Ideę transplantologii można promować na wiele sposobów, jednak najbardziej przekonywujące są głosy osób, które dzięki przeszczepowi nadal mogą cieszyć się życiem
Ideę transplantologii można promować na wiele sposobów. O jej głębokim sensie mówią dziś lekarze, duchowni, naukowcy i koordynatorzy. W tej dyskusji najbardziej przekonywujące są jednak głosy osób, które dzięki przeszczepowi nadal mogą cieszyć się życiem.
Jeśli ktoś waha się, czy transplantacja jest potrzebna, czy warto wypełnić tzw. oświadczenie woli i czy przeszczepy faktycznie ratują czyjeś życie, powinien stanąć twarzą w twarz z człowiekiem, który taki zabieg przeszedł. Dla wielu przeszczep to jedyny ratunek.
W ogromnej grupie ludzi, którzy żyją dzięki transplantacji, jest 21-letni Jan Mazurek z okolic Białej Podlaskiej. Chłopak urodził się z mukowiscydozą, nieuleczalną i ciągle postępującą chorobą genetyczną. Kiedy miał 14 lat, jego stan gwałtownie się pogorszył. - Usunięto mi płuco. Rok później, po tym jak dowiedziałem się o pierwszej udanej transplantacji płuca u osoby z mukowiscydozą, zaczęliśmy zastanawiać się nad przeszczepem. Zabieg wykonano w klinice w Wiedniu. Spytałem swojego lekarza o taką możliwość. On popatrzył na wyniki i spytał, czy na pewno tego chcę. Potem rozpoczęły się badania i po trzech miesiącach zostałem zakwalifikowany do transplantacji - opowiada.
Operacja w wiedeńskiej klinice kosztowała ok. 400 tys. zł. Dla zwykłego człowieka była to suma nieosiągalna. Na szczęście znalazła się fundacja, która opłaciła taki zabieg dla dziesięciu osób. Mój rozmówca na liście szczęśliwców był siódmy. Jasiek, bo tak mówią na niego rodzice i znajomi, miał przeszczep w wieku 16 lat.
- Wiedziałem, że to poważna operacja. Liczyłem się z ryzykiem. Gdyby nie transplantacja, miałbym przed sobą maksymalnie rok życia. Tyle dawali mi lekarze. Przed zabiegiem byłem przykuty do koncentratora tlenowego. Nie miałem sił i cierpiałem z powodu duszności. Nie mogłem wykonywać najprostszych czynności. Teraz żyję, jak każdy zdrowy człowiek. Oczywiście, muszę na siebie uważać, do końca życia będę brał leki i jeździł na kontrole - mówi J. Mazurek. Po przeszczepie Jasiek zrobił prawo jazdy, studiuje i cieszy się życiem. Opowiadając o chorobie podkreśla, że zawsze mógł liczyć na pomoc wielu osób. W najtrudniejszych chwilach byli przy nim rodzice, rodzeństwo i zaprzyjaźniony ksiądz. Kiedy rozmawiamy, zaznacza, że każdy z nas powinien wspierać rodziny dawców i biorców organów, że trzeba rozmawiać o przeszczepach i przekonywać, że są one wielkim darem.
W ubiegłym roku w Polsce wykonano prawie 1,5 tys. przeszczepów. Tylko w ok. 50 przypadkach narządy pochodziły od żywych dawców, resztę pozyskano od osób zmarłych. W naszym kraju do najczęściej przeszczepianych organów należą nerki, wątroba i serce. W 2011 r. tych pierwszych przeszczepiono prawie tysiąc, a drugich ok. 250. Nowe serce w ubiegłym roku otrzymało 80 osób. Niestety, lista potrzebujących ciągle rośnie. Nie każdemu udaje się także dotrwać do zabiegu. Byłoby lepiej, gdyby zaczęto dokonywać większej ilości pobrań od osób zmarłych. Lekarze ciągle zgłaszają zbyt mało potencjalnych dawców i obawiają się rozmów z rodzinami osób, od których można byłoby pobierać organy. Wzrasta za to świadomość naszego społeczeństwa.
- Tylko 20% rozmów z rodzinami kończy się fiaskiem. Jesteśmy coraz bardziej świadomi, że transplantacje są bardzo potrzebne. W schyłkowej niewydolności narządów przeszczepienie zdrowego narządu stanowi jedyny sposób leczenia. Pamiętajmy jednak, że nie ma przeszczepu bez pobrania - zaznacza dr Jacek Bicki z I Kliniki Chirurgii Ogólnej, Transplantacyjnej i Leczenia Żywieniowego SPSK 4 w Lublinie.
Pobrania można dokonać od osoby, u której komisyjnie rozpoznano śmierć mózgu.
