Fragmenty rozdziału "O bardziej skuteczne kaznodziejstwo" i spis wybranych fragmentów
Jezus nauczał jako ten, który ma autorytet, a nie jak uczeni w Piśmie (por. Mt 7,29). Jakże odmienne są słowa głoszone przez nas, współczesnych kaznodziejów. Często nie mają mocy, nie docierają do słuchaczy i nie przekonują ich do prawdy Ewangelii.
Nudne i nieskuteczne kaznodziejstwo było problemem Kościoła od jego początków. Jakby echem tego jest definicja kazania, podana przez słownik Webstera: „Kazanie to wystąpienie dające wskazówki moralne lub religijne, najczęściej w nudny sposób”. Paul Claudel w swoim Dzienniku notował: „W ustach kaznodziejów doktryna chrześcijańska przypomina witraże — światło oprawione w ołów: masa ołowiu!”.
„Jeśli jestem rozczarowany moim kazaniem — zauważa Timothy Radcliffe, generał dominikanów w latach 1992—2001 — pocieszam się, przypominając sobie, jak to święty Paweł przez swoje przedłużające się przemówienie, głoszone aż do północy, doprowadził do tego, iż pewien młodzieniec, imieniem Eutych, siedzący na oknie, zasnął i spadł z trzeciego piętra, ginąc na miejscu (por. Dz 20,7—9). O ile wiem, przez moje kaznodziejstwo nikt jeszcze nie stracił życia”.
Humbert z Romans (1277), generał dominikanów w latach 1254—63, podał w swoich pismach program nauczania i technikę układania kazań. Około 1240 roku opublikował traktat o kształceniu kaznodziejów De eruditione praedicatorum, w którym podkreśla, iż słowo kaznodziejskie ma taką moc, iż zdolne jest wskrzeszać zmarłych. Tak zresztą zrobił św. Paweł ze wspomnianym wyżej Eutychem. Tymczasem nasze kaznodziejstwo nie tylko nie wskrzesza z martwych, ale w dodatku usypia żyjących. Można się pocieszać, że kłopoty z nudnymi wystąpieniami mieli nawet święci kaznodzieje. Słynący z niezwykle nudnych kazań Cezary z Arles, chcąc zatrzymać słuchaczy do końca swego wystąpienia, kazał służbie kościelnej zamykać drzwi kościoła. Znane są jednakże przypadki odmienne. John Donne, poeta i kaznodzieja anglikański, stwierdza, iż purytanie głosili długie kazania dlatego, że kiedy zgromadzenie zapadało w sen, kaznodzieje mówili dalej, dopóki ludzie nie obudzili się ponownie.
Współczesny kaznodzieja, pragnący z największym oddaniem spełniać posługę słowa Bożego, doświadcza szeregu niepowodzeń. Wynikają one często z błędów popełnianych przez niego, z braku zainteresowania ze strony słuchaczy, a często także z powodu niekomunikatywnego języka. W poniższym szkicu pragnę zwrócić uwagę na kilka ważnych spraw, od których zależy skuteczność przepowiadania.
Jakie jest nasze podejście do czytań biblijnych? Błędem płynącym być może z rutyny jest podchodzenie do tekstu nie tylko bez próby wnikliwego zrozumienia go, ale nawet bez uprzedniego uważnego przeczytania tekstu. Często kaznodzieja narzuca perykopom biblijnym swoje problemy, których w ogóle nie ma w tekstach przeznaczonych na dany dzień. Wówczas to głosi nie tyle słowo Boże, ile własne, a w dodatku chce, aby Bóg się z nim zgadzał. Zdarzało się, iż niektórzy kaznodzieje w Wielki Piątek nie mieli nic więcej ludziom do powiedzenia niż, kierując się słowem Chrystusa: „Pragnę!” (J 19,28), mówić o grzechach pijaństwa, za które Jezus cierpiał.
Zanim nie wnikniemy w czytania biblijne, nie przeczytamy ich sami (za starą tradycją warto czytać na głos) i dokładnie ich nie zrozumiemy — nie wolno nam głosić słowa Bożego. Współczesny kaznodzieja, nie chcąc pozostać w kręgu własnych fantazji, winien prawidłowo odczytać autentyczny kerygmat perykop składających się na liturgię słowa. Mamy już, dzięki Bogu, wiele dobrych komentarzy do Pisma Świętego, jak choćby Prymasowska Seria Biblijna, tekst i objaśnienia poszczególnych ksiąg biblijnych opracowane przez KUL i inne.
