Fragmenty książki "Sztuka głoszenia kazań"
Kaznodzieja winien sobie zadać trud wydobycia z biblijnych czytań bodaj cząstki ziemi nieznanej. W ten sposób z tekstu pozornie łatwego i powszechnie znanego stworzy nową jakość, sam ją głęboko przeżyje i wzbudzi nią zaciekawienie słuchaczy. Nie jest to łatwe. Przez wielokrotne czytanie tych samych fragmentów Pisma Świętego stępia się wrażliwość poznawcza. A przecież to znamienne, że znany detektyw Sherlock Holmes podejmował się rozwikłania jakiejś trudnej sprawy właśnie wtedy, gdy dostrzegł w niej jakiś dysonans, coś, co go zaciekawiło, gdy spotykał się z czymś nietypowym. Tylko taka sytuacja, która zastanawia, zawiera sprzeczność lub pozorną niezgodność, prowadzi do odkrycia. Ten dysonans jest owym ziarnkiem piasku, które drażniąc i niepokojąc, rodzi perłę w ostrydze perłodajnej. Takich scen nie brakuje w Piśmie Świętym. Uwagę Mojżesza pasącego owce swego teścia Jetry przyciąga płonący krzew, który płonie, a nie spala się (por. Wj 3,1—8a). Jest to więc coś, co zaprzecza jego dotychczasowemu doświadczeniu. Zaciekawiony, dlaczego krzew się nie spala, zbliża się i... Podobne doświadczenie staje się udziałem św. Piotra. Ten doświadczony rybak, po całonocnej pracy, w którą włożył wszystkie swe umiejętności, z przykrością przyznaje, że nic nie złowił. Tymczasem Jezus prosi, by zarzucił sieci jeszcze raz. Piotrowi wydaje się to bezcelowe. Czyni to tylko dla Jezusa, przekonany, że czeka go kolejne rozczarowanie. Tymczasem „zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się rwać” (Łk 5,6). Dla Piotra jest to znak nadprzyrodzony. Przypada Jezusowi do nóg i mówi: „Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny” (Łk 5,8). Kaznodzieja powinien swoim słowem doprowadzić słuchaczy do spotkania z rzeczywistością nadprzyrodzoną, do doświadczenia religijnego, które przekracza codzienność i nasze umiejętności zawodowe.
Pamiętam, jak wielkie wrażenie zrobił na mnie prosty komentarz ks. prof. Edwarda Stańka do znanego tekstu ewangelicznego o ukazaniu się Zachariaszowi w czasie składania ofiary kadzenia anioła przynoszącego zapowiedź narodzin Jana (Łk 1,5—25). Rysunek tej narracji ewangelicznej jest retorycznie bardzo prosty. Przybliżając go, kaznodzieja mówił (przytaczam z pamięci): „Istnieją dwa światy: ten, dostrzegany naszymi zmysłami, i ten drugi, niewidzialny. Pomiędzy nimi zachodzi wzajemne przenikanie i komunikacja. Anioł wie, co jest powodem zmartwienia Zachariasza i Elżbiety. Chociaż byli sprawiedliwi wobec Boga i postępowali nienagannie według wszystkich przykazań i przepisów Pańskich, jednak nie mieli dziecka. Boży posłaniec przybywa, by przynieść Zachariaszowi radosną wieść: «Twoja prośba została wysłuchana: żona twoja Elżbieta urodzi ci syna». Anioł mówi precyzyjnie. Nie powiedział: «urodzi ci dziecko». Wyraźnie zaznacza: «to będzie syn, któremu nadasz imię Jan»”. Przyznam, że po takiej wypowiedzi Ewangelia nabrała nowych rumieńców. Kaznodzieja dał mi nowe perspektywy widzenia tekstu biblijnego.
Przygotowanie kazania jest pracą trudną. Polega ona często na walce z tekstem, na zrozumieniu go. Cały ten wysiłek jest jak otrzymanie daru słowa zdolnego choćby w części wypowiedzieć tajemnice wiary. Jest to łaska. Trzeba jej szukać, gdyż szukający znajduje. By być dobrym kaznodzieją twórczym, trzeba mieć dar zadziwienia; umiejętność zdumienia nad pięknem przesłania Bożego do człowieka. Wybitny myśliciel żydowski Abraham Joshua Heschel dziękuje Bogu: „Nie prosiłem Cię o sukces, ale o dar zdumienia i Ty mi go dałeś”.
