Szaron, czyli wojna?

Cotygodniowy komentarz z Gościa Niedzielnego (7/2001)

Druzgocące zwycięstwo generała Ariela Szarona z prawicowego Likudu nad generałem Ehudem Barakiem z Partii Pracy odebrano — nie tylko w świecie arabskim — jako nieuchronną zapowiedź eskalacji konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Szaron, którego wizyta na Wzgórzu Świątynnym w Jerozolimie stała się początkiem obecnej intifady, znany jest przede wszystkim jako zwolennik „Wielkiego Izraela”, budowniczy izraelskich osiedli na Zachodnim Brzegu i człowiek odpowiedzialny za izraelską agresję na Liban w 1982 r. (pierwszą i jedyną wojnę wywołaną przez to państwo) — a pośrednio także za masakrę palestyńskich uchodźców w obozach Sabra i Szatila. Dlatego właśnie świat z tak ogromną nieufnością przyjmował wyborczy slogan generała „Szaron — znaczy pokój”.

Jak to się stało, że społeczeństwo izraelskie, jeszcze rok temu obdarzające Baraka zaufaniem, gremialnie poparło teraz wojowniczego generała? Odpowiedź wydaje się oczywista — w tej chwili dla milionów obywateli Izraela liczy się przede wszystkim bezpieczeństwo. Ci Izraelczycy, którzy jeszcze niedawno gotowi byli zaakceptować powstanie palestyńskiego państwa, zwrot Zachodniego Brzegu i podział Jerozolimy czują się rozczarowani i oszukani.

Czy jednak zwycięstwo Szarona rzeczywiście musi oznaczać nieuchronną eskalację konfliktu, prowadząc w efekcie do wojny Izraela ze światem arabskim? Wydaje się, że generał Szaron doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że taka wojna — pomimo ogromnej militarnej i technologicznej przewagi Izraela — byłaby nie do wygrania bez zaangażowania się w nią Stanów Zjednoczonych. Równie dobrze rozumie, że taki scenariusz jest niemożliwy. Także większość państw arabskich, mimo deklarowanego poparcia dla sprawy palestyńskiej, nie zamierza angażować się w konfrontację, która nieuchronnie zagroziłaby ich własnym, gospodarczym interesom. Zwłaszcza że nie mogą już liczyć na poparcie Związku Sowieckiego, a Rosja ma zupełnie inne problemy i ambicje — na pewno nie należy do nich wzmacnianie islamskiego fundamentalizmu.

Generał Szaron zabiega o utworzenie rządu jedności narodowej, jeśli mu się to uda, być może zdoła osiągnąć więcej niż Barak. Jeśli nie, stanie się kolejnym jednorocznym prezydentem. W ciągu tego roku może co prawda jeszcze zaognić sytuację, ale i tak — o czym wiedzą wszyscy — powrót do negocjacji jest nieunikniony.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama