Felieton "młodzieżowy"
Nauczyciele, którzy proponują „eksperymentalne” szkoły,
zapominają o tym, że eksperymenty przeprowadza się
na szczurach, a nie na ludziach.
Przeglądając (bez entuzjazmu) „postępowe” czasopisma dla młodzieży, ciągle na nowo przekonuję się o tym, że pracujący tam dziennikarze mają poważne problemy ze wzrokiem. Zgodnie z diagnozą, którą Jezus postawił w Ewangelii, widzą oni doskonale różne źdźbła w życiu nastolatków, ale nie widzą pokaźnych belek, ani nawet potężnych lasów. Dowodem na tę dziwną chorobę „nowoczesnych” mediów jest choćby fakt, że nikt z „inteligentnych”, „tolerancyjnych” i „otwartych” dziennikarzy, nie odnotował takich „drobiazgów”, jak ponad stutysięczny tłum młodzieży w czasie tegorocznych uroczystości na Polach Lednickich czy jak sześciuset tysięczna „grupka” młodych (ekstremistów?) na krakowskich Błoniach w czasie pielgrzymki Benedykta XVI do Polski. Takiej dyskryminacji i cenzury nie było chyba nawet za czasów komunistycznych.
Tak zwane „pisma młodzieżowe” mają więc poważne problemy, by dostrzec największe nawet tłumy młodzieży. Są jednak sytuacje, w których dziennikarze w cudowny niemal sposób (i jak tu nie wierzyć w cuda!) odzyskują wzrok. Niepodważalnym dowodem nagłego uzdrowienia jest dostrzeżenie - przez wspomniane pisma i inne „postępowe”, bo „poprawne” polityczne media — małej, mikroskopijnej wręcz garstki wagarowiczów, którzy samych siebie nazwali „Inicjatywą Uczniowską”.
W najnowszym numerze „Przekroju” (16.09.2006) pani redaktor Sylwia Czubkowska pisze o nich wręcz z zachwytem. Najpierw odważnie zauważa, iż „to nieprawda, że Inicjatywę Uczniowską założono, by zwalczać ministra edukacji narodowej Romana Giertycha. (...). Zwalczanie Inicjatywy Uczniowskiej przez ministra edukacji zaowocowało scementowaniem się obozu zwolenników szkoły otwartej, bazującej na pedagogice eksperymentalnej i partnerskiej relacji uczeń-nauczyciel. Jak się okazuje, nie tylko uczniowie, ale także część pedagogów zaczęła popierać taką nowoczesną wizję szkolnictwa.”
Redaktorka „Przekroju” nie ukrywa swojej fascynacji „Inicjatywą Uczniowską”. Z dumą zauważa, że wspomniana garstka fatalnie wychowanych nastolatków (co z kolei niechcący pokazały różne stacje telewizyjne), „przeprowadziła kilka spektakularnych akcji. W lutym inicjatorzy leżeli krzyżem pod siedzibą Ministerstwa Edukacji, protestując przeciw Narodowemu Instytutowi Wychowania. Później przebrani za wojsko znów pojawili się pod siedzibą resortu, tym razem w akcie niezgody na list ministra do kuratorów nawołujący do niewpuszczania ekologów i pacyfistów do szkół. Nie wykruszyły ich wakacje. Spotykali się co tydzień. Podczas Przystanku Woodstock tworzyli siatkę terenową organizacji. Udało im się zwerbować 200 osób z całej Polski. Pod koniec lipca zorganizowali w Warszawie ogólnopolski zjazd (było kilkadziesiąt osób, ale tylko trzy spoza Warszawy - dwie z Krakowa i jedna z Wrocławia). Dziś Inicjatywa zrzesza ponad 300 osób. Właśnie przygotowują się do ogólnopolskiego strajku uczniowskiego.”
Przyznaję, że trochę zazdroszczę entuzjazmu i nadziei dziennikarce „Przekroju”. Uwierzyła ona w to, że 300 (słownie: trzystu) nastolatków to reprezentacyjna grupa dla polskiej młodzieży i że ta grupa, a raczej grupka, może doprowadzić do ogólnopolskiego strajku uczniów. Prawdopodobnie pani redaktor szczególną nadzieję pokłada w owych dwóch delegatach z Krakowa i jednym z Wrocławia. No cóż, dziennikarze nie muszą znać się na socjologii. Ani na tym, co rzeczywiście chce polska młodzież. Zwłaszcza ci, którzy pojawiają się w Lednicy, na krakowskich Błoniach, którzy pielgrzymują pieszo na Jasną Górę czy którzy co tydzień spotykają się w parafiach po to, by uczyć się żyć od Chrystusa. Kto chce wiedzieć, do której grupy młodzieży należy przyszłość, niech popatrzy na historię ostatnich dwóch tysięcy lat...
opr. mg/mg