Ach, ta dzisiejsza młodzież

Stereotypy związane z młodzieżą czy incydenty z jej udziałem jednych coraz bardziej niepokoją, a u drugich utrwalają negatywny obraz młodego pokolenia. Jak to jest z tą dzisiejszą młodzieżą?

Stereotypy związane z młodzieżą czy incydenty z jej udziałem jednych coraz bardziej niepokoją, a u drugich utrwalają negatywny obraz młodego pokolenia. Jak to jest z tą dzisiejszą młodzieżą?

Ach, ta dzisiejsza młodzież
Dzień Wspólnoty na oazie

Bardzo lubię patrzeć w oczy ludziom, u których widać to coś, błysk spowodowany entuzjazmem wiary. Cieszę się, gdy słucham wypowiedzi młodych o tym, jak rozwija się ich wiara, jak zmienia się ich podejście do Kościoła, jak zaczynają się modlić i dostrzegać sens formacji w duszpasterstwie. To są małe odpowiedzi na wielkie pytanie Jezusa: Czy ty mnie kochasz?

Mówię o Bogu nieszablonowym, hipsterskim – jak by powiedziała młodzież. Takim, który za wszelką cenę chce się z człowiekiem zaprzyjaźnić. Dla jednych ta narracja jest zbyt ekstrawagancka, dla innych staje się inspiracją do wiary. W dobie mediów społecznościowych i pokolenia pisma obrazkowego warto ukazywać wiarę jako coś życiowego, a Boga jako Przyjaciela, a nie ideę moralną.

Dogmaty wiary i zasady moralne nie uległy zmianie. Kluczem jest mówienie o Bogu nie w taki sposób, jakby był oderwany od rzeczywistości. Sukcesem jest sprawić, żeby człowiek zapalił się do stylu życia człowieka wiary.

Największym odkryciem, jakiego może dokonać katolik, jest zobaczenie, że wiara i życie to nie ekstrema, które się wykluczają, ale rzeczywistości, które się uzupełniają. Jak się bawić, to na sto procent, jak się modlić – to też na sto procent. Wszystko w życiu jest ważne.

Dla Justyny było niesamowitym odkryciem, że Bóg ceni jej styl i nie każe jej rezygnować ze swojego charakteru i zainteresowań. Nie chodzi przecież o pozwolenie na grzeszne życie, ale o odkrycie (różnymi metodami), że Bóg jest dobry. Poprzez wolontariat, kulturę, relacje międzyludzkie, rozmowy, spowiedzi, katechezy, adorację Najświętszego Sakramentu można prowadzić do Mistrza.

Kościół przez wielkie K

Julia przyznaje, że od pewnego czasu widzi w Kościele miejsce dla siebie. W grupie czuje się bezpiecznie, tutaj może być naprawdę sobą. Nie uważa, że Kościół jest dla ludzi po sześćdziesiątce.

Niedobrze, jeśli duszpasterstwo kojarzy się z integracją i relacjami między młodymi, a nie koncentruje się na formacji i modlitwie. To równia pochyła, która prowadzi do ukształtowania grupki wzajemnej adoracji, gdzie łatwo zgubić Jezusa. Niemniej wspólne gofry własnej roboty, wspólne wyjście do kawiarni albo koszenie łąki przy kościele pomagają rozwijać zaufanie i współodpowiedzialność.

Marysia często wspomina czasy swojej oazy, w której zaczęła uczestniczyć ze względu na przystojnego chłopaka, który już tam chodził. Głębia przyszła później. Dziś jest szczęśliwą zakonnicą, która wiele osób przybliża do Boga.

Pamiętam grupę chłopaków, których kontakt z duszpasterstwem zaczął się od przychodzenia na filmy (raczej niezwiązane z Bogiem). Potrzebne jest oswojenie z grupą i księdzem. Dopiero później można usiąść przy herbacie czy coca-coli i porozmawiać o życiu.

Wracam wieczorem z kościoła, po jakiejś uroczystości z biskupem. Na schodach siedzi Stach: „Ksiądz powiedział, że jak będę mieć problem, to zawsze mogę przyjść…”. Uciekł z domu. Kazałem mu poczekać, bo na plebanii była przewidziana wspólna kolacja. Chłopak czekał z godzinę.

Dobrze jest zobaczyć w Kościele coś więcej niż instytucję wydającą zaświadczenia i pokwitowania wpłaty. „Duszpasterstwo to rodzenie ludzi do wiary”, napisał kiedyś Jan Grzegorczyk. Dopiero wtedy widzi się we wspólnocie pomysł Chrystusa na zbawienie człowieka.

Praktykujący = wierzący?

Adam opowiada, że zaczął się modlić – ale tak naprawdę. Podjął eksperyment: codziennie, po wyłączeniu Facebooka, siada i przez 60 sekund opowiada Bogu, jak minął dzień. „To już nie jest klepanie formułek, ale zwyczajna rozmowa” – mówi.

Sekret ewangelizacji jest chyba w tym, by opowiedzieć o Jezusie i Dobrej Nowinie – tak po prostu. Podzielić się swoim doświadczeniem wiary, a nie tylko religijnością. Trzeba nam dziś mówić o Bogu i wierze z entuzjazmem i świeżością doświadczenia. Tym bardziej że – odnoszę takie wrażenie – w czasach „pełnych kościołów” wielu ludzi jest praktykujących, ale nie do końca wierzących.

Plagą naszych czasów jest upadek autorytetów. Wielu schowało głowę w piasek i zakłada, że lepiej obniżyć poprzeczkę i niczego nie wymagać. Bo jeszcze ktoś odejdzie, bo się obrazi… Relatywizm moralny lansuje przekonanie, że każdy ma „swoją prawdę”, a system wartości powinien być jak najbardziej subiektywny. Tymczasem młode pokolenie szuka mistrzów, ludzi wiarygodnych i z pasją. Wymagania stawiane z miłością przekonują do dobra.

Imiona bohaterów zostały zmienione.

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama