reklama

Inwazja ikon – o modach w Kościele

Skąd w Kościele zachodnim w ostatnich 30 latach tak duże zainteresowanie ikonami? Przyczyny są co najmniej dwie: porzucenie tematyki religijnej przez sztukę w naszym kręgu kulturowym oraz ogałacanie zachodniej liturgii z tego, co prowadzi ku sacrum – wskazuje br. Damian Wojciechowski TJ.

Damian Wojciechowski TJ

dodane 09.12.2025 15:31

Niedawno byłem na swoich rekolekcjach w klasztorze sióstr Betlejemitek koło Szemudu na Kaszubach. Jest to wspaniałe miejsce wśród wzgórz, lasów, jezior i rzek przepełnione ciszą i modlitwą. Pięknie, że siostry, które są zakonem kontemplacyjnym, udostępniają to miejsce dla tych, którzy szukają bliskości Boga. To, co mnie zastanowiło w wystroju klasztoru i kościoła, to że wszędzie można zobaczyć tylko ikony. Klasztor jest właściwe nazwany „monaster”, a to słowo rosyjskie, choć samo zgromadzenie pochodzi z Francji. W liturgii klasztornej dla wprawnego oka jak moje, czyli człowieka, który spędził na prawosławnym Wschodzie większa część swojego dorosłego życia, widać też wiele elementów wschodnich, choć często zmodyfikowanych na modłę zachodnią. Np. komunia jest udzielona chlebem z zakwasem, ale nie w formie wycinanych z prosfory sześcianów jak w cerkwi, tylko plasterków. Z prawie każdej ściany podczas rekolekcji patrzyła na mnie Trójca Rublowa. Trochę to dziwne, bo siostry są obrządku łacińskiego, zresztą jak sam klasztor.

No dobrze, siostry betlejemitki wybrały sobie charyzmat, aby łączyć Wschód z Zachodem, ale niezbyt mogę zrozumieć dlaczego w kaplicy jezuickiego kolegium w Gdyni, gdzie żyję i pracuję, na ścianach wiszą tylko ikony, w tym jedna która przedstawia św. Ignacego z Loyoli, który ze Wschodem nie miał nic wspólnego, zresztą jak nasz Zakon, wzorowy przykład duchowości i tradycji monastycznej Zachodu? Zresztą tak jest nie tylko w moim domu zakonnym, ale także w wielu innych klasztorach, kaplicach i kościołach w Polsce. Tylko wśród moich współbraci jest kilku, którzy prowadzą warsztaty malowania ikon. Zresztą już w mało którym klasztorze kontemplacyjnym w Polsce takiego warsztatu nie ma. Cóż to za inwazja ikon i miłości do Wschodniego chrześcijaństwa, którą obserwujemy w Polsce w ostatnich 30 latach?  

Rozstanie sztuki zachodniej z religią

Przyczyny są dwie : jedna długofalowa, druga krótkofalowa. Długofalowa to trwający od XVII wieku kryzys malarstwa religijnego na Zachodzie. Malarstwo średniowieczne (i wczesnochrześcijańskie) do renesansu (częściowo) włącznie było malarstwem typowo religijnym, a właściwie sakralnym. Jego podstawową funkcją było przedstawianie sacrum. Nie było realistyczne i można powiedzieć, że było ikoniczne w szerokim znaczeniu tego słowa. Powstawało według pewnych kanonów i zasad, kiedy to wzorce kopiowano z pokolenia na pokolenie. Poprzez przyczółek Bizancjum w północnych Włoszech (Rawenna) malarstwo wschodnie odcisnęło swoje silne piętno na malarstwie średniowiecznym.