Oto fragment Księgi Amosa (7, 12—15), przeznaczony na 15. niedzielę zwykłą roku B:
Amazjasz, kapłan w Betel, rzekł do Amosa: „Widzący, idź, uciekaj sobie do ziemi Judy. I tam jedz chleb, i tam prorokuj. A w Betel więcej nie prorokuj, bo jest ono królewską świątynią i królewską budowlą”. I odpowiedział Amos Amazjaszowi: „Nie jestem ja prorokiem ani nie jestem uczniem proroków, gdyż jestem pasterzem i tym, który nacina sykomory. Od trzody bowiem wziął mnie Pan i Pan rzekł do mnie: «Idź, prorokuj do narodu mego, izraelskiego»”.
Ten krótki, kilkuzdaniowy tekst nie zostanie prawidłowo odczytany, jeśli kaznodzieja nie sięgnie po dobry komentarz. Dopiero wtedy będzie w stanie dobrze zrozumieć przedstawioną w perykopie sytuację i ukazać ją słuchaczom nie tylko poprawnie i interesująco, ale także z odniesieniem do współczesności, aktualizując ją. By nie być gołosłownym, przytoczę fragment homilii Rolfa Zerfassa, niemieckiego homilety, wyjaśniający powyższy tekst:
Król Jeroboam panujący wtedy, gdy działał prorok Amos, miał na swym koncie wspaniałe dokonania: poszerzył obszar Izraela, sprawił, że ważne szlaki handlowe dawały wysokie dochody z pobieranego cła, dzięki czemu rozwinęła się koniunktura, odnotowano widoczny wzrost gospodarczy. Wszystko wskazywało zatem na długi okres bogactwa i dobrobytu. Jeroboam zapragnął mieć świątynię na wzór świątyni jerozolimskiej i wybudował ją. Obowiązkiem ustanowionych tam kapłanów i proroków było przepowiadanie szczęścia i upraszanie błogosławieństwa dla króla. I oto w tej właśnie świątyni, w okresie największego sukcesu króla, Amos zaczyna ostro piętnować ukrytą cenę sukcesu.
Jest nią religijny i moralny upadek. Bóg i Jego pomoc wydawały się czymś tak oczywistym, że wypełnianie praktyk religijnych ograniczało się tylko do świątyni. Nabożeństwa, poruszając wprawdzie serca i umysły, nie miały niczego wspólnego z życiem, nie znajdowały również żadnego rezonansu w codzienności. Nic nie stało na przeszkodzie, by w spokoju ducha odprawiać swoje nabożeństwa, a równocześnie bez cienia wstydu wyzyskiwać oraz oszukiwać najsłabszych w społeczeństwie, nakładając na nich wysokie podatki i wypłacając niskie wynagrodzenia. Amos przemawiający nie jako oficjalnie ustanowiony w świątyni prorok, lecz przybyły do Betel obcokrajowiec, był pasterzem, trudnił się także przycinaniem sykomor. I właśnie ten wieśniak przypisał sobie prawo do nazwania całego zła po imieniu i spojrzenia na nie z Bożej perspektywy.
Możemy sobie doskonale wyobrazić, że w świątyni królewskiej, a więc w jakimś sensie urzędzie państwowym, tego rodzaju krytyka była w najwyższym stopniu niepożądana. Dlatego Amosowi kazano się wynosić: „Wynoś się stąd, idź do Judy, tam skąd przyszedłeś, tam możesz złorzeczyć Izraelowi, ile dusza zapragnie, ale nie tutaj, ponieważ tutaj jest królewska świątynia, i tu my mamy prawo głosu, my decydujemy, o czym można mówić, a o czym nie!”.
Amos został wygnany, ale swoje zadanie wypełnił, wzywając Izraela do porzucenia niesprawiedliwości i wyzysku. Wystąpił odważnie, nie dał się zastraszyć świeckiej i religijnej władzy. Miał świadomość, że posłał go Pan, że działał w zgodzie z własnym sumieniem.
Czytaj dalej >>
opr. aw/aw