Gdy problem jest poważny, niektóre małe dzieci radzą sobie w taki sposób, że odwracają wzrok lub zamykają oczy. Dokładnie tak samo reaguje dziś wielu rodziców, gdy przedstawia się im program edukacji seksualnej, która ma obowiązywać w szkołach: uczenie dzieci masturbacji, „krytycznego podejścia do norm”, zabawa w lesbijki, seks analny. Jeśli nie zareagujemy dziś, jutro będzie już za późno.
Poświęciłem trochę czasu, aby wyciągnąć dla czytelników najsmakowitsze rodzynki z „ciasta” które przygotowało Biuro Regionalne Światowej Organizacji Zdrowia dla Europy i Federalne Biuro RFN ds. Edukacji Zdrowotnej. Ciasteczko nazywa się „Standardy edukacji seksualnej w Europie” (2010) i jest zaleceniem czego dzieci powinny się uczyć na temat seksu w różnych grupach wiekowych:
Cały akcent położony jest na promocję różnego rodzaju dewiacji, prawie nic nie mówi się o normalnej rodzinie i miłości. Nic o niebezpieczeństwach związanych z perwersją seksualną, z wolnym seksem, nic o szkodliwości antykoncepcji, nic o zaletach wstrzemięźliwości seksualnej. Seks sprowadzony jest do używania drugiego człowieka w celu uzyskania maksimum przyjemności przy minimalnych stratach. Nawet jeśli proponuje się pozytywną wiedzę to jednak adresowana ona jest dla tak małych dzieci, że napawa to przerażeniem, jaki to może mieć wpływ na ich psychikę. Niedawno znajoma opowiadała mi jak jej 12 letnia córka wróciła cała w łzach ze szkoły i powiedziała, że nigdy więcej do niej nie pójdzie. Okazało się, że seksedukatorka na występach gościnnych uczyła dzieci jak zakładać prezerwatywę na sztucznego penisa.
I jeszcze kilka kwiatów ze wstępu do tych „standardów”:
„Te nowoczesne metody przyczyniły się do pojawienia się całkowicie nowych możliwości oddzielenia współżycia seksualnego od prokreacji…”
Czytałem ostatnio jedno z angielskich czasopism (bynajmniej nie chrześcijańskim!), prezentujące dramatyczne dane o seksualizacji dzieci. Mowa tam o 10-12 letnich dziewczynka przesyłających swoje „gołe” zdjęcia kolegom z klasy, którzy organizowali na ich podstawie pornograficzne konkursy. Zresztą co szukać daleko, niedawno znajomy nauczyciel opowiadał mi o powtarzających się aferach w jego gimnazjum z uczennicami, zamieszczającymi na facebooku rzeczy, których niejeden dorosły człowiek wstydziłby się czytać. Zadziwiające jest to, że wydawałoby się inteligentni ludzie w ONZ, Komisjach Europejskich i ministerstwach nie widzą związku promowanych i wprowadzanych przez siebie programów edukacji seksualnej z rosnącą deprawacją dzieci i młodzieży.
„Kolejność rozwoju seksualnego młodych ludzi przebiega następująco: całowanie się, dotykanie i pieszczenie przez ubrania, pieszczoty nago, stosunki seksualne (osoby heteroseksualne) i w końcu seks oralny i czasami analny.”
– jak widzimy stosunki oralne i analne to szczyt rozwoju ludzkości!
„W wielu krajach Środkowej i Wschodniej Europy rozwój edukacji seksualnej uległ spowolnieniu spowodowanemu konserwatyzmem pojawiającym się w rożnych sferach życia publicznego, w tym politycznego, kulturalnego i religijnego.”
– Wyobrażam sobie przerażenie wielu pań w naszym Ministerstwie Edukacji, które latem wybierają się na wakacje do Hiszpanii lub Włoch i tam wszyscy ich będą wytykali palcami jako przedstawicielki ciemnogrodu, w którym wciąż jeszcze 3-latków nie uczy się masturbacji. Co za wstyd! Nasze biedne urzędniczki będą się musiały kryć ze swoją polskością, chyba, że zdążą do urlopu stworzyć nową podstawę programową dla przedszkoli.