Jeśli popatrzymy na obrazy Fra Angelico i Giotto to zaobserwujemy, że są one już niezwykle realistyczne, cechuje je perfekcyjny warsztat, ale ciągle jeszcze są „niebiańskie” – przedstawiają inny, nieosiągalny ludzkim wzrokiem świat. Leonardo, Rafael, Michał Anioł przeszli granicę realizmu i to nie tylko w fotograficzności przedstawienia człowieka i świata, ale także w wyrażaniu emocji, uczuć i charakteru. Ich postacie są już takie same jak my nie tracąc jednak swojego religijnego charakteru. Realizm postaci, realizm emocji, osiągnął swój szczyt w baroku: Caravaggio, Rembrandt, Rubens. Postacie ze świata religii są przedstawianie zupełnie tak samo jak ze świeckiego świata, ale ciągle jeszcze pełne są misterium i sacrum. Ciekawym przypadkiem jest El Greco, który pochodząc ze Wschodu i tworząc na Zachodzie, połączył podejście ikoniczne (sam na początku malował ikony) z perfekcyjną techniką Zachodu. W jego obrazach realizm łączy się z uduchowieniem. 

A potem to już było tylko źle: dobrzy malarze stracili zainteresowanie malarstwem religijnym, samo malarstwo przez dążenie do perfekcyjnego realizmu znalazło się w ślepym zaułku, a po wynalezieniu fotografii wydawało się być skazane na zagładę. Malarstwo religijne wyższych lotów zaczęło zanikać – pozostały oleodruki. Zwróćmy uwagę jak mało tematyce religijnej poświęcali uwagi impresjoniści. Modernizm, Młoda Polska jeszcze coś tutaj robili, ale sztuka nowoczesna to już wielka rzadkość: Salvador Dali, Chagall, Duda Gracz. Artyści byli i są bardzo często dalecy od Kościoła i wiary.

Problem jeszcze w tym, że różne kierunki w sztuce współczesnej poprzez swój minimalizm, pesymizm, brak postaci, po prostu nie nadają się do wykorzystania w kościele. Jak widzę obraz lub rzeźbę Jezusa lub Maryi z Dzieciątkiem bez twarzy, to mi się flaki przewracają – to jest przecież zaprzeczenie chrześcijaństwa! Malarstwo współczesne fascynuje się złem i brzydotą – jak to można połączyć z Ewangelia? Albo krucyfiksy z porwanej i powykręcanej blachy zbrojeniowej, które bardziej pasują do filmów fantasy niż do prezbiterium. Jak się przed czymś takim modlić, jeśli to tylko przeraża i wzbudza wstręt? Sztuka sakralna musi być zrozumiała dla każdego, kto wchodzi do kościoła, bo jest to w najwyższym i dobrym rozumieniu tego słowa sztuka użytkowa, natomiast sztuka nowoczesna jest hermetyczna i dla wtajemniczonych elit. I tak doszliśmy do momentu, gdzie sztuka religijna zanikła i zostały kiczowate przedstawienia Najświętszego Serca, Jezusa Miłosiernego, Matki Boskiej z Lourdes i Fatimy. To pierwsze przyczyna „odkrycia” ikony za Zachodzie.

Niszczenie sacrum w liturgii i sztuce kościelnej

Druga przyczyna ma swoje korzenie w tzw. „reformie posoborowej”, kiedy na Zachodzie duża część kleru i pewna świeckich wzięła się za niszczenie sacrum w liturgii i sztuce kościelnej. W ciągu dosłownie dni, tygodni we Francji czy Holandii wyrzucono z kościołów obrazy, figury, świeczniki, różańce, ornaty i kielichy, uczucia i emocje. Pozostała pustka i duchowość świata. Jeszcze dzisiaj buduje się w Niemczech czy Korei kościoły, które przypominają meczet lub muzeum sztuki nowoczesnej, gdzie człowiek czuje się samotny i zziębnięty.

Kiedy niektórzy zdali sobie sprawę w końcu sprawę, że sacrum zniknęło, wtedy zaczęli się rozglądać dookoła i zobaczyli ikony: niezbyt szanowane od stuleci przez zachodnią sztukę za ich prymitywizm i brak twórczego ducha. Bo rzeczywiście główna zasada ikony to powtarzalność, brak indywidualizmu i kreatywności. Ludzie szukający sacrum, religii w sztuce, rzucili się na ikony, a ponieważ byli to ludzie Zachodu, którzy wyrośli w innym świecie, w innej cywilizacji, to przyjęli te ikony często z dziecinną naiwnością, a zarazem zachodnią nonszalancją i ignorancją.

I tak najpierw przede wszystkim we Francji kaplice, kościoły, domy i klasztory zaczęły się pokrywać się ikonami: najpierw oryginalnymi, a potem ich zachodnimi kopiami często przeczącymi samej definicji ikony. Tak więc ci, którzy dorżnęli sztukę sakralną na Zachodzie, wzięli się za wielbienie sztuki Wschodu. A za tym poszła cała tak typowa obecnie dla Zachodu moda na prawosławie: kadzidełka, Modlitwa Jezusowa, góra Athos, ikonostasy, Rublowy itd. Często gęsto bez jakiejkolwiek realnej znajomości samego prawosławia i jego historii, zaczęło się padanie plackiem przed prawosławiem, tak jakby ono było jakimś idealnym wcieleniem chrześcijaństwa.   

W tym owczym pędzie do ikony powstawały rzeczy kuriozalne np. Święty  Józef obejmujący Maryję – dla prawosławnych taka uczuciowość to po prostu herezja! Zresztą ikony św. Józefa w prawosławiu nie było i pojawiła sporadycznie od XVIII wieku pod wpływem pobożności i malarstwa zachodniego. Tak samo głupie są ikony obejmujących się św. Piotra i Pawła, bo ikona przedstawia świat niebiański, gdzie nie ma emocji.

W kościele zachodnim nie było większych dyskusji o dopuszczalności obrazów religijnych, pomijając protestantyzm, który je w czambuł odrzucił z niezrozumienia. Natomiast na Wschodzie ikony były wielkim problem i aż kilka wieków przyczyną podziałów, co wylało się w ruchu ikonoklastów, czyli tych, którzy ikony niszczyli jako dzieło szatana, a modlących się przed ikonami mordowali. Kościół Wschodni podjął więc głęboką refleksję czym jest ikona i jak ją traktować łącząc te rozważania z dogmatami chrystologicznymi. W rezultacie powstało orzeczenie dogmatyczne VII Soboru Powszechnego z 787, który dopuszczał kult ikon, zarazem podkreślając różnice między ikoną a pierwowzorem, czyli samym Bogiem. Boga się adoruje, natomiast ikony darzy czcią, a ta cześć przenosi się na samego Boga.

Z tego orzeczenia wynika duża wrażliwość u prawosławnych, żeby ikonie nie nadawać większego znaczenia niż ona posiada. Przykładem tego jest to, że na Wschodzie nie znana jest „kontemplacja ikony”, która się tak ostatnio rozpanoszyła na Zachodzie, ponieważ prawosławni teologowie twierdzą, że kontemplacja może dotyczyć tylko samego Boga, a nie fizycznego przedmiotu. Takie subtelne rozróżnienie obce jest łacińskim czcicielom ikon i wielbicielom wszystkiego co wschodnie. Zresztą skąd mają na przykład wiedzieć, że tak popularna u nas Modlitwa Jezusowa jest odmawiana przez prawosławnych, w tym mnichów na górze Athos, taka jak nasze babcie zmawiają Zdrowaś Maryja i Koronkę Miłosierdzia na różańcu, tylko u prawosławnych różaniec jest ze sznurków. Żadnych tam wdechów, wydechów.

