Przegrane życie

W 2012 r. odnotowano 12 prób samobójczych z powodu uzależnienia od hazardu, uzależnionych wciąż przybywa

Z graniem jest jak... - Tomasz zawiesza głos, szukając najtrafniej oddającego istotę rzeczy porównania. - Zna pani ten kawał? Żona mówi do męża: „W życiu nie zdołasz zerwać z hazardem”. A on na to: - „A założysz się?!”. Tak, właśnie tak zmienia człowieka ten przeklęty nałóg - stwierdza.

- Nazywam się Tomasz, lat 62. Miałem wszystko: dyplom inżyniera, świetną pracę, dobrze prosperującą firmę, dom, dwa samochody, rodzinę. Od kilkunastu lat jestem w separacji z żoną, dzieci widuję sporadycznie. Mieszkam w starym drewniaku po dziadkach, a na chleb zarabiam na budowie. Uczciwie - zastrzega. - Nie boję się tych słów: przegrałem swoje życie - mówi.

Przegrane życie

Wygrałem los na loterii

Pytany o moment, kiedy hazard przejął nad nim kontrolę, pan Tomasza przywołuje końcówkę lat 80, czas, kiedy na fali przemian ustrojowych mało ambitną i słabo płatną pracę w geesie zamienił na rodzinną firmę handlową związaną z branżą rolniczą, którą założył i prowadził wraz z ojcem. To był strzał w dziesiątkę. Ze skromnego urzędnika stał się panem prezesem. - Jako rasowy hazardzista powinienem powiedzieć: wygrałem los na loterii, prawda? - wtrąca z uśmiechem. - Nasza działalność rozkwitała z dnia na dzień, kontraktów przybywało, zatrudnialiśmy mnóstwo pracowników, a dobrze zainwestowane pieniądze przychodziły same, słowem - passa! Wiodło mi się i w interesach, i w życiu osobistym. Zostałem nawet radnym - w końcu jako pracodawca liczyłem się w mieście. Poukładane życie, zadowolenie, uznanie... Miałem wszystko - stwierdza.

Ślepa uliczka

- Zgubiły mnie wyjazdy w interesach do Warszawy - mówi krótko pan Tomasz. Przepraszając, zapala papierosa. - Dla człowieka z niewielkiej mieściny na wschodzie Polski zmieniająca się z dnia na dzień stolica była jak objawienie. Piękne hotele, spotkania z kontrahentami, alkohol, kwoty, jakimi obracaliśmy, luksus... To był świat, który mnie urzekł - mówi o początkach drogi donikąd. - Pewnego razu po podpisaniu umowy mój biznesowy partner namówił mnie na wieczór w kasynie. „Coś nowego, czemu nie?” - pomyślałem. Finał? - Bingo! Pękaty portfel, a przede wszystkim adrenalina, jakiej nie odczułem nigdy wcześniej - przyznaje. Potem przyszły kolejne okazje. Korzystał z nich bez oporów. I ze zmiennym szczęściem.

Na minusie

- Nie wiem, kiedy przestałem panować nad tym, co miało przynieść chwilowy relaks. Kiedy nie jechałem do Warszawy, chwytałem się innych sposobów: poker, totolotek, zakłady bukmacherskie. Kubłem zimnej wody był stan konta. Uspokajałem siebie i żonę. Potem brałem pożyczki jedna po drugiej, żeby się odegrać. Nie potrafiąc odpowiedzieć na pytanie „co dalej?”, wpadałem w panikę. Uspokajała mnie myśl: „spróbuję jeszcze raz”. Błędne koło... - wspomina mój rozmówca.

- W ciągu pięciu lat przez hazard posypało się całe moje życie - mówi, nie ukrywając, że dzisiaj nie jest w stanie zachować pokerowej twarzy. - Wszystko przepadło. Trudno uwierzyć? A w to, że jednej nocy można zostawić w kasynie 150 tys. zł?

M. LIPIŃSKA

Trudno zatrzymać tę ruletkę

PYTAMY Małgorzatę Januszewską, psychologa

Kasyno, ruletka, wielkie pieniądze... Choć w ciągu skojarzeń hazard lokujemy wśród pojęć odnoszących się do bardziej „wyrafinowanych” rozrywek, nałogiem podpadającym pod to pojęcie może być udział w konkursie audiotele czy granie w totolotka. Kiedy rozrywka przeradza się w hazard?

Może nim być zarówno zasiadanie przy ruletce, jak też kupowanie losów loteryjnych czy słanie esemesów z nadzieją na wygraną. Jeżeli człowiek mając pusty portfel, staje na głowie, żeby np. zdobyć pieniądze na kupno kolejnej zdrapki albo na doładowanie telefonu, by móc wysłać kolejnego konkursowego esemesa, to sygnał, by szukać pomocy u specjalistów.

Podobno nikt nie rodzi się z żyłką do hazardu. Można mówić o grupie osób podwyższonego ryzyka?

Zamiłowania do ryzykownych gier nie wysysa się z mlekiem matki, jednak ten pierwszy bodziec pojawia się za sprawą bliskich. Wśród różnych kategorii hazardzistów powtarza się często motyw: występowanie ryzykownego grania w rodzinie. Ta nieszczęsna żyłka do hazardu często kształtuje się już u dzieci, które rodzice bądź dziadkowie skłaniali do uczestnictwa w grze, np. podsuwając kupon z liczbami do skreślenia, albo które były tylko świadkami grania.

