominał o tym podczas swoich kazań, choć przecież nie dawał żadnych pretekstów, by go aresztować. Był zresztą gotowy na śmierć, mówił o tym niejednokrotnie z wielkim spokojem. Ujawniane dziś dokumenty pokazują ogromną skalę inwigilacji, jaką wobec niego zastosowano. Codziennie się z tym mierzył. Jeszcze mocniej ukazuje to jego heroizm. Zresztą nie tylko jego, także wielu innych księży. Jego odwaga była dla nas niezwykle cennym świadectwem, nam nie wypadało być innymi, bać się, bo zostałoby to potraktowane jako zdrada.

Skąd się wziął pomysł trzymania straży przy grobie ks. Popiełuszki?

J.O.: Ponieważ wielu ludzi przyjeżdżało do Warszawy - jak myśmy mówili - „ładować akumulatory”, był on solą w oku komunistów. Podejmowany próby jego zniszczenia.

J.E.: Zebrała się też grupa z Siedlec. Mieliśmy dyżur 23 dnia każdego miesiąca. Są ludzie, którzy jeżdżą do Warszawy po dziś dzień.

Czy Polacy w roku 2010 i Polacy z roku 1983 to ci sami ludzie?

J.E.: Mówi się, że dzieli nas przepaść. To nieprawda. Jesteś tacy sami, budujemy jednak na innych fundamentach. Ruch „Solidarność” był oddolny, opierał się na słowach „jedni drugich brzemiona noście”. Dziś ta idea przepadła. Wtedy był też wspólny wróg, który cementował ludzi. Dziś ludzie są skłóceni pomiędzy sobą. Zło wychodzi z nas i w nas uderza. Sami siebie wyniszczamy, dlatego tyle rzeczy nam nie wychodzi. Zbyt dużo jest kłamstwa wokół nas, ono najbardziej destrukcyjnie wpływa na wzajemne relacje.

Co by dziś powiedział ks. Jerzy? Co by dziś zrobiły z nim media?

J.O.: Pewnie by go ośmieszono, ukazano jako kogoś, kto nie rozumie mechanizmów rządzących światem, nazwano szaleńcem, jego słowa donkiszoterią. Czasem dopada nas rozpacz, gdy patrzymy, w którą stronę podąża Polska, jak traktuje się takie pojęcia jak Ojczyzna, patriotyzm, Kościół. Ale proszę pamiętać: jeszcze trzydzieści, pięćdziesiąt lat temu nikt nie wierzył, że komunizm może paść. A tak się właśnie stało. Wierzę, że Polacy też się obudzą - już to się dokonuje.

Dziękuję za rozmowę.

Cały system zbudowany był na strachu. Gdy została zdemaskowana jego struktura, gdy przestaliśmy się bać, zakwestionowaniu uległo podstawowe narzędzie represji. Zaczęliśmy się czuć wolni! Ks. Jerzy doskonale to rozumiał - my pojęliśmy to później. Przestrzegał przed przemocą, nienawiścią. Wiedział, że agresja spotęguje i - paradoksalnie - wzmocni totalitaryzm.

fot. Janusz Olewiński
Transparent przygotowany na dzień pogrzebu ks. Jerzego Popiełuszki w domu państwa Andrzejewskich.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama