Cotygodniowy komentarz z "Przewodnika Katolickiego" (7/2006)
Taki napis, umieszczony nad jednym ze stoisk, ocalał po katastrofie w ruinach katowickiej hali targowej. Chyba jednak nie wszystko, na pewno nie życie tylu istot ludzkich...
To jednak nie gołębie odebrały ludziom życie, lecz czyjeś zaniedbanie, źle wykonana praca, brak wyobraźni albo zdrowego rozsądku. A dowodem jest nie tylko śnieg zalegający na dachu, ale i zamknięte wyjścia ewakuacyjne. Dramat trwa nadal: odnaleziono kolejne ciała, jeden z projektantów targnął się na swe życie, a przed bramą katowickiej hali stoi zrozpaczony ojciec, bo tam, pod gruzami, pozostało dwóch jego synów...
Błędy robimy wszyscy - znane porzekadło głosi, że nie popełnia ich tylko ten, kto nic nie robi - ale czasem zdarza się, że konsekwencje bywają straszne. Miłośnicy gołębi zapłacili wysoką cenę: dusze wielu z nich uleciały do nieba, jak te skrzydlate stworzenia, które dla uczczenia pamięci ofiar wypuszczono obok zawalonej hali. Gołębie gromadzące się na reszcie konstrukcji dachu na długo pozostaną nam w pamięci, bo ci pocztowi posłańcy powrócili do swych hodowców, nieświadomi, że tylu z nich już nie ma pośród żywych.
Nam pozostaje jedynie zapalić symboliczny znicz albo pomodlić się za tych, których pokonała „uzbrojona lawina" - zwałowisko betonu, stali i śniegu. Ekipy dochodzeniowo-śledcze rozpoczęły od razu poszukiwanie winnych katastrofy. Pewnie tak musi być, choć nam może się wydawać, że teraz już nie trzeba się spieszyć, że umarłym to nic nie pomoże, że to zakłóca powagę żałoby...
Dobrze, że publicznie oddano hołd wszystkim ludziom, którzy z takim poświęceniem pospieszyli na ratunek: służbom medycznym, strażakom, ratownikom, wolontariuszom i krwiodawcom. Podziw budzi nie tylko ich ofiarność, ale i profesjonalizm działania, znakomita organizacja oraz fakt, że tak błyskawicznie pojawili się na miejscu tragedii. Dostrzegli to również komentatorzy zagranicznych stacji telewizyjnych z całego świata.
Z tym większym zażenowaniem wysłuchałem więc dyskusji dziennikarzy, znanych od lat z lewicowych sympatii, na temat obecności przedstawicieli władzy na miejscu katastrofy. Spekulowali oni, czy nie wykorzystano okazji do manifestacji politycznej. Cóż, wyobrażam sobie ton komentarzy, gdyby się tam nie pojawili. Albo gdyby ktoś z nich powiedział - jak podczas pamiętnej powodzi uczynił to Cimoszewicz - że ludzie sami są sobie winni. Na szczęście pojawiły się jednak i inne opinie: katastrofa udowodniła, iż nasze państwo nie jest takie słabe, jak się nam wydaje. To ważne doświadczenie, podnoszące poczucie bezpieczeństwa, bo jeśli - co nie daj Boże! - przyszłoby nam przeżyć podobny koszmar, możemy mieć nadzieję, że nie zostaniemy bez pomocy.
opr. mg/mg