Artykuł z tygodnika Echo katolickie 22 (726)
Ulotki o półdarmowych kursach z wszystkiego i maturze, którą można „zrobić” w ciągu jednego roku, rozdawane są na każdym rogu. Być może już wkrótce dla prywatnych szkół policealnych skończą się złote czasy.
Jeszcze niedawno wyrastały w każdym mieście i miasteczku jak grzyby po deszczu. Kusiły niskimi cenami i atrakcyjną ofertą. No bo kto nie chciałby zdać matury po rocznym kursie i to takim, na który wcale nie trzeba chodzić?
- Nasza nauczycielka od angielskiego sama powiedziała, że możemy nie przychodzić na zajęcia - swoje doświadczenia z jednej z siedleckich szkół policealnych opowiada Andrzej. - Przynosiliśmy tylko prace zaliczeniowe, które i tak pisał mi znajomy - dodaje. Na pytanie, jak zamierza zdać maturę, beztrosko odpowiada: - Jakoś to będzie. Nie wierzę, że nam nie pomogą, przecież im też zależy, żebyśmy zdali.
Niektóre kursy w takich placówkach zamykane są po kilku miesiącach, bo z zapisanych 50 osób na zajęcia chodzi tylko 6. - Zazwyczaj klasy wykruszają się i są szybko zamykane - zdradza Andrzej, który robi już trzecie podejście do matury w prywatnej szkole. - Czasem nawet już po pierwszym semestrze zostaje tylko pięć osób. Widać, że niektórzy traktują szkołę jedynie jako przechowalnię.
Klientami płatnych szkół policealnych najczęściej byli panowie, którzy szukali ratunku przed pójściem do wojska. Większości z nich chodziło o to, by zapłacić i otrzymać papierek dający odroczenie od „wyroku”. W tym roku po raz pierwszy nie ma obowiązku służby wojskowej. Dla wielu młodych mężczyzn to koniec strachu i szukania jakiejkolwiek szkoły. Dla prywatnych placówek - prawdziwy test ich skuteczności i przydatności. Dyrektorzy szkół o dobrej renomie końca obowiązkowej służby wojskowej nie uznają za powód do zmartwień. - Owszem, młodzież uciekała przed wojskiem i szukała różnych możliwości, także tutaj, choć jesteśmy placówką publiczną - mówi Zofia Ciołczyk, dyrektor Zespołu Medycznych Szkół policealnych w Siedlcach. - Do nas też trafiały takie osoby, ale bardzo często zostawały, dostawały dyplom i do dziś pracują w zawodzie. Niektórzy nawet po odbyciu służby wojskowej wracali do nas i kończyli szkołę - dodaje. - Nie boję się tego, że nagle przestaniemy mieć chętnych do kształcenia się u nas. Ja wierzę w młodzież i wiem, że przyjdą się uczyć, bo coraz częściej zależy im na własnej przyszłości - podkreśla. A to, czy prywatne szkoły policealne przetrwają, pokażą najbliższe miesiące.
Czy uczelnia zauważa zmniejszenie się liczby studentów?
Na bieżąco śledzimy statystyki, bo liczba maturzystów od jakiegoś czasu systematycznie maleje i jest średnio o 5% rocznie mniejsza. Jednak przygotowujemy się do takiej sytuacji od dłuższego czasu, modyfikując naszą ofertę kształcenia.
Brak studentów z przymusu, jakimi często byli poborowi, wpłynie na jakość przyszłych magistrów?
Nie sądzę, ponieważ większość studentów przychodzi do nas po wykształcenie. Świadczą o tym ich postępy w nauce, świadectwa, zagraniczne staże. Ci, którzy nie chcą się kształcić, odpadają po pierwszym roku i jest to zaledwie kilka procent wszystkich studentów. Ucieczek przed wojskiem ostatnio też było coraz mniej, bo dziś praca w wojsku to atrakcyjna posada. Dlatego wielu z naszych studentów decyduje się na zdobywanie wiedzy na kierunku przysposobienie obronne, by mieć większe szanse.
Jak zachęcać młodych ludzi do kształcenia, a nie zdobywania papierka?
Trzeba stale promować uczelnie i otwierać nowe kierunki, które spełnią oczekiwania młodych ludzi. Wciąż poszerzamy naszą ofertę, proponujemy kolejne rozwiązania. W ostatnich latach nasi studenci mogą wybierać z wielu nowych i ciekawych propozycji, co sprawia, że utrzymujemy stałą liczbę uczniów.
opr. aw/aw