Sprawą niezwykle ważną w każdym kazaniu są pierwsze słowa. To pierwsze wypowiedziane przez kaznodzieję zdanie ma niezwykle doniosłe znaczenie. Nie tylko dlatego, że przerywa ono ciszę, jaka powinna nastąpić po odczytaniu Ewangelii, ale także dlatego, że już po tym zdaniu następuje podświadoma ocena możliwości kaznodziei. W słuchaczu wzbudza się przekonanie: ten kaznodzieja ma coś do powiedzenia, potrafi zaciekawić, bądź przeciwnie — on nie ma nic do powiedzenia. Konsekwencją jest decyzja: będę lub nie będę go dalej słuchał. Nie wolno więc nigdy zaczynać homilii, gdy asysta krząta się wokół ołtarza, a wierni siadają. Pierwsze słowa są naprawdę ważne. Winien w nich być zawarty motyw wiodący całej homilii, tak jak w symfonii Beethovena. Winno to być zdanie skondensowane, bogate w treść, zawierające, jak w soczewce skupiającej, wiele promieni. Jeśli bowiem kaznodzieja rozpocznie od słów: „Kochani, dzisiaj mamy niedzielę. Jest to 28. niedziela zwykła, roku C” — to takimi rewelacjami nikogo nie zachęci do dalszego słuchania.
O znaczeniu pierwszych słów doskonale wiedzieli wielcy pisarze. Warto prześledzić pod tym kątem kanon dzieł literackich uznanych za klasykę. Lew Tołstoj rozpoczyna swą wielką powieść Anna Karenina zdaniem: „Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, a każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób”. Taka wypowiedź otwiera szerokie perspektywy. Równie ciekawe jest pierwsze zdanie znanego dzieła Aleksandra Sołżenicyna Oddział chorych na raka: „Pawilon onkologii oznaczony był numerem trzynastym”. Zestawienie trzynastki i onkologii wiele mówi. Henryk Sienkiewicz rozpoczyna Ogniem i mieczem podobnie pojemnym zdaniem: „Rok 1647 był to dziwny rok, w którym rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastowały jakoweś klęski i nadzwyczajne zdarzenia”. Trudno zapomnieć zdanie otwierające Popioły Stefana Żeromskiego: „Ogary poszły w las. Echo ich grania słabło coraz bardziej, aż wreszcie utonęło w milczeniu leśnym”. Przykładów takich można by podać wiele. Czy równie dobre są pierwsze zdania naszego przekazu Ewangelii?
Kaznodzieja ma uświadomić słuchaczom wielkość chwili. Już w pierwszych jego słowach musi dojść do głosu świadomość: Czy zdajecie sobie sprawę, że to Pan mówi? Otwórzmy swoje uszy i słuchajmy Jego słów. Nie jest to łatwe, gdyż współczesne chrześcijaństwo coraz bardziej cierpi na amnezję religijną. Zapomina o Bogu swoich ojców, o Bogu Abrahama, Izaaka i Jakuba, o Jezusie Chrystusie, jedynym Odkupicielu człowieka. Kaznodzieja ma więc we współczesnym człowieku budzić potrzebę udania się „do ziemi płynącej mlekiem i miodem”, ma ten lud otwierać na obietnice, o których on zapomniał.
Prorok Izajasz mówi, iż słowo, które wychodzi z ust Bożych, nie wraca bezowocnie, zanim wpierw nie dokona tego, co chce Bóg, i nie spełni pomyślnie swego posłannictwa (por. Iz 55,11). Nasze głoszenie Ewangelii winno sprawić, że słowo to będzie płodne i stanie się zalążkiem owocu dobra w życiu tych, którzy go słuchają.
Kaznodziejstwo jest nie tyle zwiastowaniem Ewangelii, głoszeniem jej, ile dzieleniem się nią. Jeśli potrafimy mówić o naszym doświadczeniu wiary, dawać jej świadectwo — uwiarygodnimy ją.
Czytaj dalej >>opr. aw/aw