- W Polsce obowiązuje system zgody domniemanej. Formalnie możemy dokonać pobrania od osoby, która za życia nie zgłosiła sprzeciwu, ale oprócz tego rozmawiamy też z jej rodziną. Pytamy, czy zmarły za życia nie wyraził swojej opinii ustnie. Najbliżsi mogą oczywiście odmówić i my szanujemy również takie stanowisko. Nie postępujemy wbrew ich woli i nie chcemy konfliktu lekarz-rodzina. Osobiście jestem zbudowany postawą ludzi, którzy wyrazili zgodę. Przeprowadziłem takich rozmów bardzo wiele. Rodziny są w szoku z powodu wydarzeń, które doprowadziły do zgonu, ale w większości przypadków zgadzają się na pobranie - zaznacza J. Bicki.
Lekarze zachęcają do tego, by każdy, kto zgadza się na oddanie swoich narządów po śmierci, wypełnił tzw. oświadczenie woli. Na małym kartoniku wpisuje się swoje dane osobowe i składa podpis. Oświadczenie należy nosić przy sobie. Trzeba też powiadomić o decyzji najbliższych, ponieważ nie ma ono charakteru prawnego, tylko informacyjny. W razie ewentualnej śmierci jest jednak atutem w rozmowie lekarza z bliskimi.
Jak mówi Jerzy Paluszkiewicz, ordynator Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Białej Podlaskiej oraz koordynator szpitalny w procesie transplantacji, w przypadku przeszczepu dramat śmierci dawcy łączy się z dramatem cierpienia osoby czekającej na narząd. W takich sytuacjach tragedia utraty życia jednej osoby scala się także z radością drugiego człowieka, który przeszczep otrzymuje. W bialskim szpitalu w 2011 r. dokonano pobrań od trzech osób. Pobrano 21 różnych narządów. Wiemy też, że wszystkie przeszczepy przyjęły się.
Wielu ludzi nie chce zdecydować się na oddanie organów ze względów religijnych. Nie znają nauczania Kościoła, który popiera i zachęca do wypełniania oświadczeń. Zwolennikiem transplantacji był bł. Jan Paweł II, który o wartości przeszczepów pisał nawet w jednej ze swoich encyklik. Wszystkich wahających się warto odesłać też do Katechizmu Kościoła Katolickiego. W punkcie 2296 czytamy: „Przeszczep narządów zgodny jest z prawem moralnym, jeśli fizyczne i psychiczne niebezpieczeństwa, jakie ponosi dawca, są proporcjonalne do pożądanego dobra biorcy. Oddawanie narządów po śmierci jest czynem szlachetnym i godnym pochwały; należy do niego zachęcać, ponieważ jest przejawem wielkodusznej solidarności. Moralnie nie do przyjęcia jest pobranie narządów, jeśli dawca lub jego bliscy, mający do tego prawo, nie udzielają na to wyraźnej zgody”.
O transplantacji trzeba mówić ciągle i wszędzie. Bez dawców nie ma przeszczepów. To jedyna szansa, by śmierć przemieniła się w życie. W Białej Podlaskiej dyskusja o sensie transplantologii trwa już od jakiegoś czasu. Rok temu bialski szpital odwiedził prof. Wojciech Rowiński, krajowy konsultant ds. transplantologii. Podczas wizyty przekonywał lekarzy, by zgłaszali potencjalnych dawców i aby nie bali się rozmawiać z ich rodzinami. 12 czerwca br. w magistracie odbyła się konferencja „Transplantacja - szansa na drugie życie”. Podczas spotkania głos zabrali lekarze, kapelan szpitalny i osoba po przeszczepie. Wystąpieniom przysłuchiwali się szefowie instytucji, nauczyciele i przedstawiciele młodzieży. W bialskich szkołach organizowane są również spotkania z koordynatorem szpitalnym procesu transplantologicznego. Wielu specjalistów w tym temacie podkreśla, że z ideą przeszczepów trzeba docierać przede wszystkim do młodych. Od nich wiele zależy... AGNIESZKA WAWRYNIUK
Moim zdaniem
Kościół jest za tym, by zgoda nie była domniemana, ale wyrażona wprost, co wiąże się z kwestią wolności człowieka i z jego prawem. Bł. Jan Paweł II mówił, że taka postawa wpisuje się w ideę miłości i solidarności w stosunku do drugiego człowieka. Zgoda na pobranie narządów to ratowanie życia i wyraz miłości ewangelicznej. Nie można powtarzać, że brak jakiegoś narządu uniemożliwi nam kiedyś powstanie z martwych. Prawda o zmartwychwstaniu mówi, że nasze ciała będą uwielbione, to znaczy pełne i wzorcowe. Jeśli ktoś stracił np. rękę czy nogę, to jego nowe ciało nie będzie ich pozbawione. Tak samo stanie się w przypadku płuca czy serca. Nieprawdą jest, że jeśli oddamy jakiś narząd, to po zmartwychwstaniu nasze ciało będzie gorsze. NOT. AWAW
opr. ab/ab