Zamiast jednoczyć się w trosce o Polskę, wciąż szukamy sojuszników na zewnątrz. I to w walce przeciwko sobie. A potem lament, że Polska to kondominium.
Zamiast jednoczyć się w trosce o Polskę, wciąż szukamy sojuszników na zewnątrz. I to w walce przeciwko sobie. A potem lament, że Polska to kondominium.
Wiosna w tym roku jest szalona. Tuż przed majówką przewodniczący ZNP ogłosił „zawieszenie” strajku nauczycieli. Kilka godzin później taką samą decyzję zakomunikował szef FZZ. Spóźnili się z tym komunikatem co najmniej jeden dzień. Wcześniej mogliby oznajmić, że chodzi im o dobro dzieci i młodzieży, szczególnie maturzystów. A teraz, kiedy rząd wytrącił im z rąk najstraszniejszy oręż szantażu, gwarantując dzięki specjalnej ustawie, że matury i tak się odbędą, największym przegranym jest kierownictwo ZNP.
W sensie moralnym przegranymi są również nauczyciele, szczególnie ci, którzy z arogancją odnosili się do swoich niestrajkujących kolegów. Rozłam, który powstał w niejednym pokoju nauczycielskim, trudny będzie do zaleczenia. A przecież trzeba wrócić do pracy, spojrzeć sobie w oczy, odzyskać szacunek uczniów. Nie będzie to łatwe. Nie chciałbym być w skórze nauczycieli, którym uczniowie zaśpiewają kiedyś: „Są tacy, to nie żart, dla których jesteś wart mniej niż krowa, mniej niż krowa…” Bo co zrobią? Obniżą ocenę z zachowania? Sami przecież wylansowali tę śpiewankę.
Wygranym jest szef nauczycielskiej „Solidarności” Ryszard Proksa, bo to on wykazał się największym realizmem i odpowiedzialnością w godzeniu interesów nauczycieli, uczniów i państwa. Dzięki podpisanemu przez niego porozumieniu nauczyciele uzyskali gwarancję podwyżek i ułatwienia w awansie zawodowym. W tym znaczeniu nie są ekonomicznie i statusowo przegrani. Ważne, żeby potrafili to sobie uzmysłowić i nie popadli w rozgoryczenie, które cyniczni politykierzy znów obrócą przeciwko uczniom, rodzicom i rządzącym. To, co osiągnięto, nie jest punktem docelowym, dlatego ostatnie strajki powinny być momentem przesilenia, który zmobilizuje wszystkich zainteresowanych do merytorycznej dyskusji o reformie polskiego szkolnictwa.
Zaraz po długiej majówce, 11 maja, ulicami Warszawy ma przejść manifestacja środowisk narodowych przeciwko przyjmowaniu przez Polskę skutków amerykańskiej ustawy 447. Ustawę tę, przyjętą jednomyślnie w Kongresie i w Izbie Reprezentantów, podpisał Donald Trump 8 maja ubiegłego roku. Data to wielce symboliczna, albowiem na Zachodzie jest to dzień zakończenia II wojny światowej. Wspomniana ustawa zobowiązuje wszystkich przedstawicieli USA do wspierania roszczeń organizacji żydowskich do tzw. mienia bezspadkowego. Szacuje się, że suma żydowskich roszczeń wobec Polski może opiewać na 300 mld dolarów. To ponad siedmiokrotnie więcej niż zagraniczne zadłużenie PRL i ponad trzykrotnie więcej niż cały budżet państwa na rok 2019!
Polski rząd chowa w tej sprawie głowę w piasek. Nie wsparł nawet protestów amerykańskiej i zachodniej Polonii, która ostrzega, że sytuacja jest bardzo niebezpieczna. O zagrożeniach z tytułu 447 pisał u nas prof. Kazimierz Dadak z USA. Projekt specjalnej uchwały polskiego parlamentu w tej sprawie złożył w imieniu klubu Kukiz ’15 wicemarszałek sejmu Stanisław Tyszka. Jednakże marszałek sejmu Marek Kuchciński nie dopuścił do jej rozpatrywania, bo „sprawa jest delikatna”. PiS nie chce się stawiać Ameryce i środowiskom żydowskim, bo ze względu na napięte relacje z Rosją nie ma takiej ceny, której by nie zapłacił za choćby mgliste nadzieje na „Fort Trump”.
Wszystko to sprawia, że na manifestacji 11 maja w Warszawie mogą pojawić się tysiące ludzi. Organizatorzy – ci sami, którzy od lat prowadzą Marsz Niepodległości 11 listopada – potrafią zgromadzić tłumy. Nie zabraknie wśród nich osób kandydujących w tegorocznych wyborach, którzy za cenę rozhuśtania emocji zechcą uszczknąć PiS-owi trochę głosów dla siebie. Sytuacja łatwo może się wymknąć spod kontroli, a i prowokacji z różnych stron też wykluczyć nie można. Jeśli pojawią się jakikolwiek wątki antysemickie, to jedynie one będą kształtować opinię o Polsce. Nietrudno zgadnąć, komu na tym zależy. Czy rząd przez kontrolowane działanie w sprawie 447 zachce ugasić pożar, zanim on wybuchnie? Bo wieści o tajnych rokowaniach w sprawie wypłaty roszczeń i zamiatanie sprawy pod dywan do niczego dobrego nie prowadzą.
Polska potrzebuje dzisiaj ponadpartyjnego porozumienia. Ktokolwiek wygra wybory, będzie musiał się zmierzyć z problemem bezpieczeństwa, oświaty i roszczeń. A największą chyba naszą bolączką jest to, że zamiast jednoczyć się w trosce o Polskę, wciąż szukamy sojuszników na zewnątrz. I to w walce przeciwko sobie. A potem lament, że Polska to kondominium.
"Idziemy" nr 18/2019
opr. ac/ac