Po co tego rodzaju inicjatywa? Czy chodzi o podstępne przeciąganie anglikanów na stronę katolicką? Nie! To jest odpowiedź na potrzeby czasu.
"Idziemy" nr 44/2009
W poprzednim numerze „Idziemy” o. Andrzej Koprowski SJ zwięźle poinformował o nader interesującej sprawie, a mianowicie o ustanowieniu przez Benedykta XVI specjalnej struktury w Kościele, która ułatwi wiernym – w tym duchownym – anglikańskim przejście do pełnej jedności z Kościołem katolickim. Chodzi o to, aby owa jedność pozwalała na zachowanie byłym anglikanom pewnych administracyjnych, liturgicznych i duchowych elementów typowych dla tradycji anglikańskiej.
Po co tego rodzaju inicjatywa? Czy chodzi o podstępne przeciąganie anglikanów na stronę katolicką? Nie! To jest odpowiedź na potrzeby czasu. A czas jest taki, że coraz więcej anglikanów z różnych kontynentów prosi o dopuszczenie ich do pełnej jedności z Kościołem katolickim. Rozczarowani tym, co w ostatnich latach dzieje się we wspólnocie anglikańskiej, dostrzegają, że wiernym nauce Chrystusowej mogą być jedynie w ramach Kościoła katolickiego. Anglikanie ulegli bowiem pokusie tzw. modernizowania się, czyli chęci przypodobania się ludziom o zlaicyzowanej mentalności, gdyż tacy zaczęli w niektórych społeczeństwach stanowić większość.
Idea była prosta, by nie powiedzieć prostacka – ludzie przestają chodzić do kościoła, a zatem trzeba ich czymś przyciągnąć. A w jaki sposób? Ano w taki, że zaczniemy mówić to, co mówią główne media kształtujące gust i myślenie rzesz. Skoro coraz silniejsze są ruchy feministyczne, to my – aby pokazać, że nie jesteśmy w tyle – zaczniemy wyświęcać na kapłanów i biskupów kobiety. Skoro w mediach kwitnie tzw. kultura gejowska, to my – by nikt nam nie zarzucił homofobii – będziemy błogosławić gejowskie i lesbijskie związki. Skoro większość nie widzi niczego zdrożnego w aborcji, to my nie będziemy poruszać tego tematu, a zajmiemy się – jako wspólnota kościelna – propagowaniem zdrowego żywienia oraz walką z globalnym ociepleniem, bo to jest modne i nikt nam nie zarzuci braku tolerancji. Reformatorzy anglikańscy mniej myśleli o nauce Mistrza z Nazaretu, a bardziej troszczyli się o nadążanie za modami tego świata.
Jakie są owoce tego rodzaju modernizacji anglikanizmu? Zamieszanie, podziały, zgorszenia i rosnący odpływ wiernych. Feministyczno-gejowskie nowinki nikogo do kościołów anglikańskich nie przyciągnęły, a ci, którzy jeszcze praktykowali, doszli do wniosku, że Kościół, który zamiast głosić swoją naukę, stara się nadążyć za prądami sekularyzacji, do niczego nie jest im potrzebny. Pseudo-modernizacja anglikańskich wspólnot jest też poważną przeszkodą w owocnym dialogu z katolikami i prawosławnymi. Paradoksalnie jednak Opatrzność sprawiła, że w tej sytuacji wielu poszukujących Jezusa anglikanów zbliżyło się do Kościoła katolickiego. Nie cieszę się z osłabienia wspólnoty anglikańskiej. Ale okazuje się, że Bóg z ludzkiej głupoty i lęku, w tym przypadku lęku przed sprzeciwem wobec świata w imię wierności Chrystusowi, potrafi wyprowadzić jakieś dobro.
W świetle tego, co dzieje się ze wspólnotą anglikańską, wyraźnie widać, jak absurdalne są pomysły niektórych „reformatorów” Kościoła katolickiego. Ex-dominikanin Tadeusz Bartoś na łamach m.in. „Gazety Wyborczej” modernizuje zawzięcie Kościół w Polsce. Domaga się demokratyzacji, liberalizacji i różnych innych „acji”, które już dawno wprowadzili anglikanie oraz niektóre inne wspólnoty protestanckie, a które doprowadziły tam do poważnego kryzysu. Sądzę, że takie osoby jak Bartoś są lansowane przez pewne media z dwóch powodów. Po pierwsze, plucie na biskupów i tradycyjną naukę Kościoła wciąż podnosi słupki oglądalności,czy też sprzedanych egzemplarzy prasy. Po drugie, owe media – uogólniając, bo przecież dziennikarze są różni – życzą Kościołowi źle i chętnie wykorzystują tych, którzy niby to troszcząc się o bolączki Kościoła proponują lekarstwa gorsze od choroby. Ci ludzie ucieszyliby się, gdyby Kościół katolicki znalazł się w takim rozdarciu jak anglikanie.
opr. aś/aś