„W większości były to działania w zakresie „przygotowania do małżeństwa i życia w rodzinie”, które zaprzeczały faktowi, że młodzi ludzie stopniowo coraz bardziej interesują się związkami partnerskimi, a w szczególności temu, iż mogliby oni być aktywni seksualnie przed zawarciem związku małżeńskiego…”
– przypomina mi się w związku z tymi wszystkimi złotymi myślami anegdota z mojej młodości. W tamtych czasach było tylko jedna czasopismo dla młodzieży: „Świat młodych” z „niebieską kolumną”, gdzie mądre panie z redakcji pisały do siebie listy, a potem same na nie odpowiadały. I oto jeden z takich listów: „Droga redakcja, mam 14 lat, Czarek 15, znamy się od dwóch tygodni. Rodzice nie pozwalają nam się ryćkać. Co robić!? Zrozpaczona Ania”. Odpowiedź redakcji: „Co prawdy nie wiemy co znaczy «ryćkać się», ale ryćkajcie się dalej.” I do tego „ryćkajcie się dalej” sprowadza się tak naprawdę cała zawartość tych zaleceń wyprodukowanych przez szacowne organizacje. Ale jakie w ogóle ONZ i WHO ma prawo, żeby cudze dzieci uczyć ryćkania się? Mogę sobie wyobrazić, że ktoś miał trudne dzieciństwo i stres zaowocował uzależnieniem od masturbacji, ale to przecież nie jest powód, żeby taki człowiek chodził do sąsiadów i uczył tego ich 4 letniego synka!
Autorkami tej instrukcji są w większości Panie z krajów skandynawskich, Holandii i krajów niemieckojęzycznych. Nie ma nikogo ze wschodniej, południowej i zachodniej Europy, więc po pierwsze jest pytanie o reprezentatywność tych ekspertek lub wręcz o ideologiczny kolonializm promowany przez WHO i ONZ. Bolszewicy po rewolucji wymyślili „taktykę salami” w walce ze swoimi przeciwnikami (np. Kościołem) – jeśli nie można od razu złapać całą kiełbasę, to trzeba ją odcinać cienkimi plasterkami. Te „standardy seksulane” to tylko początek, pierwsze nieśmiałe kroczki w kierunku seksualnego jasnogrodu. Pamiętajmy, że na początku programy edukacji seksualnej dla dzieci np. w Niemczech były o wiele bardziej stonowane, a co teraz?:
W niemieckich przedszkolach dzieci muszą bawić się w „doktora”. Bada się specjalnie przygotowane lalki z narządami płciowymi, ale i pokazuje się na własnym ciele, gdzie, co i jak działa. […]Maluchy uczą się anatomii narządów płciowych oraz jak ich używać niekoniecznie do prokreacji, a do zaspokojenia swoich seksualnych potrzeb. Ministerstwo ostatnio wydało książeczkę „ABC małego ciała. Leksykon dla dziewczynek i chłopców”. I cytat – z góry przepraszam, jeśli przekracza granice przyzwoitości – „dotykanie jąder może być rozkoszne i piękne”, „Łechtaczka znajduje się z przodu pomiędzy małymi wargami sromowymi. Dotykanie łechtaczki może dostarczyć wiele rozkoszy” albo „Prezerwatywy można kupić w różnych kolorach, rozmiarach i gustach smakowych. Dzięki nim można zapobiegać ciąży, uniknąć zarażenia się chorobami”. Do tego mamy obrazek penisa w czasie wzwodu. I ostatni cytat: „Bycie lesbijką jest dla niektórych ludzi niezwyczajne, ale to jest zupełnie normalne. Tak jak można mieć ochotę na czekoladę, tak samo kobiety i mężczyźni mogą mieć ochotę na seks z samym sobą. Zabawa w lesbijki jest normą w niemieckim przedszkolu… Nie we wszystkich przedszkolach jest to stosowane, ale taki jest trend: rozstawia się dzieci po kątach i każe przytulać oraz uczy masturbacji. (Gość Niedzielny, „Dyktatura seksu”).
I co najważniejsze rodzice nie mogą zwolnić swoich pociech z tych zajęć w przedszkolu. Za to są karani grzywną lub nawet zamykani w areszcie. Pewien Hiszpan, kiedy mu dzieci po raz kolejny po takich zajęciach przyszły do domu rozhisteryzowane, spakował swoje rzeczy i przyjechał do Polski. Ale jeśli będziemy jak zwykle pasywni według zasady „komuna w szkole swoje, a my w domu swoje”, to już niedługo nie będziemy mogli przed deprawacją obronić własnych dzieci. Jeśli nam na nich nie zależy, to zróbmy chociaż coś dla tego Hiszpana – bo gdzie on ma dalej z Polski uciekać? Na Czukotkę?