Autentyczny chrześcijański wschód i jego imitacje

W latach 90-tych żyłem w Nowosybirsku ze starszymi jezuitami, którzy byli wykształceni jako pierwsze pokolenie w rzymskim kolegium Russicum. Ci ludzie znali teologię, liturgię i historię prawosławia od A do Z. Zęby na tym zjedli. Dla przykładu O. Aranz, Hiszpan z pochodzenia, był takim specjalistą w prawosławnej liturgii, że jeszcze w czasach sowieckich wykładał ją w Lenigradskiej Duchownej Akademii, gdzie uczył się wtedy Władymir Michaiłowicz Gundjajew, czyli obecny … patriarcha Cyryl, który jako kleryk służył Ojcu Aranzowi do Mszy Świętej.

Nasz Instytut św. Tomasza w Moskwie wydał zbiór materiałów źródłowych do liturgii prawosławnej autorstwa O. Aranza, który jest podstawowym tekstem dla rosyjskich liturgistów. Kiedy Aranz zmarł list z kondolencjami przesłał właśnie ten patriarcha Cyryl, a nie były to czasy zbytniej przyjaźni między katolikami i prawosławnymi w Rosji. Ci starsi ojcowie strasznie pomstowali na całą te modę na ikony i prawosławie, która zalała po Soborze Kościół Katolicki na Zachodzie. Otóż twierdzili oni, że jest to moda ludzi niedouczonych i naiwnych imitatorów, egzaltowanych francuskich madame i mademoiselle, które zawsze muszą się czymś podniecać.

Pamiętam jak kiedyś wzburzeni przyjechali z położonego kilka kilometrów od nas naszego domu nowicjatu: „Co ten Majkel tam nawyrabiał!” – mruczeli zdegustowani. A Majkel to dobrotliwy amerykański jezuita, jeden z tych nierozważnych czcicieli Wschodu, magister nowicjatu. Pojechałem więc i ja zobaczyć nową kaplicę, no i rzeczywiście miałem okazję do śmiechu. Ten dobry Amerykanin z Maryland zrobił „coś” w rodzaju ikonostasu, ale sam kwadratowy, wschodni ołtarz wysunął w amerykańskiej fantazji przed ikonostas, co z punktu widzenia prawosławia jest po prostu herezją i absurdem, ponieważ ikonostas służy właśnie do tego, żeby ołtarz schować. Co więcej w tymże amerykańskim stylu zmusił nowicjuszy do stania wokół ołtarza, co dla Kościoła Wschodniego jest niedopuszczalne, ponieważ prezbiterium jest wyłącznie dla kapłanów. I tak powstała kaplica w stylu ikona-Macdonalds. Sami nowicjusze, jak zresztą większość rosyjskich katolików, na te ikonostasy i wschodnie śpiewy nie mieli chęci, ponieważ do Kościoła Katolickiego przyszli właśnie dlatego, że przyciągnęła ich łacińska liturgia i duchowość Kościoła Zachodniego, ale tego amerykański człowiek wpatrzony w egzotyczne ikony zrozumieć nie mógł.

Wschód… przywieziony z Zachodu

Pierwszymi piewcami ikon były w Polsce różne wspólnoty z Francji, np. charyzmatyczna Emmanuel czy Taize. A dlaczego ikony nie przyszły do nas z sąsiedniej przecież Rosji? Ponieważ, gdzieś głęboko w genach mam nieufność wobec wszystkiego co z idzie ze wschodu, a co było dla nas często-gęsto niebezpieczne i wrogie. Po uzyskaniu niepodległości w Polsce zburzono kilkaset cerkwi, które stały na głównych placach naszych miast i były symbolem niewoli oraz rusyfikacji, a po uciecze carskich urzędników i kozaków nikomu nie były potrzebne. Prawosławie nie było dla nas żadną egzotyką, tylko czymś codziennym i bynajmniej nie fascynującym. Niskie wykształcenie prawosławnego kleru, jego służalczość wobec władzy, nie wzbudzało odruchów sympatii. Ale ikona podlana francuskim sosem była o wiele bardziej apetyczna.  

Zniekształcony obraz prawosławia

Fascynacja ikonami i duchowością Wschodu powoduje założenie różowych okularów i zniekształcenie obrazu prawosławia. Parę faktów z historii. Jak tylko Moskwa kupiła sobie u wschodnich patriarchów patriarchat, to w tym samym czasie zaczęło się, od momentu morderstwa metropolity Filipa przez Iwana Groźnego, zniewolenie Kościoła Prawosławnego w Rosji przez samodzierżawie. Przy okazji: patriarchowie Antiochii, Aleksandrii, Jerozolimy i Konstantynopola wozami wywozili z Moskwy skórki sobole i inne futra jako honorarium za podpisy, a było im to potrzebne, aby zwrócić długi za swoje nominacje uzyskane u sułtanów i paszy. Już na początku XVIII wieku patriarchat, o który tak zabiegali carowie (aby podporządkować sobie Cerkiew ukraińską i białoruską), został praktycznie zlikwidowany, a Cerkwią zarządzał carski urzędnik w randze ministra. Patriarcha zostanie po raz pierwszy ponownie wybrany dopiero w 1918 roku. W XVII wieku groziło, że patriarchat Konstantynopola praktycznie ulegnie kalwinizacji, a w XVIII wieku taki proces miał miejsce w samej Rosji, kiedy to carowie i niemieckie caryce sprowadzały na biskupie katedry i do seminariów podejrzane typki, co to trochę pouczyły się w Kijowie w Akademii Mohylańskiej, trochę w jakimś kolegium jezuickim, a potem u luteranów w Niemczech, po drodze po kilka razy zmieniając wyznanie.

Jak ktoś znajdzie po polsku lub zna rosyjski, to niech poczyta sobie niezwykłe, a oparte na faktach opowieści o prawosławiu znanego rosyjskiego pisarza XIX wieku Leskowa (którego zresztą carska cenzura prześladowała - tak, tak cenzura to nie wymysł PRL!). Jak to np. w XVIII wieku generałowie musieli wysyłać wojsko, aby rozgromić bandy mnichów wagabundów (wędrujących razem z mniszkami sic!), co to zamiast kontemplować ikony i w rytm oddechu zmawiać Modlitwę Jezusa woleli napadać na wsie i kupieckie wozy. Albo historia jak to pewne miasto było zdobyte przez carską armię z użyciem artylerii, ponieważ mieszkańcy zamknęli bramy przed nowo mianowanym przez oberprokuratora Świętego Synodu biskupem. Cerkiew w Imperium Rosyjskim to była państwowa instytucja nie mająca żadnej autonomii wobec urzędników i ideologicznych doktryn. Zrośnięcie organizmu państwowego i kościelnego było takie, że jeszcze w końcu XIX wieku carski urzędnik musiał przedstawić w pracy zaświadczenie, że był u spowiedzi wielkanocnej, ale Bogu dzięki popi dawali je bez spowiedzi, choć nie za darmo.

Historia ojca Andrieja: Kościół w służbie KGB

Mogę teraz opowiedzieć historię, którą znałem z autopsji, a jej wszyscy bohaterzy już nie żyją. Na początku lat 90tych do jezuitów w Moskwie zgłosił się prawosławny Ojciec Andriej – chciał zostać katolikiem i potem członkiem naszego Zakonu. Sprawa była niezwykle delikatna i nikt z naszych władz nie chciał, aby była nagłośniona, więc Ojca Andrieja wysłano na naukę do Niemiec, gdzie niestety szybko zmarł na raka.

W międzyczasie opowiedział mi np. jak to w latach 80tych, po zakończeniu seminarium, został posłany na małą podmoskiewską parafię. Po kilku dniach zjawił się z wizytą u niego smutny pan, który nie mniej, nie więcej tylko dał wizytówkę i zobowiązał do donoszenia na własnych parafian. Ojciec Andriej odmówił. Smutny pan bynajmniej nie nalegał. Po krótkim czasie Ojciec Andriej został wezwany na rozmowę do wikariusza biskupiego patriarchy dla Moskwy, który to bez ogródek oświadczył młodemu kapłanowi, że jego zachowanie jest … szkodliwe dla Kościoła.

Czemu się więc dziwić, że kiedy patriarcha Aleksiej (TW Drozdow) święcił około roku 2000 kaplicę w siedzibie głównej KGB na Łubiance, to nie wspomniał o setkach, tysiącach męczenników, którzy tam oddawali życie za wiarę, tylko powiedział: Kościół prawosławny współpracował, współpracuje i będzie współpracował … z siłami bezpieczeństwa.

Czy można się więc dziwić, że obecny patriarcha Cyryl, który według wielu był nie TW, ale oficerem KGB, błogosławi prawosławnych żołnierzy, aby zabijali prawosławnych (ukraińskich) żołnierzy, zabijali prawosławne dzieci, gwałcili prawosławne kobiety, niszczyli prawosławne kościoły, a tę wojnę nazywa krucjatą przeciwko zgniłemu Zachodowi. Nota bene 95% księży prawosławny w Rosji popiera wojnę i Putina.

Nawet patriarcha Konstantynopola Bartłomiej obecną linię ideową moskiewskiego prawosławia nazywa „nacjonalistyczną herezją”. Co nie przeszkadza, że w Rosji buduje się przepiękne, warte miliony dolarów ikonostasy, przed którymi miłośnicy ikony z Zachodu cmokają z zachwytu.  Nie piszę tego po to, aby dowalić naszym braciom odłączonym (oni nie lubią zresztą tego określenia, uważając, że to my się odłączyliśmy), tylko po to, abyśmy mieli świadomość, że za pięknymi ikonostasami, wspaniałymi akatystami i kodakami, kadzidłami i puszystymi brodami kryje się Kościół, który – zapewniam – nie jest świętszy od naszego, a raczej bardziej poraniony. A propos bród „popów” (to też inwektywa, której nie cierpią): jeśli by je zgolić, to byśmy się mogli zdziwić jakie te ich buzie są zwyczajne i niezbyt uduchowione. Broda to kwestia PR-u: dodaje mężczyźnie dostojeństwa, godności, autorytetu i świętości.

Potrzebujemy dwóch płuc

A dlaczego ja tak marudzę? Jan Paweł II miał zwyczaj mówić, że Europa powinna oddychać dwoma płucami tzn. wschodnim  – greckim i zachodnim – łacińskim. Chciał przez to wyrazić ideę, że nasz kontynent i chrześcijaństwo zostały zbudowane przez dwie wielkie tradycje: rzymsko-katolicką i grecko-prawosławną, pamiętając, że oba przymiotniki określają ten sam, prawdziwy, Chrystusowy Kościół.

Niestety ja mam wrażenie, że przynajmniej w sztuce sakralnej, a także po części w pobożności, zaczęliśmy oddychać coraz bardziej wyłącznie tym wschodnim płucem, a zachodnie jako nieużyteczny organ zaczęło zanikać. Czy organizm może długo pożyć z jednym płucem? Czy może prawidłowo funkcjonować? Każdy lekarz poprze mnie, że nie może.

A więc bardzo bym się cieszył, gdyby zachodni miłośnicy ikony mocno pomodlili się Modlitwą Jezusową i od Ducha Świętego natchnieni odrodzili u nas zachodnie malarstwo sakralne, którym może zainteresują się prawosławni. I wtedy mam nadzieję, że w jakimś warsztacie malarskim powstanie obraz św. Ignacego i Stanisława Kostki, a ich ikony z naszej kaplicy będzie można podarować jakiejś cerkwi w Rosji, których oni oczywiście nigdy u siebie nie powieszą.

 

1 / 1
oceń artykuł Pobieranie..

reklama