Na pewno większą skłonność do tego rodzaju uzależnienia mają osoby, które czują się niepewnie i poszukują sposobu na podniesienie własnej wartości. Do grupy podwyższonego ryzyka zaliczyć można dzieci rosnące w rodzinie, która pieniądz stawia na pierwszym miejscu, gdzie silny jest kult jego posiadania. Podkreślam: nie kult pracy czy zarabiania, tylko kult posiadania.

W przypadku tego uzależnienia wszystko kręci się wokół portfela?

Chodzi o zdobycie pieniędzy szybko i bez większego wysiłku. Stają się one swoistym katalizatorem samooceny w myśl zasady: mam je - jestem kimś, nie mam - jestem nikim. Nie wyznacza natomiast wartości takich, jak pracowitość czy sumienność. U nałogowych hazardzistów poszukiwanie drogi do realizacji celu dodaje im pewności siebie, a brak dostępu do grania sprawia, że czują, jakby rozsypywali się na kawałki. Ten etap uzależnienia jest już bardzo niebezpieczny.

Do czego może doprowadzić to uwielbiane przez hazardzistów ryzyko?

W 2012 r. odnotowano 12 prób samobójczych z powodu uzależnienia od hazardu. W 2007 r. podjęła ją tylko jedna taka osoba, co oznacza, że uzależnionych przybywa. Powód to problemy finansowe, fizyczna, psychiczna i emocjonalna ruina uzależnionego oraz dramat, który dotyka całą rodzinę.

Na chłopski rozum tarapaty finansowe powinny być hamulcem, bodźcem do zatrzymania tej nieszczęsnej ruletki...

Tutaj nie działa zdrowa logika. Długi, w jakie popada hazardzista, sięgają kwot niebotycznych. Dlatego próbuje on zdobyć „jakieś pieniądze”, by zacząć je spłacać. Sięga po najbardziej znany sposób, czyli wraca do nałogu, zapewne mając w pamięci nieliczne chwile, kiedy rzeczywiście wygrywał i triumfował. Zaprzestanie gry wiąże się dla niego z tym, że nie będzie mieć pieniędzy, jakkolwiek okazuje się, że właśnie wtedy, kiedy nie gra, ma przyrost gotówki. Ale on tego nie dostrzega.

Czy przychodząc na terapię, hazardzista ma wolę i mocne postanowienie poprawy?

Zacznijmy od tego, że zwykle nie z własnej woli szuka pomocy. Skłania go do tego rodzina - to w nią, w jej stabilność uderza najmocniej to uzależnienie, ponieważ zmienia jej sytuację finansową niejednokrotnie o 180 stopni. Udział w terapii, do czego zwykle zmusza współmałżonek, to kwestia być albo nie być rodziny, dalszego bycia razem.

Niestety sami uzależnieni stają przed specjalistą zwykle z przekonaniem, że nic się takiego nie dzieje, że nad tym panują. Chcą jednego: pomocy w wyciszeniu emocjonalnym. Po co? Tylko po to, żeby lepiej trzymać się podczas gry. W pracy z osobą uzależnioną od hazardu problem, który ona sygnalizuje, stanowi wierzchołek góry lodowej.

Jak najskuteczniej walczyć z tym uzależnieniem?

Warunkiem każdej formy terapii jest podejście do niej z odpowiednią motywacją, a na pewno takim czynnikiem jest rodzina Największe efekty przynosi udział w spotkaniach anonimowych hazardzistów, tak jak alkoholika do pionu najszybciej postawi przynależność do AA. Taka grupa realizuje również program 12 kroków, który pozwala zachować abstynencję od hazardu i po prostu trzymać się w ryzach. W kręgu AH otwarcie mówi się o tym, że jakakolwiek gra, nawet zwykły zakład o kawę, jest jak kieliszek wódki dla zdrowiejącego alkoholika - powoduje lawinę zdarzeń, a w efekcie powrót do nałogu.

Warto zaznaczyć, że nie zawsze hazard jest jednostką chorobową samą w sobie. Bardzo często występuje w towarzystwie np. choroby afektywnej dwubiegunowej, której objawem bywają zachowania ryzykowne. W takich przypadkach pomocy trzeba szukać u psychiatry.

Zgodzi się Pani ze stereotypem, że hazard jest domeną dorosłych mieszkańców wielkich miast?

Automaty do gry stoją nawet w podrzędnych knajpach czy niewielkich wiejskich sklepach. Nie mam pewności, że bywają tam tylko dorośli. Na marginesie: obawiam się niestety, że dorośli - zarówno pracujący w tych miejscach, jak i klienci - nie zwracają uwagi na przesiadujące tam dzieciaki. Ponieważ już u młodzieży szkolnej pojawiają się cechy uzależnienia, uważam, że za mało robi się w zakresie profilaktyki. Młodzież jest informowana o skutkach zażywania narkotyków czy alkoholu, natomiast nie słyszy o konsekwencjach hazardu. Stąd mój apel do rodziców i nauczycieli o podejmowanie takich tematów. Efekty przyniesie na pewno komunikat w racjonalny sposób dowodzący brak logiki w zachowaniach na pograniczu hazardu - wystarczy np. przeliczyć koszt esemesów wysłanych w ramach loterii na wartość konkretnego, użytecznego przedmiotu, który młody człowiek mógłby sobie za straconą kwotę kupić w sklepie. Chodzi o to, by zrozumiał, że konkurs czy loteria, które tak go omamiły, to żerowanie na ludzkiej naiwności.

NOT. MONIKA LIPIŃSKA
Echo Katolickie 49/2014

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama