Cotygodniowy felieton z "Gościa Niedzielnego" (35/2001)
Dużo mówi i pisze się o przyczynach wzrostu przestępczości i zachowań
kryminalnych wśród młodzieży. We wszystkich tych diagnozach jest
przeważnie sporo racji, zwłaszcza w tych, które zwracają uwagę na
szereg nakładających się przyczyn i powstrzymują się od prostych
recept w postaci zaostrzenia kar, aż do żądania "życie za życie".
Wydaje się jednak, że nie sięga się do szerokiego tła brutalizacji
życia. I tak zwraca się uwagę na wpływ telewizji z jej programami
naszpikowanymi okrucieństwami, potwornościami i gwałtem. Wszystko
to prawda. Ale istota problemu tkwi w plastycznej, obrazowej, żywej
formie przekazu oraz w jawności życia, w tym także politycznego.
Dzięki telewizji życie "publiczne" (tzn. dotyczące spraw
publicznych) wyszło z gabinetów i stało się rzeczywiście "publiczne",
tzn. toczy się wobec publiki. Insynuacje, wyzwiska, zwalczanie się
dokonuje się na "oczach wszystkich", dzięki telewizji
wszyscy śledzą to, co dzieje się "na szczytach władzy"
oraz co wyprawiają "przedstawiciele narodu". Co gorsza,
wiedza o tym, że "wszyscy widzą", pobudza do "demonstracji
siły", "zniszczenia przeciwnika", popisywania się
brutalnością. Wiadomo, że tzw. scena polityczna prezentuje się w
środkach przekazu znacznie gorzej niż ona jest w rzeczywistości.
Po niektórych "wymianach słów" przed kamerami wydawać
by się mogło, że ci panowie już nigdy nie podadzą sobie ręki, a
tymczasem oni, zniknąwszy z zasięgu kamery, idą pod rękę! Nie chcę
powiedzieć, że jawność - brutalnego - życia politycznego to wprost
czy zgoła jedyna przyczyna brutalizacji młodzieży. Zjawiska społeczne
są zawsze wynikiem splotu przyczyn i zazębiają się ze sobą: brak
wstydu jest brakiem wstydu niezależnie od tego, czego ktoś się nie
wstydzi: słów, zachowań, intymności, głupoty, pychy. Bezwstyd jest
zaraźliwy, inni też pragną się pokazać. Środki przekazu są dostępne
dla wszystkich, a im ktoś dosadniejszy w dokładaniu innym czy skuteczniejszy
w rozpychaniu się łokciami, tym szybciej skieruje się nań obiektyw.
Można wprawdzie powiedzieć, że - na przykład - radio stwarzające
możliwość dania upustu urazom, fobii i nienawiści odgrywa pozytywną
rolę, gdyż w ten sposób wyładowuje się agresja, ale przecież w ten
sposób tworzy się klimat agresji, która rozprzestrzeni się nie tylko
na falach radia. Jawność życia publicznego i powszechna dostępność
środków przekazu to fakty, których nie da się cofnąć, a wobec tego
trzeba umieć się zachować odpowiedzialnie; zamiast narzekania i
odwoływania się do prawa karnego warto by może zacząć uczyć się
kultury sporu. Kultury, nie tylko techniki. Czyli rozmowy z respektem
wobec rozmówcy, a także z respektem dla tych, o których rozmawiamy.
I z zachowaniem reguł dyskusji. To byłby oczywiście tylko pierwszy
krok, ale od czegoś trzeba zacząć. Jeśli ktoś miał jeszcze złudzenia,
pozbył ich się wraz z nastaniem różnych reality show. Za mojej młodości
mówiło się z obruszeniem "czy ja jestem okaz na pokaz?".
Teraz "być na pokaz" staje się marzeniem, wszystko jedno,
czym. A słowo "gapie" wychodzi z użycia. bliźnich, używają
słowa "wróg", depczą innych, windując siebie. Rębajły
nadają się na front, nie do parlamentu.
opr. mg/mg
Copyright © by Gość Niedzielny (35/2001)