Prawda i gruba kreska. Red. „Idziemy” o „obronie” Jana Pawła II w „Gazecie Wyborczej”

Gdy świeckie media piszą o papieżu – czy to Janie Pawle II, czy Franciszku, rzadko zdarza się, aby nie miały w tym skrytego interesu. Prawda z całą pewnością nie jest tu na pierwszym miejscu, a intelektualne pułapki zastawiane przez medialnych spin-doktorów są tak liczne, że trudno się w tym wszystkim nie zaplątać

Bądźmy ostrożni wobec Michnika i jego „Gazety”, nawet gdy nas w niej bronią i chwalą! Tę parafrazę przestrogi Laokoona z Wergiliuszowej „Eneidy”: „Boję się Greków, nawet kiedy niosą dary” dedykuję wszystkim, którzy entuzjastycznie przyjęli „obronę” św. Jana Pawła II w rozmowie Dominiki Wielowieyskiej z Adamem Michnikiem, opublikowanej pod koniec lutego w „Gazecie Wyborczej”.

Wspomniany wywiad: „Tak, bronię Jana Pawła II” jest głosem w sporze o postawę Jana Pawła II wobec pedofilii. Wielowieyska taktownie przyjmuje rolę nieustępliwej dziennikarki, przepytującej własnego redaktora naczelnego. Czasem filuternie go kontruje, dzięki czemu jego obiektywizm i sprawiedliwość ma jaśnieć większym blaskiem. Zarzuca mu np. nadmierną skłonność do obrony Kościoła: „Ty jak raz w miesiącu nie pobronisz Kościoła, to się źle czujesz” – przymawia Michnikowi słowami jego zastępcy, Jarosława Kurskiego. „Rozbrojony” tym Michnik wyznaje, że choć nieochrzczony, to rzeczywiście uważa się za przyjaciela Kościoła katolickiego – bez wzajemności. Trochę się z tej słabości tłumaczy. Niepotrzebnie! Bo pod tym, że jest on przyjacielem Kościoła większym niż Wielowieyska czy Kurski, osobiście mógłbym się podpisać.

Na tle swoich hunwejbinów Adam Michnik jawi się w tym wywiadzie jako człowiek rozsądku. Po wcześniejszych atakach w „Wyborczej” na św. Jana Pawła II, a przed tymi, które miały jeszcze nastąpić, jej naczelny apeluje o umiar. To sprytne zagranie. Przypomina jako żywo sytuację z PRL, kiedy władza ogłaszała podwyżkę ceny kiełbasy z 44 do 160 zł za kilogram. Wywoływało to falę buntu, po którym I sekretarz PZPR osobiście występował z orędziem do narodu, uwzględniał protesty i wielkodusznie zmniejszał skalę podwyżek o połowę. Sekretarz był dobrym panem, lud się cieszył, że będzie taniej, niż być miało, a podwyżki wchodziły w życie. Tak i teraz: cieszmy się, że to Adam Michnik stoi jeszcze na czele „Wyborczej”, bo strach pomyśleć, co będzie, jeśli go kiedyś zabraknie…

Czym w istocie jest to, co proponuje nam Michnik wobec Jana Pawła II? Kolejną „grubą kreską”. „Przygwożdżony” argumentami Wielowieyskiej (związanej z warszawskim KIK) o winie Jana Pawła II, kapituluje i orzeka ostatecznie: „Jego odpowiedzialność jako zwierzchnika Kościoła jest bezdyskusyjna”. Apeluje jednak: „Jego błędy, których ja nie neguję, nie mogą unieważniać wielkich zasług”. Zasłania nawet papieża własną piersią, wyznając, że i on sam – Michnik – przed trzydziestu laty nie walczył, jak należało, np. o prawa LGBT, bo nie był świadomy problemu. Nawet niektórzy biskupi i katoliccy publicyści ucieszyli się z tej „obrony”. Podobnie niektórzy się ucieszyli, gdy Adam Michnik przed paru laty w swojej „Gazecie” komplementował chrześcijaństwo jako najlepszą z religii, ponieważ „wszystkie prawdy wiary zostały w niej przedyskutowane i demokratycznie przegłosowane”. Nie wszyscy się połapali, gdzie w tym jest „koń trojański”? A jest.

Z ostrożnością radzę podchodzić także do tego, co o papieżu Franciszku rozgłaszają jego „obrońcy” i „przyjaciele”. Brakuje przy nim bowiem takich wypróbowanych i kompetentnych przyjaciół, jak choćby kard. Joseph Ratzinger i Joaquín Navarro-Valls przy Janie Pawle II, którzy dbali o teologiczną i medialną interpretację nauczania papieża. Stąd w podejściu do Franciszka za dużo jest instrumentalizowania go i manipulacji. Dla przykładu, z niedawnej wypowiedzi Franciszka: „Homoseksualizm to nie przestępstwo, ale grzech” do opinii publicznej trafiła tylko pierwsza część zdania. O stwierdzeniu, że aborcja jest jak wynajęcie płatnego zabójcy, nikt już nie chce pamiętać, bo to nie pasuje do obowiązującej narracji. Nawet wiele źródeł katolickich podaje zmanipulowane zdanie z Dokumentu o ludzkim braterstwie podpisanego w 2019 r. w Abu Zabi przez papieża Franciszka i wielkiego imama Ahmada Ai-Tayyeba, sugerując, jakoby papież zakwestionował w nim jedyność prawdy objawionej. Na tę manipulację zwrócił ostatnio uwagę ks. prof. Waldemar Chrostowski. Ale takich przykładów jest więcej.

Podejmując refleksję nad dekadą papieża Franciszka, za mało zwraca się uwagę na jego epokową decyzję o powołaniu i posłaniu do świata misjonarzy miłosierdzia. Dzięki ich posłudze każdy ma w swoim zasięgu możliwość uzyskania rozgrzeszenia i zwolnienia z kar, od których dotąd uwalniać mogła tylko Stolica Apostolska. To decyzja na miarę tysiąclecia, praktyczna realizacja Franciszkowej wizji Kościoła jako „szpitala polowego”, która przybliża ludziom zbawienie. I z tym papieża Franciszka powinniśmy kojarzyć.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama