Pod wpływem bieżących złych informacji można całkowicie zatracić właściwą perspektywę. Dlatego na wszelką krytykę trzeba patrzeć krytycznie, także w przypadku Kościoła
W piękne jesienne popołudnie pani Zofia siedziała na ławce w parku i czytała tygodnik. Dostrzegając kątem oka elementy charakterystyczne dla „Gościa Niedzielnego”, postanowiłem z nią porozmawiać. Kiedy się już sobie przedstawiliśmy, zadałem pytanie o jej opinię na temat poruszanych przez nas treści.
Zastanowiła się nieco i powiedziała: — Wie ksiądz, dzisiaj jak się otwiera jakąkolwiek gazetę czy włącza radio albo telewizor, to można odnieść wrażenie, że Kościół to jakaś potworna instytucja, w której dzieje się przede wszystkim zło. A ja się z tym nie zgadzam. Mam 71 lat i wiele w życiu doświadczyłam, ale nigdy nic złego ze strony Kościoła mnie nie spotkało, wręcz przeciwnie. Rozumiem, że miały miejsce przypadki trudne, złe rzeczy, grzechy, to oczywiste. Ale sprowadzenie wszystkiego do wspólnego mianownika, bez zachowania proporcji, jest bardzo niesprawiedliwe. Bo w Kościele działo się i dzieje wiele rzeczy wspaniałych i dobrych. O tym koniecznie powinniście pisać — zakończyła pani Zofia.
Wracając do domu, zastanawiałem się nad tym, co mówiła. Czy faktycznie komuś dzisiaj zależy na tym, by Kościół prezentować jedynie w czarnych barwach? I czy należy jako antidotum na ten stan rzeczy cokolwiek wybielać? Czy raczej postawić na myślenie?
Niektórym myli się dzisiaj myślenie krytyczne z myśleniem krytykanckim. To pierwsze nie ma nic wspólnego z potocznie rozumianą krytyką — oznacza bowiem umiejętność myślenia w sposób racjonalny i uporządkowany, pozwalający zrozumieć związki zachodzące między faktami. To drugie z natury oparte jest tylko i wyłącznie na krytyce, z zachowaniem reguły, że nieważne są wszystkie fakty i okoliczności, liczą się jedynie te, które obiekt krytyki przedstawią w jak najczarniejszych barwach. Różnica to spora, w stosunku do Kościoła ta druga postawa daje się ostatnio coraz wyraźniej zauważyć, choć skądinąd nie jest to nowość. Godzić się na to jednak nie należy, bo w Kościele działo się i dzieje wiele rzeczy wspaniałych i dobrych. Trudno nie zgodzić się z moją rozmówczynią: zachowanie proporcji jest absolutnie niezbędne.
Różańcowy miesiąc się rozpoczął, różańce więc w dłoń — chciałoby się rzec. Tym bardziej że stanowiąc streszczenie Ewangelii, Różaniec jest jednocześnie modlitwą mającą wielką moc. Jego „pierwsze i naczelne” miejsce pośród innych modlitw zauważył Pius XI, który dwa lata przed wybuchem II wojny światowej podpisał encyklikę o narastającej fali zła. Kilkadziesiąt lat później św. Jan Paweł II, przekraczając wraz z całym Kościołem Rubikon drugiego tysiąclecia, również odniósł się do wielkich trudności, które „pojawiają się na światowym horyzoncie”, i zrobił to również... w kontekście modlitwy różańcowej. Dobrze przypomnieć te wypowiedzi i ich kontekst. Bo czy w sytuacji, w której obecnie znajdują się ludzkość, świat i Kościół, najlepszym rozwiązaniem nie jest właśnie sięgnięcie po różaniec? Śmiem twierdzić, że jest on nie tylko modlitwą, ale i szkołą. Myślenia krytycznego, czyli takiego, w którym tajemnice bolesne nie wykluczają się z radosnymi i chwalebnymi. Co więcej — uzupełniają się tajemnicami światła.
opr. mg/mg