Cotygodniowy felieton z "Gościa Niedzielnego" (13/2001)
Już drugi raz muszę i chcę zabrać głos w odpowiedzi na felieton Tomasza Nałęcza zatytułowany „Nasi talibowie”, zamieszczony we „Wprost”. Trochę zirytowałem się dosyć tanim przejawem antyklerykalizmu, ale trudno się dziwić naszym lewicowym przyjaciołom, czy też reprezentantom nadwiślańskiej socjaldemokracji, że ciągle jeszcze uprawiają coś, co we współczesnym świecie Zachodu Europy przypomina tylko myślenie rodem z XIX wieku.
Ale do rzeczy. Tomasz Nałęcz przyrównał działanie mazowieckiej kurator oświaty do talibów niszczących zabytki kultury innej religii, buddyjskiej. „W gruncie rzeczy pani Szczekowska (kurator oświaty) niewiele różni się od afgańskich talibów. Ona wprawdzie nie niszczy żadnych zabytków, ale — podobnie jak fundamentaliści z Kabulu — za nic ma przekonania innych” — napisał Nałęcz.
Co ohydnego pani kurator zrobiła? Otóż wystosowała list z prośbą do nauczycieli, aby oni również byli obecni na rekolekcjach głoszonych dla młodzieży w czasie Wielkiego Postu. Myślę, że po to, aby młodzież i dzieci niekoniecznie same przebywały poza szkołą. A Tomasz Nałęcz tę prośbę odbiera jako naruszenie konstytucyjnej zasady wolności wyznania i praktyk religijnych, a na dodatek twierdzi, że ta prośba prawie niczym się nie różni od barbarzyńskiego fundamentalizmu talibów.
Potrzeba naprawdę bardzo złej woli albo — co nie daj Boże — amnezji umysłowej, aby kształcenie na rekolekcjach postaw młodzieży, również w dziedzinie tolerancji i uczenia się życia w różnorodności, przyrównać do barbarzyńskiego fundamentalizmu. No ale Tomasz Nałęcz, jako reprezentant oświeconej lewicy, nie może uznać, że również „ciemny kler” może czegoś sensownego w sprawach postaw duchowych i pluralistycznych młodzież i dzieci nauczyć. Mam nadzieję, że Pan Nałęcz, wojujący ostrzem dawno zapomnianej frazeologii antyklerykalnej, nie zginie od broni, którą sam walczy.
opr. mg/mg