Papież Franciszek i limuzyny biskupów

Na adres redakcji Opoki przyszedł mail poruszający kwestię "limuzyn biskupów" w kontekście wezwania Papieża Franciszka do skromnego stylu życia Kościoła. Odpowiadamy, bo kwestia jest istotna, a "limuzyna" to słowo cokolwiek wieloznaczne

Parę dni temu na adres Redakcji Opoki nadszedł mail o takiej treści:

Próba relatywizacji słów Papieża.
Szanowny Panie Arcybiskupie.
Osobiście jako grzeszny katolik, zmagający się ze swoimi grzechami i dręczony przez sumienie, jestem zniesmaczony słowami Pana. Próbuje nam Pan wmówić, że pisząc "sprawny" samochód oznacza każdego merca klasy C z kierowcą.
Poczytałem kilka wersetów z Nowego Testamentu i prawie zapłakałem.
Panie Michalik, Pismo Święte nie akceptuje samochodów z górnej półki z kierowcami. Akceptuje natomiast Opla Corsę, sprawny, hamulce i układ kierowniczy bez zarzutów.
Boli mnie, grzesznika, Pańskie podejście do biskupich limuzyn.
Z uszanowaniem.
Tomasz

Szanowny Panie Tomaszu,

Ponieważ mail nie został wysłany na adres ks. Arcybiskupa, tylko mój, skorzystam z okazji, aby odpowiedzieć. Wielokrotnie mam sposobność obserwować pracę biskupów, mogę więc spokojnie powiedzieć, że przesadza Pan z tą krytyką. Luksus życia niektórych duchownych jest oczywiście rzeczą naganną, ale trzeba umieć dostrzec, co wynika z faktycznej potrzeby, a co jest nadużyciem.

Przede wszystkim, rozumiejąc "Mercedesa klasy C" i "Opla Corsę" jako skróty myślowe (symbole pewnej klasy samochodów), nie sądzę że dla Arcybiskupa Michalika wyznacznikiem normy kościelnej jest akurat Mercedes klasy C. Z tekstu, który został niedawno opublikowany w "Niedzieli" nic takiego nie wynika: http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WE/michalik/niedziela201320_ubostwo.html. Nawiasem mówiąc - według samego Mercedesa klasa C nie jest luksusowa, raczej klasa S czy E, chociaż w polskich warunkach praktycznie każdy Mercedes kojarzy się z luksusem.

Owszem, zdarzają się duchowni, także biskupi, mający zamiłowanie do luksusu, jednak dla większości porządny samochód to po prostu codzienne narzędzie pracy. Obowiązki biskupów wymagają częstych i długich podróży - często jest np. tak, że biskup rano ma bierzmowanie w jednym końcu diecezji, po południu musi być w kurii czy sądzie biskupim, a wieczorem - odprawia mszę w sanktuarium diecezjalnym, a nieraz musi jechać na drugi koniec Polski. To jest wyczerpujące i prowadzenie przez biskupa samochodu takiego jak Opel Corsa (czyli klasy B) albo skończyłoby się, prędzej czy później, wypadkiem, albo nie byłby w stanie wytrzymać takiego trybu życia. Proszę popatrzeć zresztą na samochody "flotowe", np. przedstawicieli handlowych, średniej klasy managerów - praktycznie żadna firma, która wymaga od swoich pracowników dłuższych podróży nie daje im samochodów tej klasy co Corsa.

Obiektywnie patrząc Corsa to auto do jazdy miejskiej - codzienna jazda takim samochodem na dłuższe dystanse pewnie jest możliwa, ale raczej jako "wyczyn" niż norma. A co do szofera: biorąc pod uwagę obowiązki biskupa i stan naszych dróg, zdecydowanie wolę, żeby biskup podczas drogi mógł spokojnie przemyśleć swoją homilię i w miarę wypoczęty wygłosić ją po przyjechaniu na miejsce niż żeby stresował się siedząc za kierownicą. Sam jestem kierowcą i wiem, że po kilkugodzinnej jeździe po naszych drogach raczej nie mam ochoty brać się do intensywnej pracy...

Jeszcze inna kwestia, to że często przedstawiany przez media "samochód biskupa" wcale nie jest samochodem biskupa, tylko samochodem kurii i nie służy wyłącznie biskupowi, ale jest swoistą kurialną taksówką, przewożąc różne osoby, pracując wiele godzin dziennie. Mały samochód miejski, taki jak Opel Corsa przy tak intensywnej eksploatacji nie przetrwałby pewnie nawet 2 lat.

Oczywiście, jest gdzieś złoty środek - czy ma być to najtańszy samochód, czy samochód za 60-70 tysięcy, tej klasy co Skoda Suberb czy Renault Megane (takimi samochodami również jeżdżą biskupi) czy limuzyna za 150 tysięcy, czy więcej? Faktycznie, jeśli biskup jeździ takim samochodem "z najwyższej półki", to powinien się mocno zastanowić, czy to jest autentyczna potrzeba, czy już luksus. Ale nie da się też stworzyć kościelnej normy wyznaczającej standard motoryzacyjny: wystarczy zerknąć na mapę i porównać sobie rozmiary i położenie różnych diecezji, np. gliwickiej, przemyskiej i koszalińsko-kołobrzeskiej: samochód, który sprawdzi się w Gliwicach, niekoniecznie musi wystarczyć w Przemyślu czy Koszalinie.

Tak czy inaczej, wydaje mi się, że Pański mail mniej zainspirowany jest samą lekturą Pisma Świętego, w którym wymienione środki lokomocji to osioł, koń lub statek (nic zaś nie ma o Mercedesach i Oplach), a bardziej - prasową nagonką, która ma na celu wirtualne skłócenie biskupów z Papieżem Franciszkiem, podkreślającym konieczność skromnego stylu życia wszystkich duchownych, także biskupów. Słowa Papieża są zobowiązujące, potwierdzają zresztą to, co jasno wynika z Ewangelii i Kodeksu Prawa Kanonicznego. Jednak w Kościele sumienie ważniejsze jest niż jakieś sztywno wyznaczane standardy, jakieś kościelne ISO i nie sądzę, żeby papież miał zamiar wyznaczać biskupom górne granice wartości posiadanych samochodów, a raczej apeluje i będzie apelował do ich sumień i roztropności.

Na koniec, dla poprawienia humoru, mała anegdota o jednym z polskich biskupów (nie zdradzę którym :). Kiedy rozpoczynał homilię, jego współpracownicy mówili "aha, kołysze się do przodu i do tyłu, znaczy się w dobrej formie - będzie mówił 40 minut" albo "oj, kołysze się na boki, znaczy się zmęczony, będzie mówił najwyżej 30 minut". Proszę pamiętać, że biskupi są także ludźmi...

Pozdrawiam serdecznie,

Maciej Górnicki

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama